Akademicy naukowcy czują niesamowitą niechęć do wszelakich tajemnic. A jednocześnie w tym samym świecie akademików tajemnic jest bez liku. I w żadnej chyba z dziedzin nauki nie ma tylu tajemnic, co w egiptologii. Jak i nie ma chyba drugiej takiej naukowej gałęzi, w której tak zawzięcie i uparcie akademicy zaprzeczaliby istnieniu jakichkolwiek tajemnicy.
Jakiekolwiek poważne opracowanie lub książkę otwórzcie gdziekolwiek a nie znajdziecie na tamtejszych kartach niczego poza oczywistą zgodą we wszelakich kierunkach i tematach. I nie tylko ja to zauważyłem. Wszyscy twierdza ze wszystko już zostało wyjaśnione przez ekspertów, wskazując palcem na swoich kolegów - ekspertów a ci eksperci na swych kolejnych kolegów ekspertów. I tak nie ma końca.
Nie wiem, więc czy lipne są wyjaśnienia owych ekspertów czy lipni są sami eksperci w swych lipnych ekspertyzach.
W wielkim skrócie eksperci twierdzą, że piramidy w Gizie to grobowce naiwnych i zdegustowanych Faraonów, którzy w znudzeniu wybudowali sobie pamiątki po śmierci. I nie ma dla nich, żadnego znaczenia, w oczywistym fakcie, że nie ma żadnych i jakichkolwiek dowodów czy wskazań, że piramidy zostały wybudowane jako Faraonów grobowce. A akademicka mądrość lekceważy i pomijają wszelakie poważne dowody i stwierdzenia mistrzów kamieniarstwa, którzy twierdzą, że ciągnąć i ustawiać kamienne bloki jedne na drugich z taką dokładnością, jaką zastajemy na tych budowlach nie jest możliwe w żaden sposób tak jak to sobie kombinują i wyjaśniają i manią owi akademiccy wszechwiedzący znawco-mędrcy, nigdy kielni czy sznura do przekładni bloczkowej, nie wspominając o dłucie kamieniarskim w łapie nie mieli.
Ale mądrości w temacie wszechwiedzy to za to nieskończenie wiele.
Każdy, kto choćby raz się wychylił przeciwko akademickiej twórczości i poddał ją nawet najbłahszej krytyce, zostaje heretykiem wiedzy i przez wszystkich wyśmiany, wyszydzony lub ignorowany zostaje.
Akademiccy mędrcy są taki zawzięcie zaparci w swej arogancji, że nie dostrzegają oczywistego faktu, że ludzie już nie są aż tak bardzo głupi jak im się to bezwzględnie zawsze wydawało i nadal wydaje.
I tak będzie to trwać dopóki im te wszelakie ich transakcje będą przynosi święcone porządne pod niebiosa dolarki. Zrobią wszystko, aby tego nie utracić.
Przyjęło się twierdzić bezpodstawnie, że nigdy nie powstało wahadło podobne swą konstrukcją do tego, co zaproponował, Foucault, że nie było przed nim żadnego takiego wzorca.
Nie jest to jednak żadną prawdą, jest taki wzorzec od tysięcy lat, jako spadek po ”Bogach” i istnieje namacalnie do dziś na tej planecie, ale w tej chwili nie ma też żadnego sensownego powodu udowadniać, że ja mam czy nie mam racji w takim stwierdzeniu. Bo wielu nie rozumie, co to jest płaszczyzna działania wahadła, a co dopiero powiedzieć o reszcie w tym temacie?
Chociaż dowód oczywisty i nie podważalny znajduje się pomiędzy planetami i wśród gwiazd.
Przyjęło się stwierdzać ze Foucault był geniuszem.
Ja zaś im dalej się wgryzałem w prace i osiągnięcia Foucault’a tym mniej miałem twardego gruntu do takiego stwierdzenia. Wielki to człowiek był to fakt bez sporny. Bardzo rozumny, lotny w swym zamiłowaniu technicznym, ale co do reszty to u-uu-uuuu daleko stop.
