Polityka miłości w wykonaniu PiS z dniem publikacji na łamach Newsweeka wywiadu z Jarosławem Kaczyńskim definitywnie się zakończyła. Nie ma złudzeń, że kampania wizerunkowa tej partii mogła się odbywać tylko w okresie relatywnej stabilizacji na scenie politycznej, a już w czasie kampanii wyborczej na pewno nie.
Jarosław Kaczyński przywołując we wspomnianym wywiadzie sedno ideologiczne IV RP nie rozpoczął kampanii prezydenckiej Lecha Kaczyńskiego, ale raczej anty-kampanię mającą na celu bezwzględne zdyskredytowanie przeciwnika, bez względu na formę i treść. Wydaje się, że jednym wystąpieniem przekreślił cały dotychczasowy dorobek owego ocieplania wizerunku. Wszystkie wydarzenia, począwszy od objęcia przez Grażynę Gęsicką stanowiska szefa klubu, a skończywszy na sławetnym balu dziennikarzy, zniknęły w jednej chwili w cieniu oszczerczej tyrady szefa PiS-u. Retoryka haków i insynuacji to nic innego jak tylko przywołanie i przypomnienie najgorszej strony rządów partii Kaczyńskiego. Tej strony, która w 2007 roku pozbawiła PiS władzy i która daje skuteczny oręż Platformie Obywatelskiej w wyborczej konfrontacji.
Na prawdę przez dłuższą chwilę miałem wrażenie, że PiS i środowisko związane z prezydentem mogą skutecznie zawalczyć o reelekcję Lecha. Na taką atmosferę złożyło się sporo czynników. Paradoksalnie częściej decydował o tym stan medialnej i politycznej stagnacji, by nie powiedzieć marazmu. Słowem: im mniej PiS-u, tym lepiej dla PiS-u (w domyśle dla Kaczyńskich). Chodziło o to, by z ekranu nie spływał do wyborcy obraz szczekającej Kempy, czy zgorzkniałego i lodowatego Jarosława. I tak też było, bo sam prezes w mediach pokazywał się stosunkowo rzadko, a przodowe bulteriery pochowały się po kątach. Niespodziewanie wyłamał się wódz.
Teraz nie mam już wątpliwości, że Jarosław szkodzi Lechowi, nawet bardziej niż on sobie sam. Choć nie jestem zwolennikiem takiej formy walki w kampanii wyborczej, nie zdziwiłbym się, gdyby Jarosław przedstawił twarde fakty, niekoniecznie poważne i niekoniecznie rzeczywiście destrukcyjne dla przeciwnika. Przypadek kiedy mówi "wiem coś, ale nie powiem" jest zupełnie pozbawiony logiki.
Na czas najbliższych miesięcy Jarosław powinien zaszyć się na Nowogrodzkiej, a dowodzenie w części dotyczącej stricte prezydenckiej kampanii przekazać w ręce młodszych i jeszcze nieskażonych śmiertelnie IV RP.
Inne tematy w dziale Polityka