Zbliżające się wybory widzę już jako utraconą szansę na zbudowanie mądrej silnej Polski, tzn.: na powrót do ojczyzny rodaków ze wschodu i zachodu, na sukces gospodarczy, na przełamanie kryzysu demograficznego, na zjednoczenie narodu, na odparcie ideologii płynącej z upadłej cywilizacji Zachodu.
Dziś już wiadomo, że nie będzie większości mogącej zmienić konstytucję. Nasze państwo od początku, od 1989 roku jest w permanentnym paraliżu ustrojowym. Premier i Prezydent ścigający się o władzę to stały temat serwisów informacyjnych. Nikt za nic nie odpowiada, wszystko można zrzucić na kogoś obok, a to na Prezydenta, a to na niezależny Sąd albo Prokuratora, Trybunał Konstytucyjny, Senat, taką albo owaką komisję, Marszałka, albo na poprzedników pełniących władzę – znamy to. Nigdy w życiu nie słyszałem polityka mówiącego: „Tak to ja podjąłem tę decyzję, okazała się zła, po konsultacjach zrobię tak i tak, aby to naprawić” – Nigdy przenigdy – ZAWSZE JEST NA KOGO ZWALIĆ. Ostatecznie rząd wszystko może zwalić na Unię Europejską, że nie pozwala, że takie dyrektywy, że nie wolno, więc się nie da –„ My byśmy to zrobili” – ale Unia nie pozwala.
Zatem już wiadomo nie będzie Jow- ów, systemu prezydenckiego, zniesienia podatku PIT itd. Krótko mówiąc nie będzie Ameryki, będzie znowu Meksyk.
Zdawało się, że jest szansa. Można było snuć wizję nowego Sejmu, w którym nie ma PSL-u i Janka Burego, nie ma SLD, Milera i innych aparatczyków PZPR, nie ma Palikota i jego gumowego kutasa, że jest jedynie zmarginalizowana Platforma i Rysiek Petru z niewieloma kolegami bankowcami. W tej nie mogącej się już spełnić wizji większość konstytucyjną stanowią- odświeżony PIS i startujący razem konserwatywni liberałowie tacy jak: KorWin, Kukiz, Braun, KNP, UPR, Koliber, Ruch Narodowy i inni.
Nastrój w społeczeństwie jest taki, że nawet Olejnik, Kraśko i inni płatni klakierzy nie uratowali by Polski przed prawicowym „faszyzem”. Oczywiście wszystko spartaczyli sami politycy. Prawicowcy choćby zgadzali się ze sobą w 99% to i tak o pozostały 1% zakłócą się na śmierć– mowa tu tzw. antysystemowcach. Choć jak się można domyślać, niektórzy chętni byli się kłócić o 3%, tj. o przekroczenie progu dające budżetowe finansowanie partii. Natomiast wszyscy marzyli o przekroczeniu progu wyborczego i wprowadzeniu choć kilku Posłów do Sejmu. Jakież to niskie ambicje, jaki słaby cel, skoro były szanse na dobry wynik i realny wpływ na zmianę Polski. Wystarczyło stanąć razem do wyborów. I nawet jeśli – myśląc pozytywnie – Kukiz i Korwin wprowadzą po kilkunastu posłów do Sejmu to nic nie zmieni. Nie będzie większości konstytucyjnej i przez kolejne 4 lata będziemy snuć plany i opowiadać sobie o tym jak to dobrze by było zlikwidować PIT, wprowadzić JOW i system Prezydencki. Skądinąd, moim zdaniem, „dobrą” robotę w rozbijaniu prawicy zrobił Zbigniew Stonoga, który sporo namieszał, ale to temat na inny artykuł.
O ile podział wśród antysytemowców przesądził się już w środku lata i było wiadomo, że nie będzie wspólnej listy, o tyle spore nadzieje można było wiązać z PIS-em. Zdawało się że wygrana Dudy i jego niewątpliwy dobry wizerunek wmiecie do partii zastęp nowych pozytywnie nastawionych ludzi, a znane autorytety przekonają się do partii Kaczyńskiego. Można było mieć nadzieję, że tacy ludzie Krzysztof Rybiński, Andrzej Sadowski czy Romuald Szeremietiew wesprą PIS, a nawet wystartują z ich list. Tymczasem okazuje się, że drzwi w partii są szczelnie zamknięte i nikt nie życzy sobie zmian.
Kilka lat temu PIS zorganizował debaty na różne ważne tematy, zapraszano niezależnych specjalistów i wraz z politykami Prawa i Sprawiedliwości próbowano znaleźć dobre rozwiązania dla Polski. Wtedy sondaże skoczyły PIS-owi do 40%. Nie wyciągnięto z tego wniosków. Do dużego sukcesu wystarczyło znów pokazać się ze specjalistami i zaprosić ich na listy - ale wygrało partyjniactwo. Znów na najlepszych miejsca te same gęby zawodowych polityków. Od kiedy mam świadomość polityczną te gęby zawsze wisiał na plakatach w tych czy owych wyborach. Tak przynajmniej jest na moim podwórku, czyli na Podlasiu. Białystok cały obklejony Jurgielem i Piątkowskim, Łomża – Kołakowskim, a Suwałki Zielińskim. Przykro na to patrzeć. Pozytywna zmiana jaką zapowiada PIS na pewno nie uda się jeśli na świeczniku znów są te same gęby chętne do koryta. Jedyne odświeżenie w partii to obrzydły już profesor Gliński i dziennikarka Lichocka. Naprawdę – to jest smutne.
Natomiast w obozie przeciwnika wszystko idzie dobrze. Zjednoczona Lewica rośnie w siłę, Petru dzięki kasie od swoich bankowców przejmuje zniechęcony elektorat Platformy, a PO dzięki mediom i swoim ludziom we wszelkich możliwych urzędach może liczyć na ponad 20% poparcie. Zatem PIS-owi być może uda się wgrać wybory a nawet stworzyć rząd, być może Kukiz albo Korwin wejdą do Sejmu, natomiast na pewno nie będzie większości konstytucyjnej do przeprowadzenia ustrojowej reformy. Szansa została zmarnowana. Pozostała nikła nadzieja, że będzie wysoka frekwencja i dotąd nie udzielający się politycznie rodacy zagłosują na prawicę, a systemowy elektorat pozostanie w domu. A ponad to, niebywałą satysfakcję sprawiła by mi wieść iż Janek Bury i PSL nie przekroczyli 5 %. – Na to jest jeszcze duża szansa.
Inne tematy w dziale Polityka