ekonomista  grosik ekonomista grosik
100
BLOG

Wspomnienia pewnej pięknej kobiety ...

ekonomista  grosik ekonomista grosik Rozmaitości Obserwuj notkę 2

Judyta wstał mimo snu lekko zmęczona, spojrzała na zegarek; dochodziła godzina piąta rano, spojrzała po pokoju dziecinnym, i szepnęła cichutko pod nosem, sama do siebie; jak to dobrze, że dzieci wyjechały na ferie zimowe do mojej matki, bo tak, znowu bym wąchała smród przerobionej wódy, piwska z papierochami, jak można żyć spożywając codziennie takie używki, które do grobu wpędzają jego i mnie - mimo, że sama nie palę, tylko wącham, te wulkaniczne wyziewy Jacka.

Wstąpiła po drodze do kuchni, do łazienki; wzięła gorący i zimny prysznic, przeczesała mokre włosy i weszła do kuchni - zrobiła mężowi śniadanie oraz kanapki do pracy. Chwilkę pomyślała, przeciągnęła się, by rozprostować kości, i weszła do pokoju, gdzie spał jej mąż Jacek.

Jacka poznała na studiach, w ostatnim roku, u koleżanki na imieninach, był to wysoki przystojny wysportowany, młody facet, pełen dobrych manier i pomysłów na życie, oczytany dobrze się uczący i zapowiadający informatyk, który pracował na czesne, a jednocześnie studiował. Po tym spotkaniu odprowadził on ją na kwaterę, w rączkę pocałował, swoim uśmiechem ją oczarował, i zaprosił na drugi dzień, na obiad - były też; kwiaty, uśmiechy, spacer zakończony pocałunkiem gorącym. Judyta od tego spotkania była w siódmym niebie, zwłaszcza że niedawno rozstała się z swoim przyjacielem już na dobre, i czuła się teraz ciut zagubioną istotką, a Jacek stał się jej lekarstwem na wszystko! Początkowo nie myślała o nim poważnie, ale po miesiącu, gdy się zbliżyli bardziej do siebie, bajka stała się rzeczywistością. Po pół roku Jacek niespodziewanie jej się oświadczył, i krótko po tym wzięli ślub. Jacek wynajął większe mieszkanie, gdzie już razem spędzali wolne chwile. Po skończeniu studiów i krótkim stażu; Jacek został kierownikiem, w firmie informatycznej, a Justyna podjęła pracę, jako kierownik działu kadr, w firmie koleżanki z dawnych lat. Wiodło im się wspaniałe, dobra praca, zarobki, po roku urodził się Marek, rok po jego urodzinach - Marta. Po trzech latach pracy, pobudowali się, i sielanka trwała nadal dopóty, dopóki Jacek nie wystartował w konkursie na dyrektora firmy, w której pracował, i przegrał z kretesem! Dyrektor był ustawiony z góry, a konkurs miał być tylko formalnością, Jacek o mało im tego nie zepsuł, po tym; nowy dyrektor, zaczął szukać dziury w całym, i dochodziło między nimi do dość częstych utarczek - atmosfera, zrobiła się zbyt chora, co Jacka zmusiło po pięciu latach wzorowej pracy, do rezygnacji z pracy w firmie. To go podłamało i wówczas zaczął pić wódkę na umór, szlajał się po knajpach z różnymi typami spod ciemnej gwiazdy. Początkowo wszystko