Po pierwsze - można nie mieć nic wspólnego z toruńskim redemptorystą i nie być entuzjastą traktatu lizbońskiego i karty praw podstawowych. Istnieje całe uniwersum krytyki wobec Unii Europejskiej, które nie ma nic wspólnego z katolicyzmem ani radykalną prawicą. Na przykład Brytyjczycy: wywalczyli protokół brytyjski, ledwo przepchnęli traktat przez Izbę Gmin, ale jakoś nie słyszałem argumentu, by Gordon Brown, David Cameron, albo Elizabeth Mountbatten (z d. Windsor) znajdowali się pod wpływem ojca Rydzyka. Jeśli się mylę - proszę blogerów o zawrócenie mi uwagi.
Po drugie - obiektywnie rzecz biorąc - polski parlament jest lepszy bez LPR i jemy podobnych partii. Rozdzieranie szat nad tym, że PiS robi wszystko, by te partie się nie odrodziły i nie wróciły do sejmu, jest obłudne. Przypomina mi nagły atak litości nad Andrzejem Lepperem, gdy tylko został wyrzucony przez Jarosława Kaczyńskiego z rządu. Wręcz przeciwnie - zlikwidowanie radykalnej prawicy jest jedną z większych zasług PiSu, nawet jeśli płaci za to cenę w postaci utraty swej bardziej centrowej sceny. Trudno mi - szczerze mówiąc - wzbudzić w sobie, żal, że PiS wciąż usiłuje spacyfikować politycznie elektorat Radiomaryjny zamiast pozwalać by reprezentował je Roman Giertych et consortes.
Inna spraw, że wygląda na to, że PiS zapłaci za swe działania słoną cenę. Zastanawiam się jak wyborcy ocenią woltę z dopisywaniem zastrzeżeń do wynegocjowanego przez siebie traktatu, jak zareagują na kolejną próbę sondowania, czy na prawo jest już ściana, czy jeszcze pole ekspansji. Znów PiS potyka się na PiaRze.
Komentarze