Michał Gąsior Michał Gąsior
304
BLOG

Raport trochę dobry

Michał Gąsior Michał Gąsior Polityka Obserwuj notkę 0

Raport MAK to takie zgniłe do połowy jabłko. Niby jedna połówka ładna i dojrzała, ale druga tak paskudna, że śmierdzi na kilometr.

MAK dała ciała, bo przemilczała kwestię odpowiedzialności Rosjan za katastrofę smoleńską. Jeśli zaś idzie o polską winę, komisja wykonała swoją robotę perfekcyjnie.

Zaraz po opublikowaniu raportu MAK odezwały się głosy forsujące następującą tezę: przy tragicznych zaniedbaniach strony rosyjskiej załoga samolotu prezydenckiego nie miała szans na bezpieczne lądowanie. Delikatnie mówiąc to odważne twierdzenie. Mniej delikatnie, po prostu gruba przesada i przegięcie w drugą stronę.

Rzeczywiście, skomplikowana siatka powiązań i układzików w kierownictwie MAK, w tym samej przewodniczącej Anodiny, dużo nam mówi o tej komisji. To jakiś taki neosowiecki twór, jakich zresztą w Rosji wiele. Czy to jednak wystarczy do podważenia kompetencji ekspertów MAK-u i przekreślenia ich badań czy wniosków? Nie, bo wnioski te zawarte w ujawnionym w środę raporcie wydają się słuszne i oparte na konkretnych merytorycznych przesłankach. Rzecz jasna mam na myśli wnioski dotyczące polskiego „wkładu” w katastrofę smoleńską, bo tylko takie tam zawarto.

W raporcie MAK znalazły się żelazne dowody na to, że załoga kompletnie dała ciała. Pilot lądował przy włączonym pilocie i automacie ciągu, co jest dozwolone jedynie w przypadku lotnisk wyposażonych w system ILS. Załoga zdawała sobie sprawę, że smoleńskie lotnisko lotniskiem jest tylko z nazwy. Odrębną kwestią jest to, że kapitan Protasiuk nie miał doświadczenia w lądowaniu w trudnych warunkach (ostatni raz doświadczył takiej sytuacji pięć miesięcy przed katastrofą). Kategorycznym błędem było lądowanie na podstawie radiowysokościomierza, a nie wysokościomierza barycznego. Wskaźniki jakie zaprezentowane zostały w trakcie prezentacji MAK (zresztą bardzo dobrej i czytelnej) dowodzą, jak zmieniała się wysokość i jak na te zmiany reagowała załoga. Kiedy wysokościomierz baryczny wskazywał 100 metrów, wskazówka radiowysokościomierza oscylowała w granicach 50 metrów. Dlaczego piloci nie koncentrowali się na właściwych wskaźnikach? Pewnie dlatego, że wzrokiem szukali ziemi, a i chaos organizacyjny w kokpicie miał tu swoje znaczenie.

Do tego wszystkie trzeba dorzucić (zrobiła to MAK) stałą obecność generała Błasika, niezrozumienie komendy „posadka dopełnitielna”, która wcale nie oznaczała zgody na lądowanie i dwa razy za dużą prędkość zniżania.

Tego nie da się skontrować rosyjskim „rżnięciem głupa”. Na polu oceny działań polskiej załogi Rosjanie spisali się bardzo dobrze i nie można mieć im nic do zarzucenia.

Nie zmienia to faktu, że kompromitacją jest ocena MAK, a właściwie jej brak, co do rosyjskiej odpowiedzialności za katastrofę. Raport MAK to takie zgniłe do połowy jabłko. Niby jedna połówka ładna i dojrzała, ale druga tak paskudna, że nawet dotknąć się nie chce.

michalgasior1@gmail.com

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Polityka