Nie będę opisywał jego osiągnięć, i sposobu do nich dochodzenia, bo nie pisze biografii, Foucault’a, a jedynie będę wspominał te elementy, z jego i swych prac, które wiążą się z moimi osiągnięciami i pracami w tym temacie lub zbieżnym kierunku.
Nie wiem skąd Foucault wiedział o wahadle i jego właściwościach, nigdy słowa o tym fakcie i jego własnościach nie pisnął nikomu. Osobiście uważam, że wahadło to nie jego pomysł. Musiał o nim przeczytać starożytne zapisy, arabskie tłumaczenia i nie ma inaczej.
Dlaczego tak sądzę będę uzasadniał poniżej w tym tekście i w kolejnych jego odsłonach.
Ja zaś o wahadle i jego możliwościach wiedziałem od swych pradziadów, z opowiadań gdzie twierdzili, że wahadłem nawet można zważyć cały wszechświat.
Nie aspiruję ku temu, ale tyle co sam dokonałem eksperymentując to mam prawo podejrzewać, że się nie mylili w swej opinii i, że jest to jednak mimo wszystko możliwe.
Foucault w swej twórczości był doskonałym technikiem mechanikiem, o nadzwyczaj rozwiniętej koncepcji konstruowania trójwymiarowych obiektów w przestrzeni w swej wyobraźni. I chociaż doskonale trafił to czynić to sam nie wykonywał swych pomysłów.
Wynalazł przede wszystkim rodzaj mechanizmu umożliwiającego zmianę płaszczyzny ruchu mogącemu się obracać w dowolnym kierunku, oscylującego wahadła.
To bezspornie jego osiągniecie oparte na przegubie kardana. Zresztą samo wahadło to mało, kolejnym krokiem było wynalezienie żyroskopu, tyle, że ja zajmę się jednak przede wszystkim wahadłem.
Foucault podjął temat, który złamał kilku wielkich myślicieli, którzy ani nie zdołali ani nie podołali go rozwiązać, w tym Galileusza, Kartezjusza, Kopernika, Newtona, Keplera i wielu kolejnych innych po nich do dziś.
Zmierzył się z problemem udowodnienia i unaocznienia faktu dokumentując go dowodowo, że ziemia wiruje wokoło swej własnej osi, któremu inni nie podołali ten wydaje się oczywisty fakt uzasadnić, przedstawiając opisy i wyniki swych dociekań.
Tu należne mu honory, ukłony i pamięć wieczna, bezspornie.
19 lutego 1600 Giordano Bruno, przywleczony, zakuty w łańcuchach na Kampo dei Fiori w centrum Rzymu, tam przywiązany do z żelaznej kolumny i spalony żywcem, przez świętą Inkwizycje w imieniu jedynego Boga, jedynie za to, że podejrzewał, iż ziemia się obraca wedle własnej osi, czemu w oczywisty sposób zaprzeczała całkowicie Biblia w słowie Boga.
Cóż za potworność. Potworność, przy której chyba wszyscy przechodzą najzwyczajniej obojętnie.
A Galileusz?
Upokorzony, zmuszony do klęczenia przed oprawcami św. Inkwizycji. Wielki uczony odkrywca księżyców Jowisza, pod strachem kary śmierci w męczarniach ognia, musiał odwołać swe poglądy i dumę swego odkrycia, że ziemia się obraca. Przez co zmieniono mu spalenie żywcem na stosie, na areszt domowy. Kilka lat później z żalu i upokorzenia umiera.
Arystoteles i Platonidąc w zaparte uparcie twierdzili, że ziemia jest nieruchoma zaś wszystko inne wraz z firmamentem obraca się wokół niej.
Kościół utrzymywał, że poglądy Kopernika stoją w sprzeczności z tym, co głosi kościół i to, co zawiera w sobie Biblia. I poprzez Inkwizycje postawił sobie za cel wyplenienie herezji z głów heretyków twierdzących, że Ziemia planeta nasza się jednak obraca. Poprzez ogień i męczarnie heretyków dla odstraszenia innych chętnych podjęcia diabelskiego tematu.
A Ptolemeusz? Skonstruował teorie kół w kołach i epicykle na tych kołach - orbitach wyjaśniając ruch planet i gwiazd. Ale tego heretyka święta Inkwizycja dopaść nie była w stanie. Jemu się upiekło, Boskie słowo świętego ognia oczyszczenia z herezji odszczepieńca nie dopadło.
Pominięto też Tycho Brahe wspaniałego astronoma, który 11 listopada 1572 zaobserwował bardzo rzadkie zjawisko supernowej, opowiadający się za faktem wirowej a nie stojącej planety ziemi.
Do dziś niemal istnieje podstawowe pytanie. Czy ziemia planeta nasza się obraca czy też sfera niebieska wokół niej przed samą planetą wiruje? Powodując złudzenie optyczne?
Wiem, co powiedzą mędrcy i znawcy wszelakiego, popukają się w czoło, ale nim to uczynią dobrze niechaj się zastanowią czy potrafią zaprezentować uzasadnienie do swego pukania się w czoło. Bo bardzo słabo to u nich widzę ten oczywisty fakt uzasadnienia dowodowego.
Czy faktycznie Foucault swym pokazowym doświadczeniem dał dowód obrotu ziemi, planety naszej, czy też dał dowód ustawiania się materii do płaszczyzny pól planety, przez co odnosimy wrażenie pozorne, że to sfera a nie planeta się obraca?(Muki).
Pytanie wydaje się śmieszne, lub mało poważne, ale kto da oczywisty i nie podważalny dowód, że jest tak a nie inaczej?
Foucault stawiając tak kwestie nie odpowiedział na nią, za to skrzętnie pominą odpowiedź i dowód odpowiedzi w uzasadnieniu swego doświadczenia.
Ja swój początek rozpocznę odKartezjusza, aby zbytnio nie wydłużać listy kandydatów w wstecz, który migał się przed kościołem jak mógł lawirując w kwestii obrotu ziemi, ale jak wynika z pism popierał rozumienie w tej sprawie Kopernika. Rozważał wszelakie możliwości w swych księgach i rozważaniach ruchu kul armatnich i pocisków, ale ostatecznego wyniku ruchu ziemi nie rozwiązał doświadczalnie. Nie znalazł dowodu na ruch wirowy ziemi.
Newtonteż za wiele doświadczalnie nie miał do powiedzenia w temacie ruchu wirowego ziemi. Prawa, które sformułowałutwierdzały go zaledwie w przekonaniu, że ruch wirowy ziemi występuje, ale dowodu bezpośredniego na to nie przedstawił żadnego. I doskonale sobie z tego zdawał sprawę. Wszyscy uwierzyli Newtonowi na słowo, że tak jest a nie inaczej. I tak to dziesiątki lat to trwało. A powodem uznania i braku dochodzenia do dowodzenia był fakt, że osiągnięcia Newtona były ogromne w dziedzinie matematyki i fizyki. Przykładowo w oparciu o prawo grawitacji Newton wyprowadził prawo ruchu Księżyca i wyjaśnił wiele innych zjawisk.
W liście do Towarzystwa Królewskiego w Londynie z 28 listopada 1679 Newton sugerował że badając spadające ciała powinno się stale obserwować odchylenie torów ich lotu na wschód, spowodowane ruchem wirowym planety.
Tyle że było to zaledwie pół z połowy prawdy, o czym Newton nie wiedział. Spadające ciała nie tylko przesuwają swój tor lotu na wschód, ale też i w 1/3 przesunięcia wschodniego na południe. Czego nie ma i nikt nie dostrzeże w żadnym ze wzorów lub dociekań nie tylko Newtona.Ja wiem a ilu przede mną o tym wiedziało?
Dlaczego tego Newton nie wiedział i wzoru na to przesunięcie nie ma do dziś ?
Kto na kogo czeka? Ja mam czas swoje jeszce wyjawić.
Tu zęby wyjaśnienia logicznego połamali na tym fakcie Galileusz, Hooke, Giambattista Guglielmini, Johann Feiedrich Benzenberg i wielu, wielu innych. Dlaczego tego nie wiedzieli wytłumaczyć i wyjaśnić nie potrafili?
Wielki blamaż fizyki?
ObliczeniaGaussaczyLaplace’anie przewidywały żadnego odchylenia na południe. Gaus wyliczył teoretyczne wartości odchylenia na wschód3,95 mm i zero na południe, jakie powinien otrzymać Benzenberg.Tyle, że to była teoretyczna lipa.W 1831Ferdinand Reichotrzymał wyniki nie wiele lepsze od tego, co otrzymał Benzenberg.
I nadal nic. Niebywała stagnacja. Niby wszyscy, wszystko wiedzą, ziemia się obraca, ale nikt, dosłownie nikt nie potrafi, dać odpowiedzi na ten oczywisty wydawać by się mogło i niepodważalny niczym fakt.
Czy obraca się czy nie?
Góra mądrości, same szczyty mędrców fizyków matematyków i zero efektów. Jednego nędznego dowodu. Nic. Same hipotezy założenia i domniemania. Niebywałe. I nikt nie śmie protestować. Naukowy impas i cisza. Problemu nie ma.
Establishment akademickiej nauki niczym św. inkwizycja zamyka wszystkim usta . Nikt nie ma prawa głosu, nikt nie śmie postawić pytania o ruch obrotowy ziemi zapytać – zakazane?
No i znalazł się taki jeden nie naukowy ”nieudacznik”. Nie naukowiec nie akademik nie wykształcony w żadnej z akademii, ot domowy, słaby, chudy majster klepka, zawzięcie zażarty i nie ustępliwy w rozpatrywaniu podjętego tematycznie problemu.
Nazywał sięLeon Foucault. Miał on dwu wspaniałych przyjaciół, którzy nie szydzili z niego a wręcz przeciwnie byli zawsze do dyspozycji Foucault'a pomocną dłonią wspierając jego dążenia do jasno za widnokręgiem lezących możliwości postawionego celu.
Wszyscy wiedzą, że Foucault swym, wahadłem ustanowił nowe wyzwanie dla nauki. Zakpił z niej z jej przedstawicieli z astronomów i matematyków, fizyków i chemików. I za to, że ten domowy samouk nie będący w szeregach naukowych sław postawił dowód na obrót ziemi, kiedy wszyscy inni znani i nie znani nie mogli takowego znaleźć i przedstawić.
Krew się ścinała, uderzała do głowy przedstawicielom akademii a żyły puchły w złości od ciśnienia, że nie naukowiec, nie kształcony w ich parafii i ław znawców mających siebie za nie wiadomo, kogo, zakpił sobie z całości majestatu poważnej nauki akademickiej. Ale przedstawić kontr dowodu na fakt obrotu ziemi sami w majestacie swej pychy i wyższości praw nie potrafili, chociaż zażarcie szukali drogi rozwiązania.
Ja wykonałem chyba wszystkie większe i dla mnie istotne doświadczenia Foucault’a i nawet, co po niektóre z nich zmodyfikowałem po swojemu.
I postawiłem sobie pytanie na następujące:
Skąd Foucault wiedziałze trzeba użyć wahadła a nie innego dowolnego innego przyrządu?
To wcale nie było ani takie jasne, ani takie proste czy oczywiste.
Foucault rozważał nawet wykonanie doświadczenia, które zostało zrealizowane i otrzymało miano najbardziej głupiego i najbardziej idiotycznego doświadczenia tego świata. A ci, co te doświadczenie zrealizowali mózg mieli widać mniejsze od mózgu myszy.
Może, kto powie, o jakie doświadczenie i jego zrealizowanie szło według rozważań i inspiracji Kartezjusza? A wiązało ze sobą orne pole?
Po wielu latach przemyśleń szukając rozwiązania i uzasadnienia przewidywań mojej Mantysy, oraz z tej mantysy wyprowadzając podstawę struktury czasu i gęstości Eteru, zrozumiałem ze Foucault, musiał przeczytać tę samą informację, z którą i ja się zapoznałem.
Nie mogło być inaczej. Innej możliwości nie było.
W rękopisie datowanym na 1841 rok z biblioteki wielkiego księcia Toskanii, niejakiVincenzo Viviani, który był ”studentem” Galileusza zanotował tajemniczo:
”” Obserwujemy że wszystkie wahadła, wiszące na jednej nici odchylają się od swej pionowej początkowej płaszczyzny i czynią to zawsze w tym samym kierunku.....””
Och genialny zapis. Genialna jak dla mnie, informacja tyle, że tak bardzo lakoniczny i bez szczegółów, że niemal nic w sobie nie zawierający dla wielu. Ale widać z prac Foucault’a że nie taki genialny i nie taki znów oczywisty i zrozumiały zapis.
Foucault wiedział, co ma, ale widać nie rozumiał, co wie.
Uzasadnienie powyższego:
Foucault stosował różne wahadła, o różnej długości i ciężarze na różnych podwieszeniach.
Stalowe struny, linki splecione, lniane i bawełniane, różne wartości ciężarków samego wahadła na rożnych niczym nie uzasadnionych przypadkowych długościach i ciężarach.
Wszystkie długości i ciężary są dokładnie zanotowane w pracach Foucault’a, nie ma, co do tego żadnej tajemnicy.
Foucault wiedział, co to jest wahadło, ale nie rozumiał wiele, z faktu, czym jest to wahadło, które miał w swych rękach, to widać z jego zapisów i podejścia do prac oraz doświadczeń i efektów.
Bardzo wielu nie ma zielonego pojęcia, jakim niebywałym przyrządem jest wahadło i co nim można nie tylko zmierzyć, ale i zważyć.
Reszta establishmentu geniuszy naukowych tamtych czasów miała jeszcze bledsze pojecie w temacie wahadła od samego Foucault’, co do jego przejawów i zastosowania.
Johann Friderich Benzenbergw 1802r, analizował wyniki spadających ciał uzyskane przez Guglielminiego, które miały dać odpowiedź i dowód na ruch wirowy ziemi wokół własnej osi. Przeprowadził, więc własne doświadczenia w lipcu i październiku wykorzystując wierze w Hamburgu o wysokości 70metrów.
Uzyskał średnie wychylenie9 milimetra na wschód i 3,5 milimetra na południe.
Benzenberg zasięgnął rady astronoma Heinricha Olbersa, a ten przedyskutował dziwny problem Benzenberg'a z matematykiem Carlem Fiedrichem Gaussem i matematykiem Pierre-Simon de Laplace, i razem opracowali teorie spadania ciał, analizując wyniki tego typu doświadczeń, ale dowodu z tej strony na ruch obrotowy planety nie dostarczyli żadnego.
Po prostu jak wszyscy inni i bardzo wielu po nich biorący się za bary z problemem wymiękli w temacie.
Laplace uważał, że to na uczonych spoczywa ciężar dostarczeni dowodu, ale wcześni mocarze za wątli byli w tej dziedzinie, tak samo, jaki obecni nie potrafią dać jednego jedynego dowodu na fakt obrotu planety.
Już wówczas dawało się dostrzec słynną psychoterapie dowodową kolegi na kolegę.
Gaussprzysiadł stołka silno i wyliczył, jakie wyniki powinien otrzymać Benzenbergi wyszło, że powinno być 3,95 milimetra na wschód i zero milimetrów na południe.Benzenberg'owi wychodziło średnio 9 mm. Szok. Czy partacze udający znawców? A może było 3 mm u Benzenberg;a, tylko zmieniono to na 9? Trudna prawda pod stół zamieciona?
Nie jednak było i jest 9mm.
Prawda była jednak szokująco inna i odmienna.
Planeta odsuwała ciała spadające swobodnie i na wschód i na południe, czego absolutnie nie dopuszczały wnioski i wzory wybitnych naukowych myślicieli i ich twierdzenia.
Co to za siła, która oddziałuje ale jej nie ma i nie widać nie wiedzą tego do dziś. Coś tam brzęczą coś wymyślają, ale dowodu jak nie było tak nie ma.
Aby znacznie skrócić temat, który staje się zbyt rozwlekły, trzeba wiedzieć, że Foucault podjął zarzucone praceAragow temacie określenia szybkości światła. I mimo ze konsultacje i przemyślenia w rozmowach zFizesne, to każdy z nich miał własne koncepcje i pomysły, które chciał samodzielnie realizować.
Romeruzyskał, 230 tys. km/s.Fizesnekombinował jak mógł i wyszło mu 315 tys. km/s.
W Necie spotkacie takie oto i podobne wpisy:
W 1850 roku, Foucault zrobił eksperyment używając Fizeau-Foucault'a aparatury do pomiaru prędkości światła, to stało się znane jako eksperyment, Foucault-Fizeau eksperymentu i był postrzegany jako "ostatni gwóźdź do trumny" Korpuskularnej teorii światła Newtona, bo w tej teorii światło nie może poruszać się w innych ośrodkach wolniej a okazało się ze porusza się z inną prędkością w powietrzu i wodzie.
Piękne to, ale mało prawdziwe w całości. Przede wszystkim, dlatego ze Foucault i Fizeau nigdy żadnego wspólnego eksperymentu nie przeprowadzili. Nic mi z dokumentów jakichkolwiek nie wynika a może ja nie widziałem tych najważniejszych. Tyle ze mimo to dla mnie to oczywisty kit. Omawiali wyniki własne i nowe koncepcje, fakt, ale nie własne wspólne prace czy osiągnięcia a już o aparaturze pomiarowej wspólnej to nie było nawet mowy.
Różnica w osiągniętych wynikach w pomiarowych światła i podejścia do pomiaru światła FizeauiFoucault'a,mówi sama za siebie tylko nie wszystkim i nie do wszystkich to dociera.
Różnica jest tak wielka jak w moim pytaniu:
Czy pies może mieć pchły, czy pchły mogą mieć psa? Gdzie leży prawda?( Muki).
Nie wielu załapie oczywisty fakt, o co tu biega.
DokładnośćFoucault'a,jest powiedzmy z 10 x lepsza niż uFizeau. Więc gdzie tu mowa o wspólnym eksperymencie? Żenada.
Jeszcze raz pytam skądFoucaultwiedział ze należy obserwować wahadło? Eksperymenty wykonywał w piwnicy i doskonale wiedział, czego oczekiwać.
Doświadczenie z wahadłem jest tak niewiarygodnie, żenująco naturalnie proste, że wydaje się wręcz nie możliwe żeby nikt z tamtejszego establishmentu Sorbony nie pomyślał o tym wcześniej jak i po drugiej stronie oceanu a tylu brało się za bary z tematem. I to nie byle kto a szczyt myśli naukowej tamtych czasów.
Dlaczego matematycy i przyrodnicy i fizycy, którzy całe swe życie poświęcali badaniu grawitacji i ruchu obrotowego planety nie pomyśleli o takim doświadczeniu?
Matematycy pluli wściekłością.
Fizycy ciskali jadem, że ich analizy nie doprowadziły nikogo do tak oczywiście prostego wyjaśnienia i wniosków.
Czy równania ruchu, opracowywane prze kolejne pokolenia fizyko-matematyków, od Galileusza począwszy poprzez Keplera i Newtona, i całokształtu członków Akademii, nic nie zdziałały?
