Dzień pierwszy
Z niedowierzaniem patrzę na moje ulotki. Kolorowe i pachnące drukiem.Jutro pójdę, zapukam do drzwi wyborcy i przedstawię kto ja i po co. Trema jest i to dość spora.
Jeszcze noc. Pewnie coś wymyślę jak pokonać i przemóc swoją słabość.
Dzień drugi
Wymyśliłam. Zaczynam od miejsca w którym byłam pewna mieć sojusznika.
Na dzień dobry, kubeł zimnej wody. Niby przyjazny uśmiech ale ulotka sunąca po stole, moje oczy przemienione ze zdziwienia w młyńskie koła...Podniesiony głos - po co nam zmiany, jakie zmiany. Źle to komu?
Chyba coś z moim słuchem nie tak. Pytam już w swoich myślach.Biadolący nad potrzebującymi którzy natarczywie proszą o pomoc,...Wstręt i obrzydzenie towarzyszy, język uporczywie tkwi za zębami żeby nie chlapnąć czegoś czego rozum będzie żałował.
Niby uskarżający się na biedę i tych proszących którym przecież nie ma z czego udzielać wsparcia....I po co zmiany. Dobre co mamy i to popierać trzeba.
Wychodzę przygnębiona i zniesmaczona.
Uciszam emocje, wiem co postanowiłam. Patrz i pamiętaj. Usta pełne frazesów w sercu obłuda.
Głęboki oddech i w drogę, prosto w "wybuchową ulicę".Pięknie odnowione budynki zachęcają świeżością tynków.Nowoczesne domofony które nie działają. Popycham drzwi. Same się otwierają.O rety! -ale tu nędza. Brudna i odrapana z tynku klatka schodowa wyziera czerwoną cegłą. Wchodzę kamiennymi schodami w górę i w górę. Cisza. Nikt tu nie mieszka? W końcu na ostatnim piętrze ktoś jest. Zadaje pytanie.Nie, tylko ja zostałem. Domofony? No tak, ktoś drzwi na dole zatrzaśnie to i nikt nie wejdzie.Roboty nie ma to i ludzie powyjeżdżali.Zróbcie coś żeby chcieli wracać.
Kolejne budynki w podobnym stanie. Czasem dwie lub trzy rodziny, reszta pusta.Niszczeje.
Są jakieś wspólnoty które dbają tylko o to co widać z zewnątrz.
Pokonałam dosyć sporą liczbę schodów.Nogi zaczęły odmawiać posłuszeństwa. Trzeba wracać.
Czego dowiedziałam się dzisiaj?. Ludzie nie czekają na zmiany. Czekają na cud bez swojego udziału.Jedno
z najzabawniejszych żądań - "zagłosuję na panią gdy mi pani obieca tylko jedno, nie mam innych potrzeb jak tą, żeby te staruchy przestały dokarmiać gołębie!".
Dzień trzeci
Nie będę już wchodzić. Zaczynam schodzić. Wybrałam budynki z windą.23 piętro i w dół.
Pierwsi do których zapukałam, to ludzie młodzi. Cieszą się z ulotki, obiecują głosować.Im niżej tym więcej lokatorów starszych. Coś remontują, ulepszają.Nie spotyka mnie z ich strony jakaś nieprzyjemność. Bywają zaskoczeni takim sposobem komunikowania się.Szczerze wyrażają swoje poglądy polityczne. Gdy słyszę pytanie - jaka opcja? - wiem że nie przyjmą ulotki.Automatycznie zmienia im się wyraz twarzy. Przed momentem sympatycznie miła, po usłyszeniu "opcji", odpychająco demoniczna.
Są też twarze "komusze" jak ich nazwałam.Panowie jakby zastygli wyższością lat 60 - tych.Pilnie udający zainteresowanie by za moment powiedzieć "ach gdzież te czasy!"
Panie wchodzące chyba bokiem do mieszkania. Panowie przeważnie zatrzymują ulotkę, choć ich mina świadczy o zupełnym braku zainteresowania. Panie z furia oświadczają - a po co mi to! Koniecznie muszę usłyszeć jakie to dawniej były głosowania. Człowiek z góry wiedział kogo wybierać. Teraz to wszystko tylko szmelc i ochota żeby im pozabierać to co im się słusznie należy.
Jak w tyglu a to tylko jedno blokowisko w centrum dużego miasta.
Najmilej będę wspominać rozmowy z mieszkańcami. Pytanie jakie najczęściej padało to co nam pani obiecuje? Moja odpowiedź też bywała zaskoczeniem.
Proszę przeczytać co do tej pory robiłam i na co mnie będzie stać. Nie obiecuje gruszek na wierzbie ale uczciwe wywiązywanie się z tego co mi będzie powierzane. Gdybym miała z tym jakieś trudności, wiem kogo mam pytać.
Krytyka z humorem kiełbasek wyborczych.
Do malowanych świeżo pasów jak i sadzenia zielonych drzewek w rynku.
Do tej pory chodziło się po wertepach niszcząc obuwie, teraz po granitowych płytach, z poślizgiem do tramwaju. Byleby kości wytrzymały!...
Dalszy ciąg być może nastąpi.....
Inne tematy w dziale Polityka