Michał Szułdrzyński Michał Szułdrzyński
123
BLOG

Czy lustracja jest sexy?

Michał Szułdrzyński Michał Szułdrzyński Polityka Obserwuj notkę 19
 

Na ujawnione przez Rzeczpospolitą informacje o traktowaniu biskupa Meringa przez SB jako swojego współpracownika reakcje były dość skromne. Znacznie większym - choć i tak mizernym - echem odbiła się deklaracja PO, że nie znajdzie czasu na to, by zająć się w tej kadencji nowelizacją ustawy lustracyjnej.

A jest się czym zajmować, ponieważ po ogłoszonym rok temu wyroku TK lustracja - czyli sprawdzenie, czy osoby publiczne mogą podlegać szantażom ze strony ludzi dawnych komunistycznych służb specjalnych - jest niezwykle utrudniona. Niejasne są kryteria dostępu do archiwów dziennikarzy i naukowców, ustawa cała dziurawa jest jak sito.

Ale czas nie stoi w miejscu. Raz po razie sądy ogłaszają, że nie sposób uchylić immunitetu pracownikom komunistycznego wymiaru sprawiedliwości, którzy sprzeniewierzyli się fundamentalnym prawom człowieka. Często też wyrokują, że zbrodnie komunistyczne, nie były zbrodniami, więc dawno się już przedawniły. Ci, którzy są najbardziej zainteresowani zaprzestaniem poznawania prawdy o przeszłości, nie zasypiają gruszek w popiele. Bezczynność koalicji wraz z kolejnymi precedensowymi decyzjami sądów, pod wodzą samego Trybunału Konstytucyjnego mogą doprowadzić do realnego uniemożliwienia lustracji w przyszłości. Dziś oto na naszych oczach niedokończone dzieło SB z lat 88-90 znajduje swój finał. Nie, nikt dziś nie pali akt, udało się zrobić znacznie więcej. Władz zupełnie przeszłość nie interesuje, zaś w społeczeństwie współpraca z służbami PRL przestaje wywoływać jakiekolwiek emocje - vide sprawa biskupa Meringa. Jesteśmy dziś świadkami dobrowolnej operacji na naszej pamięci, z której wyjdziemy niezwykle okaleczeni.

Tak się lubimy powoływać na oświecony zachód - dlaczego więc nie bierzemy przykładu z Niemców, którzy przed kilkoma miesiącami wytropili agentów Stasi w najważniejszych mediach, w ostatnich dniach wśród pracowników ministerstw. Nikt tam nie mówi o urojeniach prawicowców, o historycznej zemście, ani bezkrytycznej wierze w esbeckie świstki. Po prostu były agent natychmiast po ujawnieniu odchodzi w cień i nie przyjdzie mu do głowy kreować się na ofiarę polowania na czarownice.

Być może książka dwóch historyków poświęcona byłemu prezydentowi RP obudzi nas z tej kompromitującej drzemki i uświadomi, że historia nie kończy się nigdy. A kto twierdzi, że nic go nie obchodzi przeszłość, że chce patrzeć w przyszłość, niech wreszcie zacznie uchodzić w Polsce za przejaw infantylizmu, głupoty i lekceważenia podstawowych norm sprawiedliwości, na których ma być zbudowane demokratyczne państwo prawa, nie zaś jako objawienie głębokiej ludowej mądrości.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka