Michał Gąsior Michał Gąsior
45
BLOG

Catherine Ashton, czyli Pani Nikt

Michał Gąsior Michał Gąsior Polityka Obserwuj notkę 1

90 dni temu Catherine Ashton została wybrana na szefową unijnej dyplomacji. Już wtedy zgłaszano wiele wątpliwości, zarówno dotyczących sensu stricte instytucjonalnego traktatu lizbońskiego, jak i personalnych decyzji przywódców Wspólnoty. Dziś wszelkie obawy się potwierdzają. Ashton zupełnie nie nadaje się na reprezentantkę interesów Unii Europejskiej, jest zwykłą pacynką bez istotnych możliwości i odpowiedniej legitymizacji.

Nie mam wątpliwości, że obsadzenie stanowiska szefa dyplomacji UE to największa porażka całego zamieszania, jakie w ostatnich miesiącach ubiegłego roku sprokurował traktat lizboński. Z nową europejską konstytucją wiązano wielkie nadzieje.  Miała usprawnić siłę wykonawczą Unii Europejskiej i skutecznie wyretuszować instytucjonalne uchybienia. Założenia zostały zrealizowane tylko w teorii, praktyka wypada zupełnie poniżej oczekiwań.

Przede wszystkim dlatego, że Catherine Ashton nie jest politykiem z pierwszego europejskiego szeregu. Nigdy nie błyszczała na medialnym froncie, nie wykazywała również atutów w dyplomacji. Pozycja Wysokiego Przedstawiciela ds. Wspólnej Polityki Zagranicznej i Bezpieczeństwa wymagała raczej polityka charyzmatycznego, znanego i szanowanego, z którego zdaniem liczyliby się Nicolas Sarkozy, Angela Merkel i Barack Obama. Oczekiwano, że Europa w końcu będzie mówiła jednym głosem, który będzie słyszalny w każdym zakątku świata.

Tym czasem baronessa zupełnie nie może odnaleźć się w realiach dyplomacji. Włada tylko ojczystym językiem, co z pewnością bardzo utrudnia kontakty na szczeblu międzynarodowym. Brak jej wyrazistości i pewności siebie. Niektóre sytuacje wymagały działania szefa dyplomacji, a przynajmniej zainicjowania pewnych poczynań. Doskonałym przykładem jest sprawa Polaków na Białorusi. Ashton bardzo długo zwlekała z wykazaniem jakiegokolwiek zainteresowania dyskryminacją mniejszości w kraju, który przecież kooperuje z instytucjami europejskimi. Kiedy już zaangażowała się w problem Białorusi, zupełnie odwróciła się od innych istotnych kwestii, między innymi od arcyważnego spotkania ministrów obrony NATO. Nie sposób nie wspomnieć również wyjątkowej indolencji w kontekście trzęsienia ziemi na Haiti, kiedy Ashton uznała, że jej obecność na miejscu tragedii nie jest konieczna, co realnie zakrawało na kompromitację. Słowem: błądzi jak dziecko we mgle, a Paryż i Berlin…

No właśnie. Postawa dwóch największych liderów politycznych Unii Europejskiej budzi różne oceny. Z jednej strony słaba pozycja Ashton większość kompetencji w polityce zagranicznej UE wciąż pozostawia w zasięgu Merkel i Sarkozy’ego. Jednak to właśnie oni mocno orędowali za udoskonaleniem unijnych instytucji, między innymi za utworzeniem dwóch ośrodków władzy wykonawczej. Zgodzili się więc na oddanie części wpływów. Mimo tego nie przyznali Ashton odpowiednich pełnomocnictw, nie wzmacniając jej urzędu pozbawiają go merytorycznego sensu. W takim działaniu można dopatrzeć się sprytnego, iście makiawelicznego planu, którego założeniem jest stworzenie fasadowych, wyssanych z wszelkich treści ram instytucjonalnych, a w istocie sprawowanie władzy faktycznej.

Dla Polski to bardzo zła wiadomość. Traktat miał artykułować solidarność państw członkowskich, rozkładać proporcje między wpływowymi rządami ze starej gwardii, a nowymi członkami Unii. Strategiczne decyzje w dziedzinie polityki zagranicznej miały być konswekwencją konsensusu wypracowanego przez szefa dyplomacji. Ostatecznie wszystko zostaje po staremu.

michalgasior1@gmail.com

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Polityka