


ML koncentruje się na drugim wejściu dyrektora Kazany do kokpitu podczas gdy już wchodząc po raz pierwszy, kiedy od 9 minut była znana pogoda na lotnisku, Kazana przekazał załodze polecenie "próbowania do skutku". Według KBWL od zakończenia "rozmowy braci" do pierwszego wejścia Kazany do kokpitu upłynęły 4 minuty i 5 sekund natomiast według innych informacji pochodzących zapewne z prokuratury 2 minuty i 13 sekund. Albo więc "próbowanie do skutku" było autorską inicjatywą dyrektora protokołu, równocześnie wysokiego funkcjonariusza służb specjalnych, powziętą przez niego po otrzymaniu informacji o pogodzie, albo wynikiem rozmowy braci Kaczyńskich przez telefon satelitarny.
Merytoryczny odbiór raportu KBWL.
Przez 12 lat raport KBWL nie został zakwestionowany przez nikogo poważnego co nie znaczy, że nie będzie, skoro ówczesny prezes PAN już przeszedł do grupy wątpiącej. Równocześnie środowisko naukowe pozwoliło hulać utytułowanym cwaniakom, prestidigitatorom, mitomanom i oszustom skupionym wokół konferencji smoleńskich.
KBWL najpierw napisała uwagi do projektu raportu MAK, kończąc je wnioskiem o ponowne sformułowanie przyczyn i okoliczności katastrofy więc opina publiczna miała prawo oczekiwać, że polski raport będzie się zasadniczo różnił. Owszem, różni się ponieważ wytyka Rosjanom błędy w sprowadzaniu samolotu oraz stan lotniska.
Z drugiej strony KBWL używała odczytu QAR ATM, który był błędny w zakresie rozkodowania parametrów lotu rejestrowanych 8 razy na sekundę. Dla KBWL - i w ogóle - nie były to błędy wpływające na jakościową ocenę przebiegu lotu, natomiast szeroko otwierały bramę do alternatywnych spekulacji. Skoro ci sami autorzy pisali najpierw uwagi do raportu MAK, w którym parametry rozkodowane są poprawnie a potem swój raport, to powinni zwrócić na to uwagę.
Pomiędzy meritum a polityką.
Zabrakło po pierwsze wyrazistego wypunktowania różnic pomiędzy raportami, po drugie odporu coraz głupszym pomysłom najpierw zespołu a potem podkomisji Macierewicza oraz działjącemu równolegle środowisku konferencji smoleńskich niesłusznie nazywanych naukowymi.
Ludzie Macierewicza bezpodstawnie mogli oskarżać ludzi Laska o oszustwa podczas gdy mając ku temu pełne podstawy, ludzie Laska unikali nazwania po imieniu oponentów. Prawda nie tylko sama się nie obroniła ale przegrała z kretesem. Z jednej strony odbyły się cztery konferencje smoleńskie, z drugiej bodaj dwie sesje na konferencjach w Kazimierzu, w których uczestnictwo było 25 razy droższe.
Polityczne pokłosie katastrofy.
Jak już napisałem, może stać się tak, że wiara w zamach zwycięży, co więcej różnych wiar będzie więcej niż ofiar zamachu. Na przykład docent Witakowski, jako budowlaniec lansuje znaną mu z pracy metodę wybuchowego burzenia budowli. Skoro w wyjaśnianie przyczyn katastrofy zaangażowali się budowlańcy to - mając na uwadze iż w tytuły naukowe wyposażeni bywają również krawcy i rzeźnicy - możemy doczekać całkiem ekstraordynaryjnych wersji zamachu podpartych autorytetem profesorów tych dziedzin.
Możemy się domyślać przyczyn dla których Kaczyński lansuje zamach. Po stronie opozycji nikt nie dostrzega, że w przyzwoleniu Kaczyńskiego na takie działanie tkwi siła Ziobry, który latami pieczołowicie gromadził dowody na oszustwa Macierewicza i tymi dowodami wprawdzie może pogrzebać siebie ale przede wszystkim mit smoleński i Jarosława Kaczyńskiego.
Komentarze