Mając szczerze dość śmierci na wyspach…
Na mojej stałej spacerowej trasie jest kościół. Jako, że nie jestem katoliczką, kościoły są dla mnie głównie obiektami mniej lub bardziej wspaniałej architektury. Ten akurat jest architektonicznie nieobliczalny – miejscami przepiękny, miejscami zaś szokuje szpetotą i cudacznym doborem ozdób. Współczesność robiona tu i ówdzie na antyk nie zawsze daje skutki zgodne z zamierzonymi. Niemniej – witraże… jest na co popatrzeć. I posiedzieć cichutko w ławce lubię, patrząc na skromny, prosty ołtarz…
Ale nie o kościołach miało być.
Przy kościele jest ptaszarnia. Są tam pawie, bażanty, przepiórki japońskie, trochę papużek i … gołębie. Piękne białe gołębie. Mieszkają sobie w wielkiej klatce razem z pawiami. Jak mam szczęście i trafię na otwartą bramę (a w niedziele jest otwarta zawsze do późnego wieczora), zachodzę tam pogadać z pawiem-albinosem, albo papużkami.
Zauważyłam też Gołębia – zawsze siedział w jednym i tym samym miejscu – na najwyższej gałęzi, w miejscu, gdzie klatka chyba musiała być nieco wysunięta, bo wręcz wydawało się, że siedzi poza nią. Przez gęstwinę liści dawało się obserwować, jak dzióbkiem lekko głaskał dzióbek równie białej Gołębicy, siedzącej nieco dalej, która odwzajemniała te gołębie pocałunki. Obok Gołębicy tańcował zwykle jeszcze inny samczyk, pusząc się, kręcąc i gruchając fortissimo, ale zawsze był ignorowany.
Gdy byłam tam kolejny raz – Gołąb nieodmiennie rezydował tam, gdzie poprzednim razem. Po bliższym przyjrzeniu się zauważyłam, że to nie klatka jest w najwyższej części wysunięta – to Gołąb jest poza klatką! W międzyczasie miała miejsce ostra burza, musiała zdrowo „prześwietlić” drzewo, bo liści było znacznie mniej niż ostatnio. Wówczas nie zastanowiło mnie to jeszcze, aż do kolejnej wizyty…
Znów tam był. Przy tym samym oczku metalowej klatki, które widocznie najlepiej nadawało się do wymiany dzióbkowych pocałunków z Białą Gołębicą. Drugi Samczyk nieodmiennie puszył się i gruchał, tańcował i przytupywał i zgodnie z przyjętym już chyba w tej klatce obyczajem – jego wysiłki pozostawały kompletnie niezauważone.
Nagle rozpadało się. Rozłożyłam automatyczną parasolkę, płosząc Gołębia, który nerwowo zerwał się i odleciał gdzieś na dach kościoła. Zrobiło mi się trochę przykro, jeszcze przez chwilę postałam tam, mając nadzieję, że wróci, ale widocznie wystraszył się za bardzo. I nagle zauważyłam, że Biała Gołębica znikła w głębi klatki, a Drugi Samczyk poleciał za nią kontynuując swoje tańce i gruchania, nadal całkowicie ignorowane.
I wtedy zrozumiałam.
Mój Pan Gołąb ją kocha. Kocha ją tak bardzo, że nie może bez niej żyć. Nie wiem, czy ktoś odłowił z wolności Białą Gołębicę, rozbijając ich związek, czy też Biały Gołąb któregoś dnia wydostał się z klatki przypadkiem i bez Białej Gołębicy nie chciał z tej wolności korzystać .
Przystanęłam pod posągiem pewnego błogosławionego i gorączkowo myślałam, kogo by tu powiadomić, że te gołębie przecież muszą być razem. Ale nieobeznania dostatecznie z tutejszymi zwyczajami kościelnymi nie miałam głębszego pojęcia, kto może być za ptaszarnię odpowiedzialny i kogo powiadomić o dramacie gołębiej pary. Myślałam o tym przez kilka dni, błagając jednocześnie siły wyższe, aby coś się wydarzyło, zanim nieszczęsny Gołąb umrze z tęsknoty. Do ptaszarni zaglądałam z oddali, sprawdzając jedynie czy biała plamka na gałęzi jest na swoim miejscu.
Była.
Minęły jakieś dwa tygodnie, gdy podczas kolejnego spaceru zauważyłam jedynie zieloną gałąź, nieprzyozdobioną żadnym śnieżnym śladem. Cóż – wówczas spłoszony parasolką odleciał, być może teraz wydarzyło się to samo. Dwa dni później zauważyłam, że nadal go nie ma.
Zebrałam się na odwagę, przygotowana na to, że zastanę jedynie pogrążoną w rozpaczy Białą Gołębicę, którą nadal bezskutecznie będzie adorował Drugi Samczyk. Podeszłam, a tu… Biała Gołębica w najlepsze grucha sobie z Drugim Samczykiem! No coś takiego!
Ale co to? Jakiś biały gołąb tańcuje i kręci się jak fryga na samym dole klatki, za obiekt popisów biorąc Pana Pawia Albinosa, a tam na górze…. toż to Mój Pan Gołąb we własnej osobie, tulący się do łebka Białej Gołębicy!
Pewnie nigdy się nie dowiem, w jaki sposób Gołąb znalazł się z powrotem przy swojej ukochanej i czy wcześniej to ona niespodziewanie straciła wolność, czy też on ją wbrew sobie uzyskał.
Dziś byłam tam znowu i znów patrzyłam na dwie gołębie główki przytulające się do siebie w absolutnym umiłowaniu. Nic to, że w klatce, której żadne z nich zdaje się w ogóle nie zauważać.
A to - specjalnie dla DrY
Komentarze obraźliwe usuwam. Banuję chamów, klony i trolle bez względu na opcję, z której są.
UWAGA
NIE MAM KONT NA FACEBOOKU I NK Jakakolwiek wiadomość stamtąd, rzekomo ode mnie - nie jest ode mnie
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości