Palikota nienawidzi wielu, ale po ogłoszeniu wstępnych wyników wyborów nawet ci, którzy na jego widok toczą pianę z pyska, muszą w powyborczych komentarzach wymówić dwa słowa: "ciężka praca" i "fenomen polityczny".
Wibratory, świńskie ryje - te i inne gadżety odchodzą w niepamięć. Ludzie Palikota maszerują na salony i jednego można być pewnym - nie będą siedzieć cicho. Chcąc nie chcąc partie establishmentu, ktore od początku wieku grzeją stołki w parlamencie, będą musiały dopuścić do stołu tych, których w kampanii wyborczej nazywały kryminalistami i wypychały poza nawias polityki.
Dla lewicowego wyborcy (mimo porażki SLD) taki wynik to sukces. Można się spodziewać, że w kwestiach aborcji, in vitro, relacji Kośćiół-Państwo Palikot będzie naciskał mocniej niż Napieralski. SLD zgodnie z dewizą "wybory wygrywa się w centrum" w kampanii wyborczej stępił lewicowe ostrze. Skończyło się klęską. Palikot wygrał te 10 procent daleko na lewicy. Teraz to on jest nadzieją tych, którzy zawiedli się na Sojuszu.