kończyło się na wyrzutach i codziennych drobnych sprzeczkach, co Jacka zmusiło w końcu do szukania lepszej pracy; godnej jego umiejętności, i zaspokojenia jego ambicji. Kolega namówił go do założenie firmy reklamowej, interes na początku szedł dobrze, ale Jackowi tego było za mało, znowu zaczął pić i szaleć, ale tym razem posuwał się w stosunku do Judyty i dzieci, do rękoczynów, i ordynarnych wyzwisk. Jakby tego było mu mało, to jeszcze zaczął Judytę podejrzewać, że ma romans z jego przyjacielem, co było pijackim zwidem, w jego chorym umyśle, ale było też powodem do bluzgań i bicia jej oraz dzieci, za to jakoby, że się w swoją matkę wdały. Czasami w nocy ich zrywał, wyzywał, bił gdzie popadło i czym popadło - tak, że musiała z dziećmi nocą uciekać do sąsiadki. W końcu Judyta musiała ze swojej pracy się zwolnić, by temu wszystkiemu w domu podołać. Wczoraj też; Jacek wrócił nawalony gorzałą i piwskiem, jak największe jej nieszczęście, bardzo późno w nocy, i w drzwiach padł jak kłoda. Judyta zaciągnęła go do ich sypialni klnąc pod nosem jak szewc; walnęła go w poprzek łoża, aż stęknął, i od razu usnął - chrapiąc, jak piła tartaczna, która zahaczyła o zdrowe sęki. Teraz Judyta ponownie weszła do tej sypialni, tu ją skręcił i odrzucił w tył, sfermentowany odór; wódy, piwska i papierochów, w sypialni czuć było zgnilizną, jakby się jego ciało rozkładało - podeszła do okna, i rozwarła go na całą szerokość. Spojrzała na Jacka z obrzydzeniem, i aż pobladła, z tego odczucia; szepcąc cicho, jak ja cię znienawidziłam, nawet się tego nie domyślasz, draniu jeden! Podeszła do Jacka, i go szturchnęła mocno, swoja dłonią; Jacek! Wstawaj do pracy - już czas! Odpieprz się ode mnie tępaku; mam jeszcze czas, jaki czas?, szósta dochodzi, a ty idziesz na szóstą trzydzieści, to jaki masz czas? Jacek poleżał jeszcze chwilę, w końcu mruknął do Judyty, skacowany; piwo masz?, jakie piwo?, co ty myślisz, że tu pijalnia piwa?, to sypialnia pijaczyno, a nie piwosz – zrozum to, w końcu! Do pracy chcesz po piwie iść?, nie myślisz w ogóle, co o tobie tam gadają, i za kogo cię tam mają? Jacek zerwał się na równe nogi, jakby bokserowi chciał opór stawić, i jak nie grzmotnie Judytę w twarz, aż padła na podłogę, jak długa się rozciągając, a ty szmato co?, pouczać mnie tu będziesz?, z porządnego gościa - pijaka robisz? Siadł ponownie na brzeg łóżka – smakoszem jestem, a nie nałogiem; głupia wariatko. Judyta podniosła sie powoli z podłogi, trzymając się dłonią za policzek czerwony jak krew, w głowie jej szumiało, ale rzuciła Jackowi; zastanów się chamie w końcu, czy jestem wariatką, czy głupią, bo nie mogę być jednym i drugim; Ty?, ty jesteś wszystkim i nikim - znowu się zerwał, i zamierzył na nią, ale jej wzrok go powstrzymał, było coś w nim, czego do tej pory u niej nie