wiesława wiesława
6609
BLOG

Holocaust a polski antysemityzm

wiesława wiesława Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 133

W dzisiejszej notce https://www.salon24.pl/u/1maud/999797,paliwo-dla-roszczen-z-act-447 blogerka 1maud zajęła się kwestią zagrożeń wynikających z zapisów ustawy ACT 447, obligującej amerykański Kongres do przejęcia funkcji nadzoru nad wykonaniem zapisów Deklaracji Teresińskiej. Pod notką od razu pojawiły się komentarze o polskim antysemityzmie i roli Polaków w Endlösung der Judenfrage (ostateczne rozwiązanie kwestii żydowskiej). Takie komentarze, wrzucane przez tych samych komentatorów, pojawiają się pod każdym tekstem, w którym występuje słowo „Żyd”. Wg tych komentatorów na świecie są dobrzy Żydzi i pozostałe narody – złe i zaczadzone antysemityzmem. A najbardziej zaczadzonymi antysemitami  Polacy. Jak mantra powtarzane są te same oskarżenia – w przedwojennej Polsce szalał antysemityzm, będący immanentną cechą Polaków, co implikowało wybór okupowanej Polski dla budowy obozów zagłady. Ponadto, wg tych komentatorów,  udział Polaków był warunkiem koniecznym dla przeprowadzenia Zagłady, gdyż niemieccy funkcjonariusze Gestapo i SS nie mieli pojęcia, kto jest Żydem i byli zmuszeni korzystać ze wskazówek udzielanych im przez polskich antysemitów.  

Omawiani komentatorzy nie przyjmują do wiadomości, ze antysemityzm nie był przyczyną wszystkich konfliktów polsko-żydowskich. W Polsce w okresie międzywojennym byli antysemici, ale były też wrogie zachowania części Żydów wobec ludności polskiej czy państwa polskiego. Choć oczywiście nie sposób porównywać te zachowania z tym, co Niemcy z pomocą polskich szmalcowników wyrządzili Żydom. Relacje polsko-żydowskie w ciągu dziejów bynajmniej nie były sielanką, a Rzeczpospolita nie była „rajem Żydów”, jak utrzymują niektórzy. Ale to nie oznacza, że za wszelkie konflikty polsko-żydowskie odpowiada antysemityzm.

Wprawdzie dotychczasowe próby polemiki z autorami tych komentarzy kończyły się niepowodzeniem, gdyż są oni impregnowani na wszelkie argumenty, jednak pamiętając o łacińskiej sentencji dum spiro, spero  (póki oddycham, mam nadzieję) spróbuję przedstawić opinie dwóch zachodnich historyków w sprawie „Holocaust a polski antysemityzm”. 

Miesiąc temu w „Dzienniku Gazecie Prawnej” ukazała się rozmowa Magdaleny Rigamonti z brytyjskim historykiem Normanem Daviesem o jego nowej książce (autobiografii) „Norman Davies. Sam o sobie”. Oto fragmenty tej rozmowy:

[….]Panie profesorze, opisuje pan spotkanie w Ambasadzie Izraela w Londynie, w 1974 roku. 

Zamknięte spotkanie. Było przeznaczone dla zawodowych młodych historyków. Mówił głównie Yehuda Bauer, izraelski historyk. To miały być warsztaty nauczania o Holokauście. Początek wielkiej akcji, wielkiej kampanii promowania wiedzy o Holokauście na świecie. Profesor Bauer jasno przedstawił schemat historyczny. Opierał się on na tym, że w czasie wojny, w Polsce, bo to wszystko odbyło się przecież w Polsce, byli wykonawcy, były ofiary i byli ci, którzy na to wszystko biernie patrzyli, tzw. "bystanders". Wykonawcy to hitlerowcy...

Niemcy.

Nie, nie Niemcy: naziści, hitlerowcy. Rzadko się mówi o Niemcach kolektywnie, stereotypowo, jak o Polakach. W tym schemacie nie występowało słowo "Niemcy". Byli hitlerowcy i kolaboranci, ofiary, ale wyłącznie Żydzi, i ci bierni, czyli Polacy. Powiedziałem wtedy: przepraszam, mój teść, Polak, w czasie Holokaustu siedział w dwóch obozach koncentracyjnych.

Wstał pan, rękę pan podniósł?

Tak. Wstałem. Mówiłem o teściu, który przeżył Dachau i Mauthausen. Zapytałem prof. Bauera, czy w związku z tym mój teść był biernym obserwatorem Holokaustu. Usłyszałem, że są wyjątki. Ja na to, że mój teść nie był jedynym Polakiem w obozach koncentracyjnych, tylko miliony Polaków cierpiały, ginęły, więc cały ten schemat nie bardzo pasuje do rzeczywistości.

