wiesława wiesława
2362
BLOG

Kto się skompromitował przy badaniach katastrofy smoleńskiej

wiesława wiesława Rozmaitości Obserwuj notkę 25

 

10 kwietnia 2010 roku, kilkanaście minut po godzinie dziewiątej, szef Naczelnej Prokuratury Wojskowej gen. Krzysztof Parulski został poinformowany, że w Smoleńsku w okolicy lotniska Siewiernyj doszło do katastrofy polskiego samolotu państwowego Tu154M, na pokładzie którego znajdował się prezydent RP z delegacją państwową udającą się na obchody 70. rocznicy zbrodni katyńskiej.

Większość Polaków była przekonana, ze po otrzymaniu takiej informacji prokuratura zaraz rozpocznie śledztwo i zrobi wszystko, aby zabezpieczyć kluczowe dowody. Zdaniem gen. bryg. rez. Jana Baranieckiego, zastępcy dowódcy Wojsk Lotniczych Obrony Powietrznej w latach 1997-2000, który wielokrotnie uczestniczył w badaniach przyczyn katastrof lotniczych wojskowych statków powietrznych, pierwszym krokiem rzeczoznawców badających przyczyny katastrofy jest zawsze wykonanie dokumentacji fotograficznej miejsca zdarzenia „z góry” oraz sporządzenie opisu, gdzie znajdowały się jakie części samolotu względem kursu.

 

Niestety, w ciągu pierwszych 24 godzin od katastrofy, w Smoleńsku przebywało tylko trzech prokuratorów – gen. Parulski, płk Szeląg i płk Rzepa. Razem z prokuratorami do Smoleńska samolotem Jak40 dotarło sześciu rzeczoznawców, wydelegowanych przez szefa Inspektoratu Bezpieczeństwa Lotów MON, oraz szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych, płk Edmund Klich. Wymienione osoby zostały zatrzymane w jednym z hangarów na lotnisku. Przez kilka godzin Rosjanie nie zezwalali im na udanie się na miejsce katastrofy i podjęcie czynności. 

Natomiast na Okęciu, czterech śledczych wojskowych i jedenastu biegłych (czterech lekarzy Zakładu Medycyny Sądowej Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, trzech specjalistów z dziedziny badań DNA z Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Komendy Głównej Policji oraz czterech funkcjonariuszy Komendy Stołecznej Policji) oczekiwało na start do Smoleńska. Jednak zaplanowany na godzinę 18-tą wylot samolotu Casa nie nastąpił, gdyż Rosjanie nie wyrazili zgody na przyjęcie samolotu., uzasadniając to złymi warunkami atmosferycznymi. Ostatecznie Casa wystartowała z Okęcia około godziny 6.00 następnego dnia i dotarla do Smoleńska po ponad 3 godzinach.

Tymczasem na miejscu katastrofy trwały intensywne działania służb rosyjskich – zmieniano położenie elementów wraku, zarówno mniejszych, jak i dużych (statecznik samolotu), rozpoczęto budowę drogi umożliwiającej wjazd ciężkich pojazdów na miejsce katastrofy. W kolejnych dniach strona rosyjska zacierała ślady wycinając drzewa, zasypując teren katastrofy. W dziwnych okolicznościach – co wynika ze zdjęć satelitarnych – przemieszczały się też sporych rozmiarów szczątki TU-154M.

Niestety, nie wiemy i nigdy się już nie dowiemy, co zrobili Rosjanie w ciągu pierwszych 24 godzin, gdyż doszło do zaniedbań w kluczowym momencie śledztwa. Obecność specjalistów na miejscu katastrofy była koniecznością. To był czas najważniejszych działań – dokładnych oględzin miejsca zdarzenia, fotografowania ułożenia wraku i ciał, zbierania śladów, pobierania próbek, krótko mówiąc zabezpieczania podstawowych dowodów, których prokuratura nie ma do dziś.

 

Rozważając powody, dlaczego rzeczoznawcy nie dotarli wieczorem 10 kwietnia do Smoleńska wojskową Casą, gen Baraniecki powiedział:

Dla mnie sprawa jest oczywista. Rosjanie im zabronili. A chodziło głównie o to, by nie mieć możliwości do zrobienia z góry zdjęcia rozrzutu części samolotu na miejscu katastrofy. Gdybym dysponował taką dokumentacją z 10 kwietnia 2010 roku, z pewnością byłbym w stanie stwierdzić, czy w tym przypadku można mówić o wybuchu, jak również o tym, czy statek powietrzny rozpadał się w powietrzu. Takiej dokumentacji jak do tej pory jakoś nikt nie widział, a powinna zostać wykonana.

(http://www.naszdziennik.pl/wp/13627,samobojstwo-nie-wierze.html)

 

Przemawiając w Sejmie 27 września 2012 roku, prokurator generalny Andrzej Seremet oświadczył, że nie zna powodów rezygnacji z wyjazdu prokuratorów wraz z rzeczoznawcami późnym wieczorem w dniu katastrofy. Jeśli to prawda, to mamy do czynienia z niewyobrażalna kompromitacją tego człowieka. To niewyobrażalne, że przez dwa i pół roku szef polskich prokuratorów nie ustalił, jak doszło do zaniedbań w kluczowym momencie najważniejszego w Polsce śledztwa.

Ostatnie wypowiedzi Andrzeja Szeremeta pokazują również w jakim głębokim poważaniu ma on to śledztwo. Każdego dnia dowiadujemy się, ze Andrzej Seremet nie zadał sobie trudu aby zapoznać się z aktami śledztwa i na pytania pełnomocników rodzin ofiar katastrofy udziela odpowiedzi nieprawdziwych. Jedna z najnowszych informacji prok. Seremeta  brzmi: po badaniach, które trwają, zostanie dopiero stwierdzone, czy fragmenty w brzozie to fragmenty Tu-154M. Czyli prokuratura po 3,5 roku od katastrofy wciąż nie wie, czy są to fragmenty tupolewa, i czy w ogóle są to fragmenty samolotu.

 

Przedstawione powyżej poważne zaniedbania śledztwa prowadzonego przez prokuraturę starał się nadrobić dr Chris Cieszewski z University of Georgia, który wraz ze współpracownikami podjął badania terenu katastrofy wykorzystując nowoczesne technologie fotogrametryczne i teledekcyjne. Podczas tych badań analizowano m. in. położenie i czas destrukcji „pancernej brzozy”, opisanej w raporcie MAK i raporcie KBWL PL. Wg tych dokumentów, 10 kwietnia 2010 roku polski samolot Tu-154M (nr boczny 101) w wyniku uderzenia w pień drzewa utracił część skrzydła, a następnie obrócił się o 180 o i upadł na ziemię, ulegając kompletnej destrukcji. Porównując zdjęcia satelitarne o wysokiej rozdzielczości terenu katastrofy wykonane w25 stycznia, 5 kwietnia, 11 i 12 kwietnia 2010 roku, zespół prof. Cieszewskiego stwierdził, że „pancerna brzoza” była już złamana 5 kwietnia, czyli jej uszkodzenie miało miejsce co najmniej 5 dni przed katastrofą. Wniosek jest więc oczywisty – to nie kolizja z brzozą spowodowała destrukcję skrzydła, która doprowadziła do zniszczenia samolotu.

Te ustalenia są kolejną przesłanką wskazującą, że oficjalne raporty: rosyjski i powielający główne tezy Rosjan raport polski, są niewiarygodnymi dokumentami.

 

Niestety zamiast rzetelnej weryfikacji ustaleń prof. Cieszewskiego, od kilku dni obserwujemy próby ich zdeprecjonowania metodą „na oko i chłopski rozum”. Przystąpiono również do dyskredytowania samego profesora Cieszewskiego, posługując się starymi metodami z czasów komuny – donosy, kłamstwa, szydercze drwiny i pomówienia.

Jest to wszystko nieprawdopodobnie żałosne. Sfalsyfikowanie wyników badań przedstawionych przez prof. Cieszewskiego w poniedziałek na II Konferencji Smoleńskiej wymaga co najmniej takiej wiedzy i doświadczenia, jaką mają naukowcy z University of Georgia. Jestem przekonana, że tacy ludzie w kraju są, i trzeba ich po prostu do tej pracy wynająć. Powinna to zrobić prokuratura prowadząca śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej, bowiem to zaniedbania których panowie prokuratorzy dopuścili się już w pierwszych godzinach po katastrofie doprowadziły do obecnego impasu w śledztwie. A ponieważ pojawiły się nowe okoliczności i dowody istotne dla sprawy, powinna wznowić postępowanie Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego.

wiesława
O mnie wiesława

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (25)

Inne tematy w dziale Rozmaitości