Sytuacja na Ukrainie ujawniła wspólny mianownik będący cechą polityków elity pookrągłostołowej od lewej do prawej strony sceny politycznej. Tym wspólnym mianownikiem jest oczywiście szukanie sobie możnych protektorów w postaci obcych mocarstw - tym mocarstwem było przed 1990 ZSRR, teraz jest USA. Rozmaite środowiska prześciagają się w pomysłach, jak należy zostać jak najbliższym przyjacielem jankeskiego imperium, bo dzięki temu będziemy silni i bezpieczni. Niestety, takie myślenie jest niezwykle naiwne, co w pełni pokazała nam II WŚ. Wtedy nam też wydawało się, że jesteśmy bezpieczni, że sowiety nas nie zajmą, bo przecież "dobrzy" Amerykanie i Anglicy do tego nie dopuszczą.
Jakiekolwiek głosy, które nawołują o zachowanie pełnej asertywności i niezależności Polski na arenie międzynarodowej są torpedowane przez apologetów Ameryki, którzy w niezależności dopatrują się zakamuflowanej opcji moskiewskiej. Jest to oczywiście absurdalne i kompletnie nieprawdziwe oskarżenie, które tak bardzo jest forsowane przez "Gazetę Polską" oraz jej środowisko. W ten sposób, ludzie redaktora Sakiewicza bardzo upodabniają się do "GW" Adama Michnika vel Aarona Szechtera. Dlaczego? Ponieważ mechanizm szufladkowania i stygmatyzowania niewygodnych osób, które kontestują jedyny słuszny pogląd na świat jest niemal identyczny jak w przypadku ludzi z ul. Czerskiej. Różnica jest jedynie w epitetach, które są wygłaszane pod adresem osób niewygodnych. W przypadku GW są to oczywiście "polscy faszyści" i "źli narodowcy". W przypadku GP to "ruscy agenci". Ciekawa analoga, nieprawdaź?
Zresztą tych analogii jest dużo więcej. Jeszcze rok temu, kiedy o państwie islamskim nikt nie słyszał. Zjednoczony front GP-GW nawoływał do wsparcia islamskich fundamentalistów mordujących chrześcijan w Syrii przeciwko Baszarowi Al-Asadowi. Zjednoczony front GP-GW zaciekle zwalcza polskich narodowców bojąc się końca republiki okrągłego stołu. Zaciekłość ataków ludzi z portalu Frondy.pl oraz "Gazety Polskiej" na Ruch Narodowy przypomina działania cyngli wyborczej.
Jak to jest, że ludzie głoszący się jako neokonserwatyści i obrońcy tradycyjnych wartości chcą tak bardzo wchodzić w alianse z USA? Nie wiedzą, że w Stanach za krytykę dewiacji seksualnych można dostać karę więzienia? Czy nie słyszeli o biznesie aborcyjnym? Czy nie widzą, że strumień deprawacji i degeneracji w postaci komercyjnej papki z Holywood i przemysłu pornograficzego ma swoje źródła właśnie w USA, rządząnych przez trockistów? Jak to jest możliwe? I jakim prawem ci ludzie nazywają narodowców agentami Rosji, skoro sami zachowują się jak wzorowi agenci jankeskiego imperializmu? Ciekawy paradoks, że ludzie prezentujący konserwatywne poglądy chcą, aby Polska była sojusznikiem państwa, w którym króluje lewactwo i ciemna strona postępu.
Z pewnością ktoś mi zarzuci, że prezentując postawę niechętną USA jestem bardzo przychylny Rosji. Nic bardziej mylnego. Dla mnie rusofilia jest taką samą irracjonalną postawą jak jankesofilia. Nie uważam Rosji za ostatni bastion tradycji i wartości, ponieważ kraj gdzie szerzy się alkoholizm, podziemny przemysł aborcyjny takim bastionem nigdy nie był. Są to jedynie wymyślone frazesy apologetów idei panslawizmu takich jak Bolesław Tejkowski.
Polska powinna unikać wszelkich aliansów z obcymi mocarstwami, ponieważ zawsze będziemy wykorzystywani przez swoich mocodawców w ich rozgrywkach i interesach. Polscy żołnierze, którzy walczyli w Czechosłowacji, Iraku, Afganistanie nie ginęli za Polskę - ginęli za interesy i biznesy mocodawców sowieckich i amerykańskich. Czy ci dzisiaj naprawdę chcemy, aby nasi żołnierze przelewali krew na Ukraine w imię interesów ościennych mocarstw?
Absolwent Geografii.
Zainteresowania: filozofia historii, współczesna historia Polski, religie i cywilizacje, socjologia. Profil na lubimy czytać http://lubimyczytac.pl/profil/1888660/czaro44
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka