Wczoraj izba wyższa parlamentu głosami senatorów Platformy Obywatelskiej przy nikłym poparciu członków klubu PiS odrzuciła prezydencki wniosek o wyrażenie zgody na przeprowadzenie referendum konsultacyjnego na temat kierunków zmian w ustawie zasadniczej. Przy analizie tej decyzji i jej skutków warto odłożyć na bok aspekty koszów tej inicjatywy czy możliwej frekwencji - demokracja musi kosztować, no chyba że chcemy iść w kierunku jej oszczędnego wariantu (to może zrezygnujmy z tak częstych wyborów), a poziom uczestnictwa obywateli w tym wydarzeniu był nie do przewidzenia. Warto podkreślić, iż sama idea takiego przeprowadzenia konsultacji jest godna pochwały, w końcu to obywatele powinni mieć wpływ na treść najważniejszego aktu prawnego, jaki obowiązuje w naszym państwie.
Inicjatywa prezydenta Andrzeja Dudy była jedną z niewielu, jeśli nie jedyną, która dawała szansę rozmowy o kształcie państwa, jego strukturach i potrzebach społeczności. Można oczywiście krytykować styl rocznych konsultacji, które zakończyły się sformułowaniem 10 pytań, ale jednak odbyły się mimo marudzenia malkontentów, nie tylko z PiS, ale przede wszystkim z PO i N. Można by odwrócić to zagadnienie i zapytać, jakie propozycje zmian w kraju mają główne partie opozycyjne - oczywiście poza hasłami "NIEdlaPiS", które jest odmieniane przez wszystkie liczby i przypadki. Nikt chyba przy zdrowych zmysłach nie traktuje poważnie wykrzykiwanego pustosłowia przez polityków opozycji i ich celebryckich akolitów na kolejnych manifestacjach, a już o obserwację psychiatryczną ocierają się pomysły laleczki vooodo czy budowy państwa podziemnego w wydaniu prof. Środy. Wszystkie te krzykliwe formy pokazują całkowity brak pomysłu na siebie i na Polskę, poza jednym konkretem - odsunięciem obecnej ekipy od władzy. Gdzie się podział założony przez posłów PO i N rok temu zespół parlamentarny, który miał wypracować koncepcję reformy sądownictwa? Bo jakoś nie słychać o przygotowanych przez niego projektach. Ta cisza jest wymowna; prościej jest powbijać igły w lalkę posła Piotrowicza czy nabazgrać obelżywe napisy na budynku kurii, pokrzyczeć o faszyzmie i dyktaturze, niż położyć na stole konkret o który,m można rozmawiać. Programowość polskiej opozycji chyba nigdy nie dotarła do takiego dna jak obecnie, choć nie, ona przebiła dno i leci dalej w dół.
Referendum okazało się niewygodne, bo a nuż obywatele powiedzieli by to, czego politycy nie chcą słyszeć. Po co zmieniać Konstytucję, lepiej się nieustannie kłócić o jej nie precyzyjne zapisy, a lud ma przez to igrzyska. Zabawnie brzmi troska polityków o wysokość frekwencji - przecież istotą demokracji jest wolny akt każdego wyborcy, który samodzielnie decyduje czy chce wziąć udział w takim akcie czy też nie. Jeśli decyduje się zostać w domu, to cóż - jego strata - inni wypowiedzą się za niego. Kuriozalnie brzmiały wezwania opozycji do nie brania udziału w planowanym referendum - ci, którzy nie mają żadnego programu poza uśmiechniętymi zębami Schetyny i posłem Nitrasem po używkach, odmawiają prawa do decydowania o losach kraju innym. Szkoda, że ta szansa na poważną rozmowę o Polsce została zmarnowana przez tchórzliwość PiS. Tak mało w naszym kraju jest poważnych rozmów o sprawach istotnych, a coraz więcej psycho szaleństwa, bazgrania po murach. Dokąd to wszytko zmierza.....
Inne tematy w dziale Polityka