Pani X wiodło się w życiu nietypowo i skomplikowanie. Jako piękna kobieta miała co prawda dookoła siebie nieustający wianuszek wielbicieli, jednak jednocześnie była zbyt samodzielna, zbyt inteligentna i za bardzo ceniła własne zdanie, aby utrzymać się przez dłuższy czas przy jednym mężczyźnie. Najdłużej była z ojcem swych dzieci, bo 15 lat, pozostałe trzy związki zrywała po góra czterech latach, na kolejne – mając dobrze ponad 40 lat - nie miała już ochoty.
Praca ją pasjonowała, ale nie przesadnie, zarabiała nieźle i w codziennym życiu niczego jej nie brakowało, a mimo to przez całe lata nie potrafiła sprawić sobie własnego mieszkania. Mieszkanko ładne, acz nieduże miała kiedyś, wraz z jedynym swoim mężem, a ojcem swych dzieci. Porzucając go, zostawiła mu na otarcie łez ów maleńki lokalik, wynajmując dla siebie i dwóch synów duże mieszkanie „na chwilę”, która to chwila trwała …. 12 lat. Zmienność w relacjach z mężczyznami, z których każdy kolejny wydawał się być tym ostatnim, a okazywał się zaledwie przystankiem ku nieokreślonej przyszłości, skutkowała niemożnością podjęcia konkretnych kroków w tej materii, bo też i każdy związek niósł ze sobą coraz to inne plany, a to budowy domu, a to kupna apartamentu, a to posiadłości na wsi. Kiedy za ostatnim panem zamknęły się definitywnie drzwi wynajmowanej kwatery, uznała, że czas wziąć sprawy w swoje ręce. Cóż – łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Bez kredytu o kupnie mieszkania mowy nie było, zaś czas dalszej przewidywanej aktywności zawodowej był zbyt krótki, aby wysokość rat leżała w zasięgu możliwości Pani X.
Pani X postanowiła jednak nie martwić się tym drobiazgiem i uznała, że skoro tak, to pożyje jeszcze parę lat w tym wynajmowanym mieszkaniu, synowie dorośleją i niebawem wyfruną z gniazdka, a potem się zobaczy. Właścicielowi lokum lokatorka od 12 lat regularnie płacąca czynsz niesłychanie odpowiadała, więc nieśpieszno mu było rozwiązywać ten trwały układ, zatem decyzja o pozostaniu przez nieokreślony bliżej okres na starych śmieciach została podjęta.
Tymczasem jednak los miał inne plany.
Pewnego dnia Pani X została powiadomiona o nagłej śmierci swojej samotnej przyjaciółki, zamieszkałej 25 kilometrów od miasta, w którym mieszkała Pani X. Odległy powinowaty z Kanady prosił listownie Panią X o likwidację zawartości domu przyjaciółki oraz sprawdzenie, czy zmarła nie pozostawiła testamentu. Szybko się okazało, że testament istotnie został swego czasu sporządzony i złożony u notariusza, a zapis ustanawiał spadkobiercą nieruchomości ... właśnie Panią X. Pani X będąc kobietą twardo stąpającą po ziemi przyjęła wiadomość o spadku z rezerwą, wiedząc że zapis na rzecz osoby, jakby nie było obcej, zostanie z łatwością przez krewnych obalony. Tymczasem jednak okazało się, że poza powinowatym z Kanady, który do majątku praw nie miał, przyjaciółka nie posiadała żadnych żyjących krewnych, o których by wiedziano.
I tak oto Pani X, za cenę jedynie podatku spadkowego, z dnia na dzień stała się posiadaczką ślicznego domku z ogrodem, wystarczająco jednak dużego, aby pomieścić trzy dorosłe osoby.
Pewnego wrześniowego poranka starszy, dorosły już syn zastał ją w ogrodzie, gdy popijając kawę na ławeczce wpatrywała się rozmarzona we wspinający się po ścianach domku czerwieniejący bluszcz.
- Mamo, wyglądasz, jakbyś była zakochana w tej ścianie - powiedział z lekka wyczuwalną krytyką w głosie.
Pani X uśmiechnęła się ciepło i odrzekła:
- Bo ja jestem zakochana w tej ścianie! Jestem zakochana w tym ogrodzie, w tym domu i w każdym dniu, który tu spędzam ... Po prostu jestem zakochana we własnym życiu i w każdej jego chwili. Czy to nie wspaniałe?
Komentarze obraźliwe usuwam. Banuję chamów, klony i trolle bez względu na opcję, z której są.
UWAGA
NIE MAM KONT NA FACEBOOKU I NK Jakakolwiek wiadomość stamtąd, rzekomo ode mnie - nie jest ode mnie
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości