Gdyby Werter nie popełnił samobójstwa z miłości za młodu…. gdyby urodził się później i zakochał w XXI wieku…a następnie ożenił się ze współczesną Lottą… ta prędzej czy później zmusiłaby go do udziału w… zakupach. Koszmar mężczyzn i niezrozumiała dla mnie rozkosz kobiet – wspólne zakupy w galerii handlowej. Dodajmy – zakupy dotyczące Jej, a nie Jego potrzeb. Bluzeczki, garsonki, sukienki, torebki (jakie pojęcie ma facet o torebkach!!!!?) i … buty! Buty, których nadmiar jest zawsze stanowczym niedomiarem…
Rzadko bywam w takich miejscach, jako że zakupów nie cierpię. Wpadam czasami do odzieżowego sklepu, coś tam rzuca mi się w oko, co jest akurat potrzebne i to coś kupuję – ostatnio dwa swetry na jesień, która lada moment objawi swą prawdziwą naturę… Dygresja, bo nie o moich gustach i zwyczajach ma być notka...
Dawno temu byłam właścicielką stoiska w domu handlowym, dziś powiedzielibyśmy – w galerii (za moich młodych czasów „galeria” kojarzyła się wyłącznie ze sztuką, nigdy z zakupami). Ów Dom Handlowy był czynny przez 7 dni w tygodniu i miałam okazję obserwować początki „nowej religii” polegającej na obowiązkowej bytności w niedzielę w „kościołach” typu „Złote Tarasy”.
Widok nieodmiennie ten sam – ona, zawsze prowadząca orszak, na który składał się mąż i zwykle co najmniej jedno dziecko, nierzadko w wózku. On znudzony, ona zachwycona. Ona wybiera, przymierza, pyta, pokazuje, on coraz bardziej wkurzony i zmęczony, gotów przyznać, że aktualnie okazany koszmarny oranżowy żakiecik jest jego szczytem marzeń odnośnie wyglądu żony, byle tylko wyjść wreszcie z tego miejsca i pojechać do domu. Ona – szczebiocąca i ufna, że mąż właściwie doradza, a jak niewłaściwie – prosty wniosek, chłop nie ma gustu, ona i tak kupi co chce, on ma zwyczajnie we właściwym momencie wyjąć kartę płatniczą i tyle.
Minęło parę lat, dawno nie jestem właścicielką stoiska, ale nawyki żon z tego co widzę, ani na jotę nie uległy zmianie. Nadal przymuszają Bogu ducha winnych mężów do udziału w misterium pt. „Moje zakupy”. Nie wiadomo w imię czego, być może w imię uwolnienia od odpowiedzialności, bo skoro wydało się pieniądze, to wszakże przy jego udziale, choćby i niechętnym.
Nie rozumiem, co przyświeca kobietom, że godzą się... jakie tam godzą – żądają! - aby mężczyźni towarzyszyli im w takiej czynności jak ciuchowe zakupy. Nie rozumiem, bo pociecha z tych mężczyzn żadna, w większości mają w … poważaniu.. co też kobieta ma na sobie, a prawdziwie seksownego ciucha nie dadzą kupić ze zwyczajnej zazdrości.
Jakie więc są powody targania ze sobą mężów na takie „imprezy”? Przyznacie się, drogie Panie? ;)