Michał Gąsior Michał Gąsior
392
BLOG

Nihil novi sub UE

Michał Gąsior Michał Gąsior Polityka Obserwuj notkę 11

Nie włożyć grosza, wyjąć miliardy euro. Wystąpić przeciwko Unii Europejskiej, a jednocześnie dobijać się do grona jej decydentów. Oto karkołomna filozofia polskiej opozycji.

Kolejny „szczyt ostatniej szansy”, który odbył się przed tygodniem w Brukseli nie przyniósł rozstrzygnięcia, którego wszyscy oczekiwali, czyli uzdrowienia cherlawych gospodarek Europy dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Miał być hit, wyszedł kit. Mądrzy Starego Kontynentu szczytowali całą noc, a ustalili jedynie mglisty projekt unii fiskalnej, nad którym szczytować będą w marcu, jak obiecują tym razem po raz najostatniejszy. Nawet jeśli po kilku miesiącach przepychanek w parlamentach krajowych uda się cokolwiek przyjąć w gronie 26 państw, będzie to rozwiązanie kompletnie nieprzystające do skali kryzysu w Europie.

Unia fiskalna przewiduje wpisanie do konstytucji państw Unii złotej zasady limitu zadłużenia na poziomie 60% PKB i automatyczne sankcje dla tych nikczemników, którzy limitom kłaniać się nie będą. Rewolucja? Skądże, raczej idealna kopia zapisów tzw. "sześciopaku", który mówi o takich samych limitach 60% w przypadku długu publicznego i 3% w przypadku deficytu. Różnica jest tylko taka, że w przypadku sześciopaku sankcje można było zablokować w głosowaniu na forum Rady UE, a najnowszy pomysł takiej blokady nie przewiduje.

Unijni przywódcy nie byli też łaskawi doprecyzować, od kiedy takie "automatyczne sankcje" zaczną być stosowane. Czy już w 2012 roku?Jeśli tak, na liście zadłużonych zbrodniarzy znajdzie się około 15 państw, z których połowa może się pochwalić długiem publicznym w wysokości ponad 80% w relacji do PKB. Pojawia się też pytanie, czy sankcje skutecznie skłonią do oszczędności, skoro by uniknąć grzywny, Grecy i Włosi będą musieli ściąć swój dług aż o połowę!

Polska jest w o tyle dobrej sytuacji, że nie musi martwić się perspektywą tak drastycznych oszczędności. Gospodarkę mamy stosunkowo zdrową, ścinamy deficyt, dług publiczny trzymamy w ryzach i mimo złorzeczeń opozycji nie grozi nam "grecki scenariusz". Dla nas unia fiskalna to nic nowego. Konstytucyjne zapisy, o które woła Unia Europejska, mamy od 1998 roku. Tymczasem słychać wołanie: "zagrożenie suwerenności!", "hołd berliński!", "hańba!". A ja pytam: o czym mowa? O tym, że zabezpieczamy się przed nieodpowiedzialnymi politykami, którzy już nie mogą zadłużać nas w nieskończoność? O tym, że godzimy się na zapisy, które już w konstytucji mamy? Chyba sobie kpicie.

Podobnie absurdalnie brzmią głosy, że nie jest w "interesie narodowym Polski" pożyczka na fundusz stabilizacyjny dla państw zadłużonych. W 2004 roku wstępowaliśmy do organizacji, której fundamentem powinna być zasada solidarności. Zanim więc kategorycznie odmówimy pomocy innym, zapytajmy siebie, ile skorzystaliśmy na członkostwie w UE i kto wpłacił pieniądze do unijnych funduszy, z których tak ochoczo korzystamy. Bez wątpienia przetrwanie strefy Euro leży w interesie narodowym Polski. Według ekonomistów w pierwszym roku po upadku wspólnej waluty Polska gospodarka skurczyłaby się o ponad 6 procent. Warto także o tym pomyśleć klnąc na Unię Europejską i rozpasanych Hiszpanów, Greków i Włochów, na których podobno musimy łożyć.

tekst ukazał się naiktomaracje.pl

michalgasior1@gmail.com

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka