Urlop ze znajomymi. Wymyśliliśmy sobie wycieczkę. Super, wszyscy zgodni, trochę co prawda daleko, ale mamy urlop, nie ma się co śpieszyć, więc umawiamy się na wyjazd o godzinie jedenastej rano nazajutrz. Że co, że późno? Trzeba wziąć pod uwagę, że to urlop ze znajomymi i człowiek idzie spać, kiedy kury wstają.
Ok. 11 rano, świetna godzina, kac zdążył wywietrzeć, nieśpieszne śniadanko, kawusia i punktualnie stawiamy się przy samochodach, jak nas jest 8 osób.
Nagle jedna z nich oznajmia:
- To my jeszcze na chwileczkę wdepniemy tu do kościoła i zaraz wracamy – i oddala się wraz z małżonkiem.
11.30 – nie ma ich. Telefony nie odpowiadają.
11.45 – jak wyżej
12.15 – msza się skończyła. Są. Jedziemy. Sześć osób spędziło przy samochodach blisko półtorej godziny. Bo wszak „zaraz” będą.
------------
Siedzę sobie u przyjaciółki, gadamy, plotkujemy, jak to baby. Naraz dzwoni jej mąż. Odebrała przy mnie, w kuchni, więc siłą rzeczy słyszę, o czym mowa. Przyjaciółka pyta:
- Za ile będziesz? Chcę wiedzieć kiedy wstawiać ziemniaki?
-…..
- Pod domem? Czyli co, za góra 10 minut tak?
…..
- Ok. To wstawiam.
Pod domem……hm… Gdy z ziemniaków zrobiło się rozgotowane puree przyjaciółka postanowiła się zaniepokoić.
Dzwoni, tym razem ona do męża.
- U diabła, co się z tobą dzieje?
- A, bo jeszcze musiałem na moment wejść do biura i odpisać na parę maili, ale zaraz będę!
Q….
------------
Spotkanie towarzyskie umówione na siódmą wieczór. Wszyscy wiedzą, że to spóźnialscy, więc o 19.30 nikt się nie niepokoi.
Telefon.
- Słuchajcie, już jesteśmy, ja wiem? Ze trzy przecznice od was, to lada chwila będziemy.
No super. Wstawiamy wodę na herbatę, małżonek zapala świece, wykładamy sałatki i mięsiwa na stół, włączamy piekarnik, wszak ma być łosoś pieczony…. mija pół godziny…. godzina….łosoś wysechł na wiór… Dzwonimy przekonani, że odbierze jakiś policjant i powiadomi nas, że był co najmniej wypadek. Ależ tam. Nic z tych rzeczy.
- Ach, bo jeszcze pomyśleliśmy, żeby wam ciasto kupić i weszliśmy do Tesco na chwilę.
Do jasnej! Czy myśmy ich prosili o jakiekolwiek ciasto?????
--------------
Pod nieobecność męża umówił się ze mną pan hydraulik.
Nie, no proszę sobie za wiele po tym wstępie nie obiecywać! Pod nieobecność, bo akurat w tych godzinach ja nie pracuję, a mąż przeciwnie, a umówił się, bo administracja kazała powymieniać liczniki na wodę. Nie mieliśmy możliwości dać sobie wymienić liczników w pierwszym terminie, na drugi termin należało się umówić indywidualnie, co też uczyniłam. Pan hydraulik przysięgał zjawić się „w przedziale”, tzn. godzin przedziale, ściśle dwóch. Wiadomo, jak to jest, jak człowiek sam w domu czeka na umówionego przez administracje budynku fachowca, którego przyjąć musi. Do wiadomego przybytku nie pójdzie, bo a nuż ten akurat zadzwoni do domofonu, a potem powie, że „lokalu nie udostępniono”, niczym się nie zajmie, żeby nie zostać rozproszonym, rozgrzebywać robót domowych też nie chce, bo te liczniki są i w łazience i w kuchni.
Pod koniec „przedziału” zaczęłam się nieco denerwować, bo i z przybytku czas był najwyższy skorzystać i do pracy zaczęło mi się śpieszyć.
- Ale co się pani denerwuje – rzecze pan hydraulik – ja już jestem pod klatką i zaraz będę.
Pan hydraulik zjawił się po upływie dwóch godzin od upływu pierwszego przedziału, a mówiąc prościej – z dwugodzinnym opóźnieniem. Tyle mu zajęło dotarcie do mojego mieszkania od chwili stwierdzenia, że jest już (!) pod klatką.
-----------
I niech mi ktoś wytłumaczy, co stoi na przeszkodzie, skądinąd przyzwoitym ludziom, powiedzieć wprost:
- jedźmy o 12.15, bo my chcemy na mszę wstąpić,
- będę za godzinę, bo muszę wstąpić do biura, zanim dotrę na obiad,
- chcemy wam kupić jakieś ciasto (wódkę, piwo, bombonierkę), więc spóźnimy się półtorej godziny
- mam więcej roboty niż mi się zdawało, więc będę o takiej i takiej?
Dla moich (i męża) rodziców „o 20.00” to znaczyło dokładnie o 20.00. Studencki kwadrans dotyczył zaproszonych znajomych, nigdy domownika – ten miał obowiązek punktualnie o umówionej godzinie albo się stawić, albo w wyprzedzeniem powiadomić, że się nie stawi i powiedzieć, kiedy się go należy spodziewać. Identyczne zasady obowiązują u mnie w domu. Nie z powodu rygorów, ale z szacunku dla reszty rodziny, żeby wiedziała, nie martwiła się, albo zwyczajnie - mogła być gotowa z kolacją na czas.
Czy „zarazki”, skądinąd przyzwoici i uczciwi ludzie, nie potrafią zauważyć, że będąc „zarazkami” marnują cudzy czas i nerwy?
„Zarazku” – nie jesteś sam. Twoi znajomi, rodzina, przyjaciele, mają także swoje sprawy. Nie marnotraw ich czasu na siebie.
Komentarze obraźliwe usuwam. Banuję chamów, klony i trolle bez względu na opcję, z której są.
UWAGA
NIE MAM KONT NA FACEBOOKU I NK Jakakolwiek wiadomość stamtąd, rzekomo ode mnie - nie jest ode mnie
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości