wiesława wiesława
2136
BLOG

Przypadek Tomasza Komendy a klauzula sumienia

wiesława wiesława Sądownictwo Obserwuj temat Obserwuj notkę 53

105 lat temu w Kijowie, należącym wówczas do Imperium Rosyjskiego, miał miejsce proces o mord rytualny, który przeszedł do historii jako proces Bejlisa. Podsądny Menachem Mendel Bejlis urodził się w 1874 roku religijnej rodzinie żydowskiej, nie należał jednak do gorliwych wyznawców mozaizmu. Po odbyciu służby wojskowej ożenił się i miał pięcioro dzieci. Był zatrudniony jako superintendent w fabryce kostki brukowej. W 1911 r. oskarżono go o to, że zamordował w Kijowie 13-letniego chłopca, by użyć jego krwi do produkcji macy.  

12 marca 1911 roku trzynastoletni ukraiński chłopiec Andrij Juszczyński zaginął w drodze do szkoły, a osiem dni później jego okaleczone ciało zostało znalezione w jaskini znajdującej się niedaleko miejscowej fabryki kostki brukowej, w której był zatrudniony Menachem Bejlis. Po 5 miesiącach Bejlisa aresztowano , zaraz po tym, jak zajmujący się zapalaniem latarni świadek zeznał, iż chłopiec został porwany przez Żyda. W oczekiwaniu na proces Bejlis spędził w więzieniu 2 lata.

Proces rozpoczął się 25 września 1913 roku, a zakończył się 28 października. Sprawa wydawała się z góry przegrana, bo społeczeństwo i ówczesna prasa z góry wydały wyrok na Bejlisa.

Podczas procesu jedyny świadek, na podstawie zeznań którego Bejlis został aresztowany, wycofał swoje zeznania i stwierdził, iż został do nich nakłoniony przez tajną policję.

O winie Bejlisa miała zadecydować ława przysięgłych - siedmiu chłopów, trzech mieszczan, i dwóch urzędników niskiej rangi (pośród nich nie było żadnego przedstawiciela inteligencji). Wszyscy przysięgli byli chrześcijanami. Mieli oni odpowiedzieć na pytanie, czy Bejlis jest winien zabójstwa.

Jeden z obrońców Bejlisa, znany moskiewski adwokat Oskar Grusenberg, po rewolucji 1917 roku znalazł się na emigracji. We wspomnieniach opublikowanych na emigracji opisał przebieg procesu Bejlisa ze szczegółami. O tej relacji pisał Józef Mackiewicz w „Zwycięstwie prowokacji”:

Z gniewem i oburzeniem przytacza Grusenberg chwyty za pomocą których władze policyjne usiłowały wpłynąć na chłopów wybranych do kolegium ławy przysięgłych, aby osiągnąć skazanie Bejlisa. I oto po tylu zabiegach, jak twierdzi Grusenberg, szalę na rzecz uniewinnienia przechylił chłop, sędzia przysięgły, który podczas narady wstał nagle, przeżegnał się na ikonę i powiedział: „nie będę brał grzechu na sumienie i glosował za skazaniem niewinnego”. […] ogromny wkład energii aparatu policyjnego, zmarnowany w końcu wskutek przeżegnania się jednego chłopa na ikonę, świadczy o liczeniu się z człowiekiem. "

Proces Bejlisa był obszernie relacjonowany przez dziennikarzy w gazetach rosyjskich, a także w innych państwach. Szczególnie wiele uwagi poświęcały mu wydawane w Polsce gazety w języku jidisz. Jeden z rosyjskich dziennikarzy tak opisał finał rozprawy sądowej: „Прокурор судорожно вытирал пот, а обвиняемый Бейлис поднялся со скамьи, низко поклонился присяжным и без чувств упал на пол. Зал взорвался овациями”.

Uniewinniony Bejlis wyjechał z rodziną z Rosji do Palestyny, która wtedy była prowincją Imperium Osmańskiego, a w 1920 roku przeniósł się do USA, gdzie zmarł w 1934 roku.

Nie udało mi się znaleźć nazwiska tego przysięgłego, któremu głos sumienia kazał glosować za uniewinnieniem. Nie wiadomo czy był Rosjaninem, czy Ukraińcem. Wiadomo tylko że jego sumienie ukształtowała religia chrześcijańska i okazał się być odważnym i niezawisłym sędzią.

W 1996 roku na Dolnym Śląsku w miejscowości Miłoszyce została zgwałcona 15-letnia dziewczyna, Ofiara zmarła w wyniku wyziębienia i wykrwawienia (sprawcy pozostawili ofiarę na mrozie – zbrodnia miała miejsce w noc sylwestrową). Policja przez trzy lata nie potrafiła ustalić sprawców. Dopiero po opublikowaniu portretów pamięciowych mieszkanka Wrocławia rozpoznała na jednym z nich swojego sąsiada – 23-letniego Tomasza Komendę. W wyniku tego rozpoznania w kwietniu 2000 roku Tomasz Komenda został zatrzymany. W 2000 roku prokurator Stanisław Ozimina z Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu postawił mu zarzut zgwałcenia skutkującego śmiercią ofiary.

Tomasz Komenda nie miał wcześniej żadnych problemów z prawem. Jak mówi jego pierwszy obrońca, mec. Michał Kelm:

Po pierwsze to był chłopak o którym wiemy, że był upośledzony w stopniu lekkim, który został rzucony na pastwę wymiaru sprawiedliwości. Przez kilka miesięcy jak przebywał w areszcie, nie miał obrońcy. Jego zeznanie było złożone tylko wobec policjantów, którzy go do tego namówili - prawdopodobnie biciem, o czym sam mówił.

W styczniu 2001 roku prokurator Ozimina został odsunięty od sprawy, w wyniku decyzji Prokuratora Generalnego. Decyzja ta nastąpiła po interwencji pełnomocnika rodziny ofiary, Ewy Szymeckiej, która złożyła skargę na nieudolność i opieszałość śledztwa. W skardze przedstawiła nieprawidłowości w śledztwie, m.in. porzucanie przez śledczych wątków dotyczących potencjalnych podejrzanych.

Sprawa trafiła do prokuratora Fedeckiego (był to piaty prokurator w tej sprawie), który sformułował akt oskarżenia i przedstawił go sądowi. W 2003 roku odbył się proces. W trakcie procesu Tomasz Komenda nie przyznał się do winy, natomiast oświadczył, że podczas śledztwa przyznał się do winy, bo został przez policjantów dotkliwie pobity. Sąd pierwszej instancji zmienił kwalifikację prawną czynu i Tomasz Komenda został skazany na 15 lat więzienia za brutalny gwałt i zabójstwo 15-letniej Małgosi Kwiatkowskiej. Sąd Apelacyjny, do którego odwołali się rodzice ofiary, podwyższył wyrok do 25 lat.

Głównym dowodem obciążającym Tomasza Komendę był kod DNA zabezpieczony z włosa znalezionego na czapce, którą sprawca pozostawił na miejscu zbrodni. Innym dowodem był „ślad zapachowy”. Trzecim dowodem był odcisk zębów na ciele ofiary - sprawca miał ugryźć ofiarę, a ślady ugryzień zostały uznane przez rzeczoznawcę za ślady uzębienia Tomasza Komendy.

Obrona przedstawiła 12 świadków, którzy zeznali, ze w ową noc Tomasz Komenda bawił się razem z nimi na zabawie sylwestrowej we Wrocławiu. Sąd nie dał wiary zeznaniom tych świadków.

O winie Tomasza Komendy przekonała sąd opinia rzeczoznawcy dotycząca uzębienia.

Mówi mecenas Michał Kelm, pierwszy obrońca Tomasza Komendy:

12 osób zeznało, że Tomasz Komenda był w momencie zbrodni we Wrocławiu. Dowodem głównym miał być odcisk zębów na ciele ofiary. Pan od początku podważał ten dowód.

Podważałem, i do dziś żałuję, że sąd mnie nie posłuchał i nie chciał go chociażby zweryfikować przez opinię nowych biegłych. Do tej pory się nad tym zastanawiam. W pewnym momencie poprosiłem o wykonanie odlewu tej szczęki i zacząłem na własną rękę szukać pracownika naukowego z Akademii Medycznej, który pomógłby mi tę opinię zakwestionować. Na protetyce znalazłem panią doktor, od samego początku byłem z nią szczery, powiedziałem, czego odcisk dotyczy. Pani doktor spotkała się ze mną dwa razy, każde spotkanie było ogromnie życzliwe. Dziwiła się, że sąd się opiera na takim dowodzie, pokazywała mi cały szereg zarzutów do tej opinii.

Chce mi pan powiedzieć, że naukowiec twierdził, że to nie jest szczęka pana klienta a ostatecznie ta opinia nie trafiła do sądu?

Przez dwa spotkania naukowiec tak twierdził, a kiedy na trzecim spotkaniu mieliśmy na piśmie pewne rzeczy zrobić, pani doktor powiedziała krótko, już bez życzliwości - panie mecenasie, musi się pan pogodzić, że to zęby Tomasza Komendy. [….]

Ostatecznie chodzi o dowody. Drugim był włos i badanie DNA, które wykazywało, że to niby włos Tomasza Komendy. Ale dwie dekady temu te badania nie były tak dokładne, jak dziś.

Trzeba mieć świadomość, i to też było podnoszone przed sądem, że DNA to łańcuch białek. Przy tamtej metodzie badano tylko wycinek. Sami biegli przyznawali, że gdybyśmy przebadali populację Dolnego Śląska, to znaleźlibyśmy kilka tysięcy osób ze zbieżnymi fragmentem DNA, który został zabezpieczony w tych włosach. Czasami mnie państwo pytacie, czy te włosy było podłożone. Uważam, że nie musiały. Po prostu badania były nieprecyzyjne, wystarczało je rzetelnie ocenić.

Nie zakłada pan, że dowody były fabrykowane?

Nie mam dowodów na fabrykowanie, natomiast jestem głęboko przekonany, że one były w ówczesnym nawet czasie naukowo bardzo kiepskie. Proszę mieć świadomość, że w czasie, kiedy toczył się proces dotyczący zbrodni w Miłoszycach, Tomasz Komenda był oskarżony o jeszcze jeden gwałt. Tam jedynym dowodem były także badania metodą polimarkera. W tamtym procesie, bo też byłem obrońcą, udało się doprowadzić do uniewinnienia. Tamten sąd stwierdził, że nie może oprzeć się na tak nieprecyzyjnym dowodzie.

Teraz śledczy typują na zabójcę Ireneusza M. Jego nazwisko pojawiło się w pierwszym tomie akt. Dlaczego jego szczęka nie została porównana ze śladem?

Nie mam takiej wiedzy, to pytanie do prokuratora. Na tamtym etapie postępowania dowody były gromadzone i zbierane przez prokuraturę. Myślę, że pan Komenda miał pecha. Jak został wskazany, jako osoba, która mogła popełnić te przestępstwo, to potem jak prokurator zaczął przeprowadzać dowody. Był m.in. dowód osmologiczny, gdzie ekspertem był pies. Myśmy to wtedy nazywali dowodem z machania ogonem, bo to się do tego de facto sprowadzało. W tej chwili takich dowodów się już nie przeprowadza. [...]

W marcu 2018 roku, po 18 latach pobytu w więzieniu Tomasz Komenda został wypuszczony na wolność – prokuratorzy wykluczyli jego udział w zbrodni. Po dwudziestu latach od popełnienia zbrodni przeprowadzono ekshumację ciała ofiary. Badania laboratoryjne wykazały, ze na ciele i odzieży ofiar nie ma żadnych śladów DNA świadczących o udziale Tomasza Komendy w tej zbrodni.

W maju 2018 roku Sąd Najwyższy orzekł, że Tomasz Komenda jest osobą niewinną.

Obecnie prokuratorzy są zdania, że sprawcą zbrodni jest Ireneusz M., aktualnie odbywający karę więzienia za gwałty. Twierdzą, że nie mają wątpliwości co do winy Ireneusza M. Jego ślady DNA są ponoć na każdej części odzieży ofiary. Wg Roberta Tomankiewicza z Prokuratury Krajowej „w świetle zgromadzonego w tej sprawie materiału dowodowego, nie ma najmniejszej wątpliwości, ze sprawcą zbrodni jest Ireneusz. M.”

I dalej wyjaśnia, że „Tomasz Komenda został skazany na podstawie konkretnych dowodów, na tamtym etapie sledztwa ocenionych jako mocne. Nasza ocena tych dowodów jest dzisiaj zupełnie inna.”

Przerażenie ogarnia człowieka kiedy słucha podobnych wyjaśnień prokuratora.

Natomiast wypowiedzi niektórych dziennikarzy budzą oburzenie. W GW, a także na różnych portalach internetowych czytamy publikacje oskarżające ówczesnego Prokuratora Generalnego, Lecha Kaczyńskiego o zbrodnię sądową popełnioną na Tomaszu Komendzie. Zdaniem tych dziennikarzy, Lech Kaczyński naciskał na zarzuty dla Komendy, a zatem - że to on ponosi odpowiedzialność za skazanie niewinnego człowieka. Owi dziennikarze całkowicie pomijają swój udział w tworzeniu atmosfery nacisku. W cytowanym już wcześniej wywiadzie, obrońca Tomasza Komendy przypomniał:

„Atmosfera nie pomagała. Wszyscy wierzyli, że to bestia, którą trzeba skazać?

Tak, pamiętam, że dziennikarze mnie zaczepiali i mówili - panie mecenasie, my zrobimy wszystko, żeby Komenda się z tego nie wywinął - i tak też pisali o procesie. Przychodziła publiczność, jak Tomasz był doprowadzany na salę sądową, popychano go. Konwój musiał go chronić.

