Przed spotkaniem w Sali Kongresowej można być pewnym tylko jednego: Janusz Palikot „szoł” z pewnością sobie nie odpuści. Wszystko inne to jeden wielki znak zapytania.
Janusz Palikot czuje się Mesjaszem polskiej polityki. Zamierza udowodnić, że nowa, centrolewicowa partia może być alternatywą dla skostniałej sceny politycznej podzielonej między przebrzmiałych pisowców i platformersów, którzy od kilku lat zawładnęli sercami i umysłami wyborców. To jedno: ale przede wszystkim chce dać wyraz własnej siły, naprężyć muskuły i zamknąć usta tym, którzy widzą go jedynie w błaznowatej czapce Stańczyka.
„Patrzcie malkontenci, oto ja: kabareciarz, klaun, bałwan, szkodnik i truteń polskiej polityki, stoję przed wami. Za mną tysiące młodych i starych, a przyświeca nam jeden cel. Razem przegonimy pozerów. Niech nastanie Nowoczesna Polska” – takich mniej więcej słów spodziewam się na sobotnim kongresie.
Jeszcze się nie zaczął a już wywołał spory ferment. Nie wierzę w obłudne deklaracje posłów Platformy, którzy w mediach przekonują, że Palikot żadnych szans poza partią nie ma, partia to świętość i w ogóle wszystko bez sensu. Oni sami nie wiedzą czego się spodziewać. Dzisiejszego wieczora zastanawiają się zapewne czy za 24 godziny z kolorowego pudełka wyskoczy błazen na sprężynce czy może jakaś inna, zaskakująca persona.
Bo dziś Palikot to zagadka i nie sposób przewidzieć czym i jak zaskoczy. Przed spotkaniem w Sali Kongresowej można być pewnym tylko jednego: „szoł” z pewnością sobie nie odpuści. Wszystko inne to jeden wielki znak zapytania. Czy meeting sympatyków przekształci się w zjazd założycielski partii? Którzy z czołowych polityków podpiszą się pod projektem Palikota? Czy jedynym założeniem będzie jaskiniowy antyklerykalizm, a kongres przerodzi się w masowe kamienowanie Kościoła? Czy Palikot w blasku fleszy zostanie intronizowany na wodza nowego ruchu, czy też może usunie się w cień?
Kiedyś pisałem, że Janusz Palikot przepoczwarzył się z robaka w motyla. Jutro okaże się czy motyl potrafi latać.
Inne tematy w dziale Polityka