Tak trzeba nazwać partię, której przedstawiciele zasiadający tak w PE, jak w sejmie, notorycznie uchylają się od obowiązków polegających na zapoznaniu się z przepisami, za którymi głosują, a robią raban dopiero wtedy, jak gdzieś w mediach usłyszą, na co właściwie zagłosowali.
Mieliśmy awanturę w sprawie kodeksu wyborczego, teraz mamy protesty w sprawie ACTA, tylko dlaczego teraz, a nie wtedy, gdy te przepisy poddawano pod głosowanie? Ano dlatego że wcześniej trzeba by było poświęcić na to czas i zwyczajnie przeczytać te przepisy, albo przynajmniej dowiedzieć się, co na ich temat sądzą ci, którzy te przepisy przeczytali i zrozumieli.
Jestem ciekawa, kiedy PiS podniesie raban i będzie przepraszał „za błędy” w sprawie zmiany ustawy o numerze identyfikacji podatkowej, a raczej jej skutków, których jakoś nikt nie zauważył, a tymczasem skutki mogą być zupełnie niewesołe.
Ustawa opierała się na pomyśle, aby identyfikatorem podatkowym osób fizycznych był nie NIP, ale PESEL, który każdy obywatel posiada od urodzenia. Pomysł sam w sobie dobry, godzien pochwały, mający ułatwić życie obywatelom.
Mający, ale czy istotnie ułatwiający?
NIP-em mają posługiwać się jedynie osoby prowadzące działalność gospodarczą, albo te, które są płatnikami VAT (bo te rzeczy wcale nie muszą iść w parze). Słusznie? No jasne, że tak.
I wszystko byłoby w zupełnym porządku, gdyby nie to, że te osoby, które mają się posługiwać NIP-em, nie mogą się jednocześnie posługiwać PESELem. Innymi słowy – albo-albo.
I teraz dochodzimy do tych nieciekawych zupełnie skutków, których jakoś nikt w sejmie nie zauważył.
Otóż wobec możliwości wskazania tylko jednego numeru identyfikacyjnego dla celów podatkowych, pracownik musi złożyć pracodawcy oświadczenie, którym z tych numerów się posługuje (wynika to wprost z ustawy). Innymi słowy pracownik staje się zobowiązany do wpuszczenia swojego pracodawcy w szczegóły swojego życia, o których dotąd pracodawca nie miał pojęcia.
Ze względu na różne obowiązki i uprawnienia pracownicze, pracodawca i tak ma wiedzę o wielu aspektach życia prywatnego swojego personelu.
Pracodawca wie ilu i jakich długów Kowalski w porę nie spłacił i ilu kobietom musi zapłacić alimenty – jeśli Kowalski nierozważnie dopuścił, aby o to wszystko upomniał się komornik. Jeżeli Kowalski chce skorzystać z uprawnień rodzica, albo ubezpieczyć dzieci w NFZ, pracodawca otrzymuje wiedzę o liczbie i wieku tych dzieci, a czasem także informacje o żonie, gdy ta nie pracując ubezpiecza się przy mężu.
Do tego Kowalski obowiązkowo musi zeznać, czy jest emerytem, albo rencistą oraz czy może ma orzeczoną niepełnosprawność, bo to wszystko pracodawca musi wykazać w dokumentacji ZUS.
Tak więc pracodawca wiedział do tej pory o pracowniku bardzo dużo, a od niedawna ma obowiązek wiedzieć jeszcze więcej.
Znając niektórych pracodawców, zwłaszcza tych, którzy zatrudniają niewielu pracowników, można z zupełnym spokojem przyjąć, że nie zostawią takiej wiedzy odłogiem. Niech no Kowalski się spróbuje się teraz rozchorować. Zaraz się sprawdzi, czy aby w tym czasie nie sprzedaje pietruszki na swoim straganie. Chcesz Kowalski podwyżkę? A ciekawe, jakie masz dodatkowe dochody, pewnie jakaś drobna wytwórczość, a może masz nieruchomość na wynajem? A może Kowalski ma w ogóle lepiej niż ja – szef? No, to przy najbliższych kłopotach finansowych firmy, na pierwszy ogień do zwolnienia polecą ci z NIP-ami, wszak mają jakieś dochody na boku, pracować nie muszą.
Wracając teraz do tytułu notki – dlaczego tylko jedna partia darmozjadów, skoro widać, że cała reszta też nie wiadomo za co bierze pieniądze?
Ano dlatego, że tylko jedna partia opozycyjna pretenduje na poważnie do rządzenia. I dlatego, że ta właśnie partia jak nikt inny ma nieustająco na ustach wolność obywatela.
Dla lewicy taki przepis prawny to żadna przeszkoda, przeciwnie - wszak to za PRL kadrowa była podstawowym źródłem wiedzy o człowieku. Że Palikota nie interesują żadne przepisy, które nie zezwolą mu na legalną hodowlę gandzi – wiadomo. PO, która projekt przedstawiła, o złą wolę nie podejrzewam, raczej o niechlujstwo i brak wyobraźni, której dowodów ostatnio mieliśmy aż nadto. Poza tym jest wiadome, że ten kto przepis tworzy jest wobec własnego projektu bezkrytyczny, po to ustawy są w parlamencie wielokrotnie czytane i poddawane pod głosowania, aby krytycznie wyłapać błędy i nie dopuścić do ich uchwalenia.
Ale druga największa partia w sejmie woli tracić czas na bezpłodne odezwy smoleńskie, zamiast zainteresować się tym, co właściwie uchwaliła. Poniekąd słusznie, bo czepianie się nudnej ustawy jest mało medialne. Niemniej jako wyborca oczekuję w sejmie takiej opozycji, która będzie punktowała rządowe projekty i sprzeciwiała się temu, czemu sprzeciwić się należy. Tymczasem głosów przeciwnych było 0, słownie zero.
Komentarze obraźliwe usuwam. Banuję chamów, klony i trolle bez względu na opcję, z której są.
UWAGA
NIE MAM KONT NA FACEBOOKU I NK Jakakolwiek wiadomość stamtąd, rzekomo ode mnie - nie jest ode mnie
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka