Proces w sprawie wypadku, w którym poszkodowany został Jarosław Wałęsa, zaczął się we wtorek w Sądzie Rejonowym w Sierpcu.
Do wypadku doszło we wrześniu 2011 r. w Stropkowie na drodze krajowej nr 10
Toruń-
Warszawa. Stojąca na poboczu terenowa toyota prowadzona przez Tadeusza M. włączała się do ruchu. Wtedy uderzyła w nią honda, motocykl kierowany przez Jarosława Wałęsę.
W trakcie śledztwa ustalono, że kierowca toyoty, wyjeżdżając na drogę zza stojącego na poboczu samochodu ciężarowego, nie ustąpił pierwszeństwa przejazdu motocykliście. Ten z kolei przekroczył dozwoloną prędkość. Honda w chwili wypadku - co ustalili biegli z Instytutu Ekspertyz Sądowych w Krakowie - jechała z prędkością ok. 115 km na godz. w miejscu, gdzie obowiązuje zakaz jazdy powyżej 90 km na godz..
Po wypadku Jarosław Wałęsa w stanie bardzo ciężkim został przetransportowany śmigłowcem Lotniczego Pogotowia Ratunkowego do szpitala wojewódzkiego w
Płocku i jeszcze tego samego dnia wieczorem, także śmigłowcem, do warszawskiego szpitala przy ul. Szaserów. Badania wykazały, że w wypadku doznał wielu złamań, m.in.: kości udowych, miednicy, kości przedramion, uszkodzony został też kręgosłup.
Wałęsa, który występuje w roli oskarżyciela posiłkowego przyjechał we wtorek do sierpeckiego sądu, ale nie rozmawiał z dziennikarzami. Wyręczył go w tym jego pełnomocnik Dariusz Strzelecki. Poinformował, że jeszcze przed rozpoczęciem procesu jego klient złożył wniosek o 100 tys. zł odszkodowania i zadośćuczynienia za cierpienia, których doznał. W sądzie stawił się też oskarżony Tadeusz M., jego pełnomocnikiem jest znany bydgoski adwokat Konrad Kulpa. - Wszystko, co się stało, jest dla mojego klienta bardzo stresujące - mówił.
M., wysłuchał zarzutów dotyczących nie zachowania należytej ostrożności i wymuszenia pierwszeństwa. Nie przyznał się jednak do winy. Wyjaśniał, że wyjeżdżał zza zaparkowanego na poboczu tira. Na poboczu ustawił się niemal prostopadle do osi jezdni, sprawdził, czy droga jest wolna. Przyznał, że widział jadący od strony Sierpca samochód osobowy, a za nim motocykl, uznał jednak, że są wystarczająco daleko. Wrzucił jedynkę, ruszył. I wtedy zobaczył, że motocykl zbliża się wyjątkowo szybko. Chciał więc cofnąć, ale nie zdążył. Uderzenie było tak silne, że toyota straciła na chwilę kontakt z drogą. Motocyklistę wyrzuciło bardzo wysoko, spadł do rowu, koziołkował. - Ubolewam nad tym, co się stało, współczuję ofierze, ale do winy się nie poczuwam - zakończył swe wyjaśnienia.
Po M. zeznawał Wałęsa. Stwierdził, że nie pamięta wypadku i że czeka go jeszcze 21 operacja. - Do pełnej sprawności nie powrócę już nigdy - dodał.
Siostra Anna: Odmawiałam koronkę, gdy motocykl mnie wyprzedził
Po nim zeznania składała Anna S. Kobieta z osobowego auta, które widział oskarżony. Świadek wyjątkowy pod wieloma względami.
Anna S. jest w wykształcenia teologiem, mieszka w Wilnie, jest siostrą ze Zgromadzenia Sióstr od Aniołów. Na stronie zgromadzenia można wyczytać: "Główną ideą towarzyszącą zakładaniu zgromadzenia było werbowanie i formowanie światłych niewiast, które bez zwracania na siebie uwagi, będą pomagać kapłanom w ewangelizacji".
Siostra Anna opowiadała: - Jechałam przez Sierpc do Warszawy. O 15.10 wyprzedził mnie motocykl, wiem dokładnie, która była godzina, bo zawsze o godz. 15 odmawiam koronkę do Miłosierdzia Bożego.
W chwilę później siostra zauważyła, że przed nimi, zza stojącego na poboczu tira, na drogę powoli zaczyna wyjeżdżać samochód: - Zaczęłam krzyczeć: "Nie wyjeżdżaj!". A potem było już uderzenie. Zatrzymałam się, podbiegłam do kierowcy samochodu, pytałam, gdzie człowiek z motocykla, ale on był w szoku, mówił tylko, że nie wie, jak to wszystko się stało. Ja na to, że on wyprzedził mnie jak wariat. Dlaczego? Może że właśnie się modliłam, a on tak nagle z boku się pojawił... Potem poszliśmy szukać tego motocyklisty, znaleźliśmy go trochę dalej, w rowie. Krwi nie było prawie wcale, ale widok i tak był straszny.
Świadek mówiła jeszcze: - Uznałam, że skoro tam byłam, to moim zdaniem jest pomóc tym ludziom. Obu - motocykliście, który był w tak strasznym stanie i kierowcy. Jak? Modlitwą. Uruchomiłam więc wszystkie kontakty, wysyłałam smsy, ja nie mam interentu, ale był też taki apel wrzucony na Facebooka. Żeby wszyscy, tyle ludzi, ile tylko można, modliło się za ich obu. I ludzie modlili się. Ja jeszcze za zadanie wyznaczyłam sobie obchodzić pierwsze piątki w intencji tego motocyklisty.
Nie wiedziała, że ofiarą wypadku jest znany polityk: - Dowiedziałam się później. A jak tydzień po wszystkim wróciłam z Wilna, siostry mi powiedziały, że nie ma świadków. Dlatego sama się zgłosiłam.
We wtorek zeznania złożył także kierowca zaparkowanego na poboczu tira (samochód należał do firmy Tadeusza M., a kierowca jest jego pracownikiem) - powiedział właściwie tylko tyle, że był zajęty naprawą popsutej ciężarówki i nic nie widział. Słyszał tylko dźwięk silnika szybko jadącego motocykla.
Biegli: "clean accident"
Ostatni zeznawali biegli z krakowskiego Instytutu Ekspertyz Sądowych, którzy sporządzali w sprawie opinię.
Podkreślali, że wypadek Jarosława Wałęsy należy do kategorii zwanej "clean accident" - wypadków, które nie zostawiają praktycznie żadnych śladów.
Nie było śladów hamowania (co nie oznacza wcale, że takiego hamowania nie było, chodzi o to, że motocykl miał system ABS, poza tym na nowym, chropowatym asfalcie w Stropkowie, w odróżnieniu od smołowej nawierzchni starego typu, niewiele zostaje).
Honda Jarosława Wałęsy nie miała także żadnego systemu elektronicznego, który zapisywałby parametry jej jazdy.
Nie wiadomo jest też, na jakim była biegu w momencie wypadku - bo biegi mogą się zmieniać w chwili, kiedy motocykl się przewraca.
Wskazówka obrotomierza zatrzymała się niby na 7,5 tys., ale i to nie musi o niczym świadczyć.
- Bo okazało się, że jest tak wrażliwa, że reagowała nawet na nasze dmuchnięcie - tłumaczyli biegli.
Z całą pewnością, na podstawie danych, jakimi dysponowali, określili prędkość, z jaką motocykl uderzył w
samochód. Czyli od 106 do 124 km na godz., uśredniając - ok. 115 km na godz. Ale z jaką jechał wcześniej? Czy faktycznie - jak twierdzi oskarżony - prędkość była na tyle duża, że nie był on w stanie przewidzieć, że honda znajdzie się przy nim tak szybko?
Próbując dać odpowiedź na to pytanie biegli założyli dwa warianty. Pierwszy - że Wałęsa nie hamował. Prędkość "początkowa" byłaby więc wtedy równa tej "zderzeniowej" i wahałaby się od 106 do 124 km na godz.
Drugi wariant zakładał, że motocyklista na widok toyoty hamował. W takim układzie biegli obliczyli, że mógł jechać od 110 do 146 km na godz.
To wszystko jednak może się jeszcze nieco zmienić. Bo kiedy biegli przygotowywali opinię, nie wiedzieli w jaki sposób oskarżony włączał się do ruchu. Biegli musieli więc przyjąć, że zrobił to, jak to ujęli, "typowo".
A to dlatego, że Tadeusz M. do tej pory odmawiał składania wyjaśnień. I dopiero we wtorek, na sądowej sali, opowiedział wszystko.
W obliczu nowych faktów - tego, jak w świetle opisu oskarżonego ustawiona była toyota, kiedy ruszała, kiedy się zatrzymywała - jasne stało się, że muszą sporządzić opinię uzupełniającą. Czyli wersję uwzględniającą opis oskarżonego.
Biegli ocenili, że będzie gotowa nie wcześniej niż za miesiąc.
***
Akt oskarżenia w sprawie wypadku Prokuratura Rejonowa w Sierpcu przekazała do sądu w lutym. Za jego nieumyślne spowodowanie, zgodnie z art. 177 Kodeksu karnego, kierowcy toyoty grozi od 6 miesięcy do 8 lat pozbawienia wolności.
Ze śledztwa wyłączono wątek dotyczący wykroczenia drogowego popełnionego przez Jarosława Wałęsę, który w chwili wypadku przekroczył dozwoloną prędkość. Materiały przekazano komendzie policji w Sierpcu. Policjanci z Sierpca za pośrednictwem Komendy Głównej Policji wystąpili do przewodniczącego Parlamentu Europejskiego o wyrażenie zgody na ściganie wykroczenia popełnionego przez europosła. Wniosek ten jest na etapie rozstrzygania w Europarlamencie.