Obecnie ci sami żurnaliści kompletnie zapomnieli o roli, jaką wtedy odegrali. Teraz ci sami żurnaliści za jedynego sprawcę nieszczęścia Tomasza Komendy uznali Lecha Kaczyńskiego. Jednak żaden z nich nie przedstawił dowodu, że Lech Kaczyński żądał skazania konkretnie Tomasza Komendy. Z wywiadu, który teraz po latach jest cytowany, wynika, że Lechowi Kaczyńskiemu chodziło o zakończenie bulwersującej sprawy poprzez ukaranie podejrzanego, którego obciążały dowody. Lech Kaczyński nie mógł przecież wiedzieć, że dowody zostały spartaczone, bo w badaniach DNA popełniono błędy, m.in. nie pobierając próbek z odzieży ofiary.

Osobnicy miotający oskarżenia na Lecha Kaczyńskiego w swoich publikacjach  całkowicie pomijają fakt, że Komendę do więzienia wsadzili sędziowie, którzy w tej sprawie popełnili kardynalne błędy, nie weryfikując dowodów.

Przypadek Tomasza Komendy pokazuje, jak ważną role przy orzekaniu o winie odgrywają dwa czynniki: wiedza i aksjologia. Jeśli chodzi o pierwszy czynnik, to autorce nasuwa się samo znane ludowe powiedzenie o włościaninie i chronometrze. W dziedzinie kryminalistyki nastąpił w ostatnich latach ogromny postęp, pojawiły się nowe metody badań, tudzież nowa aparatura badawcza, pozwalająca badać okoliczności zbrodni na podstawie mikrośladów pozostawionych na miejscu przestępstwa. Natomiast stan wiedzy prokuratorów i sędziów utrzymuje się na poziomie z pierwszej połowy ubiegłego wieku. Sprawia to, ze o winie podsądnych, a co za tym idzie o werdykcie sądu, decydują często rzeczoznawcy powołani przez prokuratora.

Jeśli chodzi o aksjologię to trzeba przypomnieć rotę ślubowania, które składa wobec Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej sędzia przy powołaniu: "Ślubuję uroczyście jako sędzia sądu powszechnego służyć wiernie Rzeczypospolitej Polskiej, stać na straży prawa, obowiązki sędziego wypełniać sumiennie, sprawiedliwość wymierzać zgodnie z przepisami prawa, bezstronnie według mego sumienia, dochować tajemnicy prawnie chronionej, a w postępowaniu kierować się zasadami godności i uczciwości."

W rocie przysięgi sędziowskiej jest odwołanie się do klauzuli sumienia. Sędzia ma obowiązek wydania rozstrzygnięcia, które będzie zgodne nie tylko z literą prawa, ale i wedle jego sumienia sprawiedliwe.

Gdzie było sumienie tych sędziów, którzy rozpatrując sprawę Tomasza Komendy nie zweryfikowali wyników badań, pomijając jednocześnie dowody z zeznań świadków?

Przypadek Bejlisa miał miejsce 105 lat temu, w Imperium Rosyjskim. Wielu przywykło określać ustrój tego państwa terminem самодержавие (samodzierżawie) czyli absolutyzm. Porównanie przypadku Bejlisa z przypadkiem Tomasza Komendy pokazuje jaskrawo różnice między aparatem wymiaru sprawiedliwości Imperium Rosyjskiego w jego schyłkowej fazie a aparatem sprawiedliwości nowoczesnego państwa, w którym obowiązują „prawa człowieka”. Wysiłki policji i prokuratury Imperium Rosyjskiego, zaangażowane w przygotowanie procesu Bejlisa, zostały zmarnowane wskutek niezależności jednego chłopa wybranego do roli sędziego przysięgłego. Chłopa, który z pewnością nie słyszał o prawach człowieka, ani o klauzuli sumienia, wynikającej bezpośrednio z jednego z podstawowych praw człowieka - wolności sumienia. Dobrze jednak wiedział, że kierowanie się w życiu wskazaniami sumienia jest jego prawem i obowiązkiem.

***

Przy pisaniu notki autorka korzystała z informacji zawartych w publikacjach:

• Józef Mackiewicz, Zwycięstwo prowokacji, Wyd. KONTRA, 2011

• http://www.radiowroclaw.pl/articles/view/75952/Pierwszy-Obronca-Komendy-Tomasz-zostal-rzucony-na-pastwe-wymiaru-sprawiedliwosci-POSLUCHAJ-WIDEO

• https://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-onecie/co-mial-lech-kaczynski-do-skazania-tomasza-komendy-analiza/

 


wiesława
O mnie wiesława

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo