wiesława wiesława
510
BLOG

Polityczna misyjność Teatru Polskiego we Wrocławiu

wiesława wiesława Kultura Obserwuj notkę 3

 

Na blogu Liberte opublikowany został lament pt. „W sprawie prób cenzurowania sztuki „Śmierć i Dziewczyna”. Autor tego lamentu, Wojciech Baluch, napisał m.in.:

To smutne a zarazem groźne dla porządku społecznego, kiedy minister kultury sięga po cenzurę prewencyjną, aby ingerować w działalność artystyczną jednej z najlepszych scen w naszym kraju.[…]

Wg Wojciecha Balucha, jedną z najlepszych scen w kraju jest Teatr Polski we Wrocławiu, od dziewięciu lat kierowany przez Krzysztofa Mieszkowskiego. Nominację na dyrektora TP Krzysztof Mieszkowski otrzymał 7 września 2006 roku). Zadaniem Jolanty Kowalskiej ("Teatr" nr 4/2008) Doszło do niej z konieczności, gdy pula potencjalnych kandydatów wyczerpała się i wyszło na jaw, że chętnych na fotel dyrektorski brak. Na placu boju pozostał jedynie redaktor kwartalnika "Notatnik Teatralny", dysponujący poparciem związków zawodowych i części zespołu. […] Na skutki niechcianej nominacji nie trzeba było długo czekać. W grudniu ubiegłego roku nad Mieszkowskim zawisła groźba dymisji i wszystko wskazywało na to, że karuzela z dyrektorami zakręci się raz jeszcze, tym razem - w samym środku sezonu. Wokół teatru wyrosły barykady: z jednej strony okopali się urzędnicy marszałkowscy, zarzucający dyrektorowi niegospodarność i brak przekonywających sukcesów artystycznych, z drugiej zaś - żarliwi obrońcy jego linii programowej. Ostatecznie projektu dymisji nie poparł minister kultury, drugi, obok samorządu województwa, mecenas teatru. W lutym kryzys odżył na nowo. Tym razem i minister, i marszałek ogłosili zgodnie, że trwają poszukiwania nowego dyrektora.Poszukiwania jednak dały negatywny wynik (być może nie prowadzono ich zbyt intensywnie) i Teatrem Polskim we Wrocławiu nadal rządzi Krzysztof Mieszkowski.

Mieszkam w Łodzi i we Wrocławiu bywam rzadko, raz na 10 lat. Z tego powodu posłużę się opinią prof. Leszka Pułki. Opinia ta zasługuje na uwagę - Leszek Pułka jest krytykiem literackim i teatralnym, autorem prac „Kultura mediów i jej spektakle na tle przemian komunikacji społecznej i kultury popularnej” (2004), „Książki i ekrany. Eseje o kulturze popularnej” (2005); prowadzi wykłady na  Uniwersytecie Warszawskim. W artykule „Parady Mieszkowskiego, czyli miesiące” opublikowanym w miesięczniku „Teatr”, Leszek Pułka podsumował sezon teatralny 2006/2007 w Teatrze Polskim we Wrocławiu, kierowanym przez Krzysztofa Mieszkowskiego:

Krzysztof Mieszkowski już wtedy [w 1992 roku] krążył wokół Teatru Polskiego. We Wrocławiu aktorzy mówili o nim „fałszywy Chrystusik” ze względu na egotyczny, proroczy ton, przynależność do sekty badaczy dzieła Grotowskiego (Ośrodek Grotowskiego wydawał „Notatnik Teatralny”, którym kierował Mieszkowski) oraz – przede wszystkim – z powodu bujnej czupryny. 

W urzędach i wydziałach znanych mi instytucji kultury powtarzano jak mantrę, że Teatr Polski to marzenie Mieszkowskiego. Ten najpierw przymierzał się do sojuszu z Jackiem Wekslerem. Przez jakiś czas był kimś w rodzaju konsultanta literackiego teatru. Potem na kilka lat przepadł – dla TVP. Rola komentatora bieżącego i historycznego życia teatralnego dała mu pozycję arbitra. […]
W listopadzie 2006 roku ekipa Mieszkowskiego pokazała „Terrordrom Breslau”. Spektakl wdarł się w przestrzeń miasta. Inskrypcje, instalacje świetlne, huczek w prasie. I irytująco banalna inscenizacja Wiktora Rubina. […]Bohaterowie gadali o sobie niczym domorośli terapeuci z ezoterycznych kanałów TV. Nieznośnie długo. O terrorze. O homoseksualnym bzykaniu. Niejako przy okazji cięgi wzięła mieszczańska rodzina – ojciec gwałcił żonę i rosyjską służącą. Szef telewizji miał kochankę. Terrorysta V chętnie bratał się z brutalami. Prawdopodobieństwa za grosz. Sporo kiczu i grafomańskiej niby-filozofii. Puenty: że ludzie są pokraczni, że geje bywają wariatami, związki małżeńskie toksyczne, a terror nieludzki. Z zapowiadanej furii artystycznej wyłonił się tabloid. 

W grudniu było o ton spokojniej. Ale nawet Monika Pęcikiewicz przykroiła „Trzy siostry” do dyrektorskiej pychy. Oglądaliśmy aktorów we współczesnych ciuchach w kontenerze mieszkalnym. Czkawka po Castorfie. I tyle rewolucji. Kostiumy, współczesny seksualizm i przekleństwa miały odświeżyć Czechowa. Rozwleczona ku zascenium przestrzeń pod gigantycznymi arkadami obezwładniła mechanizm komediodramy – opowieść o fobiach i lękach ludzi nieważnych i przegranych brzmiała niewiarygodnie. Ocalili rzecz aktorzy. 

W styczniu 2007 roku dopadły nas „Dziady. Ekshumacja” Moniki Strzępki i Pawła Demirskiego. Lawina anegdot i banialuk wałkowanych przez upiory literatury i kina – „Kartotekę”, „Sennik polski”, „Eroikę”, „Bożą podszewkę” czy ,,Niskie Łąki”. Znów scenografia uziemiła zdarzenia. Siedzieliśmy w kościele-sali balowej. Obok podestu-stołu, którego ramiona niczym przekątne krzyżowały scenę. Brzydko, bez aluzji, z łopatologicznymi podtekstami. Konrad to polityk-populista przewodzący bandzie łazęgów spod Stadionu Dziesięciolecia. Plotą ciągle to samo. O polskim nacjonalizmie. O ciemnocie. O tchórzostwie i zdradzie. O kłamstwie polityki. Z rzeczy nowszych – o lustracji. Trudno ich jednak traktować poważnie. Te „Dziady” to wyłącznie ciąg teatralnych skeczy z kabaretowych spotkań w telewizyjnej Dwójce, tyle że jeszcze mniej wybrednych – tabernakulum po rozchyleniu ukazuje kebab na rożnie. 

W lutym „Lincz” Agnieszki Olsten. Trzy niedługie sceny ogołocone z życia. Historia emocjonalnych zombi. Po raz pierwszy ciekawa scenografia – zostajemy zmuszeni do przemarszów. Najpierw wchodzimy do szpitalnej sali. Z rzeczy ważnych: mizdrząca się pielęgniarka-lesbijka, znudzony chorobą żony mąż i kochanka z dawnych lat. Nie zaiskrzyło. Głód seksu tylko sugerowany. 
[…] Fizjologia wypełniła czarno-białe pudło sceny. Starzejąca się malarka walczyła o miłość wariatki codziennie czekającej na dworcu na kochanka, który przepadł przed laty. Obie walczyły o trwanie złudzeń. Półnaga kochanka i zbrudzona krwią po próbie samobójczej artystka składają swoje lęki niczym papier i klocek drzeworytu. Ładne, lecz zimne. Ani terapia, ani Bergman. 

W marcu kompletna klapa. Operowy „Don Juan wraca z wojny” Gadiego Rolla. Sala aż jęknęła – pustą scenę pokryto sztucznym śniegiem. Aktorzy grali oddaleni o kilkanaście metrów. Odgrodzeni stołami biesiadnymi i hałdami śniegu, wrzeszczeli ku sufitowi. Don Juan ganiał przed dziewięcioma aktorkami, zdyszany wikłał się w krótkodystansowe z konieczności związki, aby wykorzystać lub/i upokorzyć kobiety. W finale, stojąc nad grobem narzeczonej, Don Juan narzeka: „Byłem bałwanem” i zamarza w cmentarnej zaspie w welonie sztucznego śniegu. Kochanki gaszą światełka. Pink Floyd śpiewają z taśmy „Goodbye Blue Sky”. Kurtyna. Więcej pytań stawiał „Korowód” Marka Grechuty. 

Jesienią Mieszkowski pokazał „Zaśnij teraz w ogniu” Przemysława Wojcieszka. Love story początkujących aktorów, szukających pracy w Warszawie. Tekst gęsty, choć w przeciwieństwie do legnickiego „Made in Poland” zaledwie anegdotyczny. Teatr jako świat to – okazało się – mało, aby dać rzeczywistości w pysk. Postacie żyją w kłamstwie, zdradzając partnerów, oszukując siebie. Jak zawsze w teatrze Mieszkowskiego – muszą pogaworzyć i pobrykać homoseksualiści. Wszyscy samotni, wszyscy erotomani. Lista tematów jak w „Przyjaciółce”: toksyczni rodzice, erotyka, moralność zawodowa, wiara. Jedyny atut – oprócz aktorstwa – dźwięki z pogranicza jazzu i rocka live grał Contemporary Noise Quintet. 

W grudniu Strzępka – ze „Śmiercią podatnika” Demirskiego. Jak zawsze u tego dramawritera pokrętne story. Najpierw performans ze Świętem Brania Kredytów w foyer. Potem kabareton w bananowej republice. Hotel-humbug i dyktator-hotelarz. W tle sporo politycznych i moralnych bredni, bananów, sztucznych palm, zamachów stanu, homoseksualnych brykań, monologów świra. Scenografia z filmów akcji klasy D. I karuzela cytatów: polityka na poziomie TVN24, demokracja kontra totalitaryzm, czapeczki z pomponami z kabaretu Łowcy.B, rajtuzy superbohaterów z komiksów Marvela, mundury, szarfy i ordery jak na portretach z pudełek cygar, transwestyci i faceci z gołymi tyłkami, skoki po kanapie, okruchy z filmów Quentina Tarantino, piosenka Bono w finale. Uff! 

W grudniu wielki smętek. „Juliusz Cezar” Remigiusza Brzyka – spisek koronacyjny rozmemłany w czasie i przestrzeni. I wszystko, z czego zapamiętam ten teatr. Scenografia opakowana gadżetami współczesności: ekrany i instalacje medialne. Sporo markowanego seksu. Plastikowe krzesełka dla widzów. Wymiana przestrzeni – widzowie na scenie, scena na widowni. Modne ciuchy. Mikrofony i głośniki. 
Zastanawiam się, czy Mieszkowski, nie deklarując się jako artysta, spróbował tworzyć teatr epicki? Czy wcielenie seksu, brutalności i groteski jako podstawowych zasad organizacji czasoprzestrzeni sceny skutkuje po stronie widza powołaniem wielkiej narracji, objaśniającej sens życia, rozterki moralne, kryzys wiary? Bo przecież spektakle Teatru Polskiego nie były inicjowane dla głupstw czy pustej zabawy. Czy oglądałem nowy naturalizm czy surrealizm? 

Ocena Teatru Polskiego we Wrocławiu przeprowadzona w kwietniu 2088 roku przez Jolantę Kowalską jest także krytyczna:

[…] Teatr prowadzony przez Krzysztofa Mieszkowskiego często płacił za swą polityczną misyjność jakością przedstawień. Wolał być trybuną dyskusyjną niż świątynią sztuki. Wolał produkować zdarzenia wywiedzione z kultury retorycznej wiecu niż przedmioty estetycznej kontemplacji. Za to również słono zapłacił, tracąc sporą część publiczności, wychowanej na Jarockim, Lupie, Grzegorzewskim. Sztuka zaangażowana bez przymierza z odbiorcą może tylko drażnić i prowokować, co nie rokuje dobrej przyszłości instytucji subsydiowanej ze środków publicznych.

Teatr Polski dołączył do konstelacji podobnych projektów realizowanych już z różnym, czasem równie problematycznym, skutkiem na innych scenach: w Jeleniej Górze, w Bydgoszczy, wcześniej zaś w Gdańsku za dyrekcji Macieja Nowaka. Wydaje się, że w tych estetycznych monokulturach spełniają się głównie ich twórcy, niekoniecznie zaś publiczność. […]Można się było wówczas zastanawiać, czy Krzysztof Mieszkowski nie okaże się apostołem jednej orientacji estetycznej, wreszcie - czy jego teatr nie będzie monokulturą, oddaną w niewolę modnych dyskursów. Do pewnego stopnia tak się właśnie stało: wariacjom na temat "Trzech sióstr" Moniki Pęcikiewicz patronował feminizm, "Dziadom. Ekshumacji" Pawła Demirskiego i Moniki Strzępki - "dyskurs postkolonialny", zaś "Śmierć podatnika" brała na cel rozprawę z ideologią neoliberalną. Może to znak czasu, świat rozpada nam się na partykularne narracje, dostarczając wygodnych matryc pojęciowych udających solidne narzędzia poznania. Gorzej, gdy dyskursy te stają się wytrychem, który zwalnia z wysiłku samodzielnego myślenia.

Wymienione spektakle podjęły świadomy wysiłek zmierzenia się z tą opresją. Łączy je ambicja znalezienia się w samym centrum debaty publicznej i zajęcia wyrazistego stanowiska mimo ryzyka, że będzie to teatr jednej racji i zredukowanych sensów. Jeśli mierzyć je miarą mistrzowskich dzieł Jarockiego, trzeba powiedzieć, że to przedsięwzięcia beznadziejne: płaskie, krzykliwe, co gorsza - barbarzyńsko żerujące na klasyce dramatu.

Listopad 2015 roku. Dyrektorem TP we Wrocławiu jest nadal Krzysztof Mieszkowski, który zapowiada podjęcie starań w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego o przyznanie teatrowi statusu sceny narodowej. 

W tym sezonie teatralnym (2015/2016) Krzysztof Mieszkowski zapowiedział sześć premier. Pierwszą z nich jest spektakl na podstawie trzech pierwszych utworów ze zbioru "Śmierć i dziewczyna" Elfriede Jelinek, austriackiej pisarki komunistycznej proweniencji. Na stronie internetowej Teatru Polskiego spektakl był tak anonsowany:

Śmierć i dziewczyna” to spektakl o tym, jak najsprawniej zadać torturę. Gdzie uderzać i z jaką kulturą? 

Do jakiej opowieści przywiązać naszą ofiarę? Co zrobić, by kat i ofiara mogli odczuwać się głębiej i intensywniej?

Wyobraźmy sobie tę sytuację. Że przykładamy rękę do ciała drugiego człowieka jak do jakiegoś instrumentu. I gramy na nim tak długo i tak mocno, aż nas poprosi o bis.

Przedstawienie przeznaczone dla widzów NAPRAWDĘ dorosłych! Spektakl zawiera treści pornograficzne!

Teatr Polski zamówił również pornograficzny plakat reklamujący ów spektakl. Facebook dwukrotnie zablokował konto Teatru Polskiego za opublikowanie tego plakatu. Wywołało to straszliwe oburzenie u tzw. twórców oraz żurnalistów.  Oburzano się nie dlatego, że Teatr Polski prezentuje treści pornograficzne, ale dlatego, ze Facebook zablokował konto za publikowanie pornograficznych treści.

Jednocześnie dyrekcja Teatru Polskiego przez kilka tygodni poszukiwała porno aktorów, którzy mieli kopulować na scenie w spektaklu „Śmierć i dziewczyna”. Reżyserem spektaklu, Ewelina Marciniak, tak to uzasadniała dziennikarzom: Pracuję nad tekstem Jelinek, która jest autorką niezwykle przenikliwą, ale jednocześnie język, którego używa, sprawia, że czytając, mamy mdłości. Uderza w nas, wchodzi za skórę, jest obsceniczny, pełen wulgarności i nienawiści. Przy takiej literaturze sięganie po aktorów porno nie powinno nikogo dziwić.

Implikacją bulwersujących, jednoznacznych zapowiedzi tzw. hard porno na scenie, publikowanych w mediach lokalnych a także w internecie, było żądanie radnych Platformy Obywatelskiej odwołania spektaklu „Śmierć i Dziewczyna”. Radni zagrozili także obcięciem samorządowej dotacji dla Teatru Polskiego. Jednak kiedy Piotr Gliński, szef MKiDzN uznał, iż spektakl ma  treść pornograficzną i  zażądał wyjaśnień od marszałka województwa dolnośląskiego, żurnaliści i politycy z opozycyjnych partii uznali to za przejaw jawnej cenzury prewencyjnej i zamach na swobodę artystycznej wypowiedzi.

Premiera spektaklu odbyła się 21 listopada w atmosferze skandalu – protesty Krucjaty Różańcowej i narodowców blokujących wejście do teatru, interwencja policji.

Katarzyna Jewtuch, autorka pracy o związkach pornografii z popkulturą, tak oceniła koncepcję reżysera spektaklu: zabieg zastosowany przez Ewelinę Marciniak jest świadectwem zmiany sposobu postrzegania naszej seksualności, która właśnie się dokonuje, sprawiając, że porno ze sfery obsceny przechodzi do codzienności. Warto zadać pytanie, czy nas to oburza czy raczej jeszcze próbujemy udawać, że tak się dzieje. Proces oswajania pornografii z popkulturą obserwujemy od dawna. […]Wykorzystanie porno w spektaklu może oznaczać jakiś zwrot w oficjalnej, wysokiej kulturze, ale też niesie ze sobą zagrożenia.”

Natomiast zdaniem Wojciecha Balucha:  Ocenzurowanie sztuki „Śmierć i dziewczyna” byłoby zatem aktem ograbienia Polaków z ich prawa do rozwoju oraz refleksji nad swoim człowieczeństwem. Tego rodzaju opinia zasługuje jedynie na wzruszenie ramionami.

Przez ostatnie lata było kilka prób odwołania Mieszkowskiego z funkcji dyrektora, które przetrwał głównie dzięki wsparciu kolejnych ministrów kultury. W obecnej sytuacji Krzysztof Mieszkowski powinien zostać odwołany ze względu na konflikt interesów (jednoczesne wykonywanie mandatu poselskiego i pełnienie funkcji dyrektora teatru finansowanego z dotacji MKiDzN oraz samorządu województwa).

W ten sposób zostanie zakończona „polityczna misyjność” Teatru Polskiego, owocująca szmirą na scenie i skandalami obyczajowymi.

 

 

http://industrial.salon24.pl/683268,wojciech-baluch-w-sprawie-prob-cenzurowania-sztuki-smierc-i-dziewczyna

http://www.teatr-pismo.pl/archiwalna/index.php?sub=archiwum&f=pokaz&nr=452&pnr=30

http://www.e-teatr.pl/pl/artykuly/54661,druk.html

http://www.wroclaw.pl/teatr-polski-nowy-sezon-2015-2016

http://www.teatrpolski.wroc.pl/media-o-nas/wydarzenia/por-we-wroclawiu-mimo-protestow-premiera-spektaklu-smierc-i-dziewczyna-sie-odbyla

 

wiesława
O mnie wiesława

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (3)

Inne tematy w dziale Kultura