widział. Judyta się jednak wycofała do drzwi, i mu rzuciła; ostatni raz mnie uderzyłeś prostaku! Pamiętaj o tym, ostatni już raz! Jacek tego już nie ścierpiał, dla niego było to już poniżej pasa, jak na hardego macho; skoczył z nią z pięścią i trafił na drzwi, które ona uciekając pchnęła z całej siły - trafił pięścią, w skrzyżowanie drzwi i o mało sobie palców nie połamał, a drzwi aż jęknęły, jak bęben od jego uderzenia. Wrócił na środek sypialni, i siadł w bujanym fotelu; zaczął dmuchać na swoją pokaleczoną pięść; wredna suka, tym razem uduszę babę, i będzie spokój - wymamrotał niewyraźnie skrzywiony bólem. Judyta szybko się ubrała i wyszła do koleżanki, by przeczekać jego pobyt w domu. Przez okno u koleżanki widziała, jak wyszedł z torbą pod pachą do pracy, więc szybko wróciła do domu, bo wstyd było jej prywatnego nieszczęśliwego życia, i tego co się u niej w domu dzieje od pięciu już lat. Ciągłe; pijaństwo, awantury, bicie, ucieczki z dziećmi, powroty; i od nowa codziennie nie zmiennie, to samo! Matka jej radziła; wyjedź córeczko do Holandii, bo on was któregoś dnia w alkoholowym amoku jeszcze skrzywdzi, ratuj siebie i dzieci - tam masz siostrę, ona pomoże Ci się urządzić, tam sobie lepsze życie ułożysz, a i dzieci będą psychicznie zdrowsze i weselsze, a tak; sama zobacz, jak one wyglądają, myśląc o takim ojcu, słysząc jego chwiejne kroki na korytarzu, pijackie wrzaski, czując pas za coś czego nie zrobiły. Myślała o tym coraz częściej ostatni, co jej matka mówiła; siostra dzwoniąc z Holandii do niej - też, proponowała jej pracę w firmie eksportowej, która w Polsce interesy robi, ale wahała się jeszcze, jednak dzisiaj miarka się już przebrała, postanowiła działać, i to od zaraz! Paszporty miesiąc temu wyrobiła sobie i dzieciom, szukała okazji, by Jacek jej zgodę na wyjazd z dziećmi podpisał, ale okazja taka się jeszcze nie nadarzyła. Teraz jednak, po załatwieniu wszystkich spraw związanych z wyjazdem do Holandii, wróciła do domu; szybko obiad dobry zrobiła dla siebie i Jacka, wino też kupiła lepszej jakości, i czekała cierpliwie na powrót szurniętego Jacka, jak to go nazywała w rozmowie z siostrą. Jacek po wytrzeźwieniu był znośny i się zachowywał, jak na dobrego męża przystało, więc była spokojniejszą o rozwój wypadków tego wieczoru. Zegar wybił godzinę dwudziestą piętnaście, teraz Judyta zaczęła się denerwować - znowu wróci pijany, i nie wiadomo co może jej samej w domu zrobić. Walizki były przygotowane i schowane w pakamerze przy schodach, tam Jacek nigdy nie zaglądał, więc o nie była spokojną, tylko ten podpis ją tu jeszcze trzymał, a tak sobie wszystko dzisiaj poukładała, jednak tej zwłoki w czasie, nie przewidziała. Spojrzała ponownie zniecierpliwiona, na zegar; dochodziła dwudziesta pierwsza, i w końcu usłyszała głos Jacka:

"Wina, wina, wina dajcie,

a jak umrę pochowajcie ....",

ja cię pochowam zasrańcu, będziesz pamiętał ten pogrzeb, po wsze czasy; szepnęła cicho Judyta sama do siebie. Walnął, w drzwi pięścią raz i drugi; Judyta, aż podskoczyła zdenerwowana do granic wytrzymałości, ale wstała podeszła do drzwi, i je Jackowi otworzyła na całą szerokość. Jacek ciut tylko podpity, z szerokim uśmiechem na ustach, którym ją tak kiedyś czarował, wręczył jej teraz piękny bukiet róż, z przeprosinami za swoje nienormalne zachowanie się rano. Judyto musisz mi wybaczyć, to już był ostatni raz; pomyślała tylko sobie, z pewnością ostatni, a Jackowi odpowiedziała; nie ma sprawy, przecież się kochamy do grobowej dechy - prawda?, ależ oczywiście moja droga, ależ oczywiście, dodał prawie szczerze. Zaprosiła go do kuchni, a tam obiad podgrzała w mikrofali, winko postawiła z lampkami, Jacka przy stole grzecznie posadziła, i z uśmiechem pyta; co byś chciał zjeść na obiad kochanie?, Jacek szepce; kaczuszkę duszoną, Judyta podnosi pokrywę z rondla – proszę kochanie, jest kaczuszka duszona, Jacek oczy w słup postawił, bo tego się nie spodziewał, ale uśmiechnął się szeroko, dziękując Judycie szczerze za taki smakołyk. Zjedli obiad z kolacją, Judyta polała po pełnej lampce wina i za zdrowie Jacka pije, i za odmianę losu, itd. Winko wyschło szybciutko z butelki, Jacek coraz weselszy się robił, ale do zamulenia mu jeszcze ciut brakowało, więc Judyta i na to radę znalazła, wszak koniaku lampeczkę sama lubiła z kawą od czasu do czasu wypić, tak że i ten swój konik postawiła na stół, co Jacka jeszcze bardziej do nie rozczuliło. W końcu, gdy już miał Jacek w czubie, Judyta zaczęła na bank wyzywać, że ponaglenie przysłali trzeci raz, ponieważ debet na koncie jest zbyt duży. Jacek jej wtórował, że banki, to gniazdo wyzyskiwaczy i złodziei, które żerują na krzywdzie takich jak oni, biednych; itd. itp, w końcu Judyta podkłada mu papiery do podpisu, bo ich jutro musi dostarczyć do banku, Jacek papier wziął i chciał czytać, więc Judyta pyta go, czy by jeszcze nie chciał koniaku z lampkę sobie wypić, bo ma jeszcze flaszkę na okazje, a dzisiaj Jacku jest taka okazja, by sobie popić, i o troskach wszystkich zapomnieć, prawda?. Jacek przyznał jej rację, więc Judyta przyniosła flaszeczkę, odkręcając ją zwróciła się do Jacka; podpisz kochanie te papiery, bo później sił ci zabraknie i podpis może być niewyraźny, a wiesz sam, jak banki na podpis patrzą, prawda? Jacek przyznał Judycie rację, wziął długopis i szybciutko złożył swój podpis, pod wszystkim, co mu podsunęła pod nos - rzucił podpisane papiery i długopis na krzesło obok. Judyta koniaku Jackowi tym razem nie żałowała, sama nic nie pijąc, tylko udawała, że pije, a tak naprawdę, tylko usta moczyła. W końcu, Jacek powiada: Judyto idziemy spać kochanie, dobrze mężu, połóż się, ja za piętnaście minut jestem u ciebie. Jacek rozebrał się, umył w łazience, i szurnął do wyra czekając na nią. Judyta jak to kobieta, łazienkę opanowała na więcej jak godzinę, gdy weszła w szlafroku do ich sypialni, Jacek już ostro chrapał.

Szybko szlafrok zrzuciła, spojrzała na zegar, jeszcze jej została godzina do przyjazdu znajomego siostry, który wracał Tirem do Holandii. Walizki spakowane wyniosła na korytarz, tu jej sąsiadka pomogła, i ją podwiozła swoim samochodem na umówione miejsce przed Hotelem. Tir zajechał prawie o umówionym czasie, podjechali do jej matki - dzieci, już czekały ubrane na drogę. Judyta pożegnała się czule z rodzicami, wsiedli do samochodu, dzieci ułożyła na składanym łóżku do snu, i ruszyli przed siebie. Kierowca, po dłuższej chwili Judytę pyta; zezwolenie pani ma na wyjazd dzieci z kraju?, tak proszę pana, z tym nie miałam problemu, i cichutko sobie zanuciła uśmiechając się sama do siebie;

"niech żyje wolność,

wolność i swoboda

- nich żyją idioci

i dziewczyna mądra ..."

Kierowca spojrzał na Judytę spod oka, i też się uśmiechnął, słysząc zmienione słowa tej znanej mu od dawna piosenki, nie wiedząc nawet; dlaczego ta młoda piękna kobieta, tak wesołą jest, przed tak trudną długą podróżą, i to razem z dziećmi ...

 

 

skromny - kochający wiedzę, i ludzi tolerancyjnych ...

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Rozmaitości