Wojciech Mucha Wojciech Mucha
321
BLOG

Wielkie Nic

Wojciech Mucha Wojciech Mucha Polityka Obserwuj notkę 1

Krzyż w Sejmie jest jak cnota z herbertowskiego wiersza. Wionie od niego – mówią adwersarze symbolu - zapachem naftaliny. Trzeba więc go zdjąć i schować do srebrnej szkatułki pełnej niewinnych pamiątek. Dlaczego? Ano dlatego, że krzyż i stojący za nim system wartości są ostatnią zaporą dla fali nihilizmu, która wpłynęła na sejmowe korytarze 9 października.

Krzyż, co to przeszkadza

Gdyby krzyż nie zawadzał! Gdyby cały kościół katolicki poszedł, jak ksiądz Boniecki, z duchem czasu! Gdyby wyglądał i mówił po ludzku! O ile byłoby łatwiej! Wtedy może pokochaliby go prawdziwi mężczyźni, atleci władzy w typie Janusza Palikota. Wtedy dałoby się z jego błogosławieństwem ulepić, wielopłciową jak Anna Grodzka i elastyczną jak poglądy Joanny Senyszyn, etykę dla wszystkich. Etykę nieopartą na żadnym skodyfikowanym systemie wartości. Etykę, której kolporterem jest właśnie była posłanka SLD, w swojej schizofrenii broniąca ks. Bonieckiego i pisząca felietony do „Faktów i mitów”.

Ale za Sejmowym krzyżem stoi coś innego niż uśmiechnięta twarz uwielbianego ostatnio przez media kapłana. Stoi męczeńska śmierć ks. Jerzego Popiełuszki i jego brak zgody na wyzbycie się moralnego kręgosłupa. Stoi dwa tysiące lat chrześcijaństwa, w tym tysiąc lat historii Polski. Ale, last but not least, za tymi dwoma deseczkami stoi Jezus Chrystus i kamienne tablice ofiarowane Mojżeszowi przez jego Ojca. Trzeba więc ten nieznośny w swoim uporze symbol ośmieszyć, przyrównać do stracha na wróble. Wreszcie zdjąć i zakończyć tę męczącą dyskusję.

Postmodernistyczna pustka

W zamian za to, co bardziej cyniczni głoszą (sami nie wierząc w swoje słowa), potrzebę skompilowania na postmodernistyczną modłę nowego, wspólnego kanonu wartości. Bo czym innym jest kuriozalny apel o powieszenie w Sejmie symbolów wszystkich religii? Ale to też tylko na chwilę, tymczasowo. Bo przecież taki kolorowy wachlarz wartości, też nakładłby na inżynierów dusz jakieś ograniczenia. Postulują to jednak, bo taka jest mądrość etapu. W rzeczywistości chcą dać nic. Wielkie Nic.

Gdy przyjrzeć się postulatom głoszonym przez lewicę, łatwo bowiem można dostrzec semantyczną pustkę, której wielkie połacie rozpościerają się tam aż po bezkres. Owa pustka wypełniana jest na prędce doraźnie konstruowanymi teoriami. Teoriami, które zazwyczaj są antytezami, wulgarnymi zaprzeczeniami istniejącego ładu, porządku i tradycji. Krzyż? Zdjąć. Rodzinę? Rozbić, a jak się nie da, to zmienić jej formułe. Naród? Rozpuścić w kolorowej zupie mulitkulturalizmu. Destrukcja, więcej nic. Wielkie Nic.

Pan Cogito wśród rechotu

Bez usunięcia krzyża nici z postmodernistycznego „kolekcjonowania doswiadczeń”. Nici z „róbta co chceta”. A przecież o to chodzi; niczym się nie przejmuj za nic, nie wyznaczaj sobie granic, powtarzają bez zrozumienia za Jackiem Kaczmarskim zwolennicy swobodnego, powszechnego dostępu wszystkich do wszystkiego. Dlatego chcą usunąć krzyż, bo ten sznuruje im usta i jak herbertowska cnota „powtarza wielkie Nie”. I to „wielkie Nie”, jest dla akwizytorów „wielkiego niczego” ostatnią chyba przeszkodą.

Co zrobiłby herbertowski Pan Cogito, gdyby przyszło mu, tak jak mnie ostatnio, usiąść na sejmowej loży prasowej podczas szkolenia nowych posłów? Czy zasępiłby się szczerze, widząc w parlamentarnych ławach spoglądającego nienawistnie na krzyż Romana Kotlińskiego? Może słysząc humbug rozpętany wokół symbolu chrześcijan, wyśmiałby estetykę tego wrzasku i przepowiedział mu gwałtowną śmierć, jak hałasowi na koncercie muzyki pop? Pozostaje mieć nadzieję, że ludzi myślących jest wśród nas więcej, niż ten jeden od „Obywatela Poety”.

 

Tekst pierwotnie ukazał się w "Gazecie Polskiej Codziennie"  08  XI 2011

 

 

WAU_classic('dy6ytciq3xmz')

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka