Michał Gąsior Michał Gąsior
33
BLOG

Dlaczego Platforma nie chce telewizji

Michał Gąsior Michał Gąsior Polityka Obserwuj notkę 1

Dlaczego Platforma Obywatelska nie chce wyrwać telewizji publicznej z rąk egzotycznego sojuszu PiS-SLD?

Platforma Obywatelska powoli odchodzi od twierdzenia: "Kto ma telewizję, ten ma władzę". Wydawać by się mogło, że tak istotne medium może być świetnym narzędziem zaszyfrowanej w mniejszym lub większym stopniu agitacji politycznej. Telewizja zmienia przecież świadomość ludzi - inteligentnie oraz niepostrzeżenie manipuluje ludzkimi umysłami. Tak ważna funkcja sprawia, że media publiczne przed nadchodzącymi wyborami - najpierw prezydenckimi, a w dłuższej perspektywie również parlamentarnymi - są łakomym kąskiem dla pretendentów do walki o najwyższe funkcje. W historii III Rzeczpospolitej co prawda nie zdarzył się przypadek, by ten kto miał władzę w mediach publicznych, wygrał wybory. Trzeba jednak zauważyć, że publiczne media od zawsze stymulowały w politykach specyficzne feromony i stawały się w ich rękach maczugą na politycznych przeciwników.

Na dzień dzisiejszy telewizja i radio są w rękach egzotycznej koalicji PiS-SLD, partii z dwóch różnych politycznych biegunów i na pierwszy rzut oka nie do pogodzenia. Zgadzam się, że taki stan rzeczy w dużej mierze zawdzięczamy Platformie, a ściślej Donaldowi Tuskowi. Po pierwsze dlatego, że w ostatniej chwili złamał postanowienia konsensusu nad ustawą medialną wypracowanego z SLD-owcami i tym samym grubą kreską, z pełną świadomością przekreślił szansę na wprowadzenie stabilnego finansowania mediów. Przyłożył więc rękę do tragicznej obecnie sytuacji ekonomicznej spółki, co uczynił też wcześniej - choć może w mniejszym stopniu - nawołując do nie płacenia abonamentu.

Platforma tym samym potwierdziła, że nie zależy jej na przejęciu władzy w molochu na Woronicza. Być może dlatego, że ręczne sterowanie zabawką zwaną też żartobliwie telewizją publiczną nie przekłada się na wyniki wyborów, a być może ze względu na długą i kolorową historię zmagań o telewizję, która zostawiła swoje piętno w sercach i umysłach wyborców.

Mam również wątpliwości, czy chce odpolitycznienia mediów i czy obecna sytuacja tak naprawdę jej uwiera. Od miesięcy słyszymy o tym, że Kaczyński brata się z Napieralskim. Sojusz ten nie jest wygodny dla ani jednych, ani drugich. Wyborcy nie przyjmują do wiadomości przesłania o wyższej konieczności, szlachetnym celu i mniejszym złu. Obecność PiS i SLD w mediach uderza więc w nich samych. Sporą rolę odgrywają w tym wszystkim pozostali przedstawiciele czwartej władzy, którzy każdego dnia informują, a to o podziale łupów na strategicznych fotelach, a to o drobnych starciach między władcami. Do opinii publicznej dociera dzięki temu jasny przekaz:  okrutni zaborcy bezwstydnie walczą o stołki, obsadzają swoich protegowanych na kluczowych stanowiskach, a przy tym zwalniają znanych i lubianych dziennikarzy.

Czy w takim kontekście media przynoszą im jakiekolwiek korzyści. Na pewno nie, a wręcz przeciwnie - dodatkowo potęgują poczucie bezwzględnej i nie baczącej na twarde podziały ideologiczne walki politycznej.

Donald Tusk może się tylko cieszyć. Podrzucił rywalom śmierdzącą na kilometr łajnobombę, a sam przygląda się jak koalicjanci przekazują ją z rąk do rąk. Nie jego zabawki, nie jego sprawa.

michalgasior1@gmail.com

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Polityka