Na taki moment od niespełna 10 lat, a więc nomen omen od pierwszego dnia inwazji na Afganistan czekały międzynarodowe siły sprzymierzone. Drugi w hierarchii talibów, Abdul Ghani Baradar wpadł w ręce agentów amerykańskiej CIA i pakistańskich służb wywiadowych. Obserwatorzy działań wojennych w Afganistanie wskazują, że pojmanie prominentnego dowódcy może okazać się punktem zwrotnym, co w kontekście ostatnich niezbyt pomyślnych dla sił NATO miesięcy, wydaje się być wiadomością doskonałą.
Istnieje jednak druga strona medalu, która w mojej opinii jest równie ważna. Otóż nie byłoby sukcesu gdyby nie pomoc Pakistańczyków z ISI, którzy wreszcie dali wyraźny dowód na poparcie przynależności do antytalibowskiej koalicji. Odkąd siły NATO poczęły plewić terrorystyczną działalność popleczników Osamy bin Ladena, Pakistan nigdy nie zajął jednoznacznego stanowiska. W 2002 roku ówczesny prezydent Pakistanu generał Pervez Musharrafzapowiadał bezwzględną walkę z wszelkimi odmianami ekstremizmu. Podobną deklarację, choć w nieco bardziej delikatnej formie potwierdził po zamachu 7 lipca 2005 roku w Londynie. Za słowami, nie poszły jednak czyny. Pakistan przez lata był i wciąż niestety pozostaje czymś w rodzaju zaplecza szkoleniowego Talibów. Za wschodnią granicą Afganistanu działa kilkanaście tysięcy szkół przymeczetowych, tzw. medresów, w których mułłowie wpajają sztukę dżihadu młodym zapaleńcom fundametalizmu religijnego z różnych zakątków Azji południowej i zachodniej. Co więcej, sam zamach w Londynie był dziełem terrorystów wyszkolonych w Pakistanie, co potwierdzili zresztą urzędnicy Musharrafa.
Najprawdopodobniej w pobliżu afgańsko-pakistańskiej granicy ukrywa się bin Laden, a biorąc pod uwagę wszystkie przesłanki, trudno przypuszczać, że Pakistańczycy nie znają miejsca pobytu najbardziej poszukiwanego terrorysty świata. Dlaczego więc jeszcze go nie wydali? Przede wszystkim ze względu na marną politykę USA wobec establishmentu Musharrafa. I w tym miejscu należy wytknąć, że odsunięcie go za czasów Busha było błędem. Musharraf na pewno zna niejedną tajemnicę Al-Kaidy.
Gdy miejsce generała zajął Asif Zardari nic nie zapowiadało przełomu, a już na pewno nie nowego otwarcia w stosunkach z USA. Pojmanie Abdula Baradara przeczy wszelkim podstawom w stosunkach międzynarodowych między koalicją międzynarodową a Pakistanem. Klucz do zwycięstwa w afgańskiej wojnie leży w Islamabadzie, leży po stronie pakistańskich służb wywiadowczych, które w ostatnich latach podejrzewać można było raczej o współpracę z Talibami, aniżeli o ich zwalczanie.
Przypadek Baradara idealnie obrazuje, że za określoną cenę nawet wysoko postawieni mułłowie w garniturach mogą zdradzić. Talibskiego dowódcę prawdopodobnie wydał jeden z jego bliskich współpracowników, który musiał mieć bliski kontakt z oficerami ISI. Teraz wygląda na to, że za skuteczne działania na pograniczu Pakistanu i Afganistanu trzeba solennie zpłacić. Taktyka kosztowna, ale skuteczna. Należy pójść za ciosem.
Inne tematy w dziale Polityka