Wszystko jest w równaniach głosili, wściekli jedne na drugiego i oczywiście można się tam dopatrzyć rozwiązań i odpowiedzi, ale żadnego dowodu na ten oczywisty fakt obrotu planety.
Czy to prawda?
Nie to kłamstwo.
Nikt z nich nie brał pod uwagę wahadła, bo niektórzy z nich twierdzili stanowczo, mydląc gałki kolegom naiwniakom, że nie będzie to możliwe i żaden z matematyków i fizyków nie dysponował ani wzorem ani równaniem pozwalającym przewidzieć nawet tylko w założeniach, z jaką szybkością będzie się zmieniać płaszczyzna drgań wahadła.
Cauchy...wygłuszał twierdzenia zawsze będąc zdania ze wahadłonie może zmienić płaszczyzny drgań.
Poisson...twierdził już, od 1837 żewahadło nie będzie się poruszało w taki sposób aby zmieniło płaszczyznę swych drgań.
To są przykładowe bzdury fizyki - jest oczywiste, – że może i zmienia płaszczyznę drgań.(Muki).
Foucault zaplanował swe doświadczenie w szczegółach. Przypadek, nie pewność, błąd nie miał tu nic do rzeczy. Niepewność nie wchodziła w rachubę. Przypadek nie miał miejsca. Zero błędów. Doskonale wiedział, co robi i jakiego efektu oczekiwać. Skąd to wiedział?
Mogę przedstawić dwa dowody ze doszedł do tego sam. I dwa ze przeczytał to, co i ja.
I najistotniejsze. Dlaczego Foucault nie poszedł dalej i nie wyznaczył z wahadła wartości jednej sekundy, płaszczyzny oscylacji okresu i zasady drgania?
Tak jak to ja uczyniłem!
Dlaczego nie wyznaczył ze stosunku oscylacji, masa wahadła - masa planety, masy samej planety? Jako stosunku amplitudy poprzez przyłożoną siłę?
Nie wiedział i nie rozumiał, co ma w ręku?
Wydaje się jednak że nie rozumiał, co ma w ręku.
Nie wiedział też że był i Egipt i Sumer? To czyje prace czytał?.
Kiedy wahadło jest podwieszone kardanowo jego punkt podwieszenia wiruje wraz z ziemią tak, więc na samo wahadło nie działa żadna siła, zatem płaszczyzna jego drgań nie mogła się zmieniać?
Czy aby naprawdę tak jest? Bo wielu jest znawców a ilu praktyków fizyków?
Moim zdaniem coś tu nie jest za bardzo halo......Mości państwo.
Upraszam o, przerwę, bo tekst jest zbyt długi, chociaż nie obszerny.
Za kilka dni przedstawię ciągłość do powyższego, dalszy ciąg rozważań moich i wyliczenia jednostki czasu jednej sekundy zakodowanej przez Bogów dla ludzkości w kompleksie Giza jako podstawę do wyznaczenia Mantysy wywodzącej się z jedności, płaszczyzny oscylacji wahadła, od atomu po planetę, czego nie uczynił ani sam Foucault ani nikt inny z establishmentu akademickiego nauki do dziś. Jak i omówię Wenus jej się pojawienie i przyczynę tego stanu rzeczy poprzez partactwo i nieudacznictwo ”Bogów”. A wtedy dowiemy się, i udokumentujemy fakt miedzy innymi, co to znaczy trzy i pięć dni ciemności.
Pozdrawiam:
Wydaje się, że jestem podróżnikiem, po czasach i kartach zamierzchłej historii. W mym zainteresowaniu leżą dokonania prastarych ludów, Sumeru – Indii – Egiptu – Azteków – Majów. I część zwana Mitologią w dokonaniach i osiągnięciach astrofizyczno - geodezyjnych. Uwielbiam, kryptografie i kryptologie, poszukując dnia wielkiej przepowiedni, w którym ma odejść stąd ród Adamowy.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Technologie