Ilu było wtedy brytyjskich historyków w ambasadzie Izraela?

Może trzydziestu, może kilku więcej.

I tylko pan zaoponował?

Tylko ja, dlatego to pamiętam. Byłem na tym spotkaniu trudnym człowiekiem, takim trudnym uczniem, który kwestionuje to, co mówi nauczyciel. Przeszkadzałem, bo z całego spotkania miało wyniknąć, że Polska była historycznym ośrodkiem antysemityzmu, w związku z czym zasadne jest określanie Polaków mianem antysemitów. Zakrzyczano mnie. Usłyszałem: "Siadaj!" i "polonofil".

Te ostatnie jako obelgę?

Hm... To było 40 lat temu, ale tak, pamiętam. Tak niestety jest, że Polska została wpisana do tego schematu jakby z góry. I to ciągle wychodzi.

Gdzie jest ta "góra"?

Bardzo często w Ameryce, ale również w Izraelu. Każdy naród, każdy rząd mają pewne schematy w myśleniu o historii. Tylko że Izrael ma specyficzną politykę historyczną. Mogę tysiąc razy powiedzieć, że ten schemat jest nieprawdziwy, ale jeśli jest on powtarzany milion razy, to moje słowa pozostaną kroplą w oceanie. Niestety, ten schemat został przyjęty na Zachodzie, nie tylko na uczelniach, ale i na poziomie wiedzy powszechnej, i dominuje w narracjach o II wojnie światowej. Stało się to jednak dopiero w latach 70. Proszę sobie wyobrazić, że kiedy byłem studentem w Oksfordzie, w końcu lat 50. i na początku 60., to Holokaust w programie studiów nie istniał. Nie istniał też jako temat w państwie Izrael przez pierwszych dwadzieścia lat po wojnie. Izraelczycy nie chcieli o tym mówić ani słuchać. Kiedy prawica izraelska zdobyła władzę, wymyślono ten schemat, który ja poznałem w 1974 roku. Teraz jest jak Biblia, jedyna niepodważalna prawda. Kiedy już byłem profesorem w Londynie, trudno mi było tłumaczyć, że to zło hitlerowskie, niemieckie, faszystowskie nie było jedyne.

Że był jeszcze komunizm, stalinizm?

Nie tylko, ale głównie. W czasie moich studiów o Stalinie mówiło się często jako o dobrym sojuszniku. Ci, co protestowali, mówili, że było inaczej, byli traktowani jak wariaci, nie liczono się z nimi. Kiedy zaczęto mówić o Holokauście, równocześnie zaczęły się pojawiać świadectwa, że i Stalin to nie był taki znowu miły wuj.

Pan miał wykład m.in. na temat Katynia na Uniwersytecie w Teksasie już w drugiej połowie lat 80.

Wygłosiłem gościnnie wykład o stosunkach polsko-sowieckich. Szefowa wydziału coś niecoś wiedziała o Stalinie, pisywała o nim. Kiedy powiedziałem o Katyniu, że za tą zbrodnią stał Stalin, to zaczęto mnie pytać, jakie mam na to dowody, dokumenty, czy nie powtarzam nazistowskiej propagandy, bo przecież Goebbels w tej kwestii kłamał. I wie pani, nie było dyskusji. To był 1986 rok. Teraz sytuacja się zmieniła. Świat wie o morderczym reżimie Stalina, tylko że emocjonalnie wciąż tego nie przyjmuje. Jest wiedza, są książki dla specjalistów, można o tym czytać, ale publiczność wciąż nie czuje, że to było takie samo zło, jakiego dokonali Niemcy. Albo jeszcze inaczej: tego stalinowskiego zła nie wolno porównywać z hitlerowskim. Każdy historyk, który mówi – tak jak ja – że były dwa mordercze systemy walczące ze sobą, III Rzesza i ZSRR, jest od razu potępiany. Słychać, że tak nie wolno mówić, że to jest przesada. Owszem, przyjmuje się, że Stalin nie był najlepszy, ale jednak walczył po dobrej stronie. To jest dalej polityczna wizja przeszłości. […]

Jednak żołnierze radzieccy nas wyzwolili – to Włodzimierz Czarzasty, szef SLD, kilka dni temu.

Tak? Wyzwolili i równocześnie ciemiężyli. [...] Co roku w styczniu jest uroczystość z okazji wyzwolenia Auschwitz.

Przez Armię Czerwoną.

Tak, i to jest prawda. Tylko że kilkaset kilometrów na wschód, koło Lublina, jest Majdanek, obóz koncentracyjny, który Sowieci wyzwolili, po czym NKWD wpakowało tam Polaków z Armii Krajowej. To dla świata jest za trudne do przyjęcia. Albo zostaje przyjęte tylko mechanicznie, ale emocjonalnie już nie. […] 

W 1984 roku dostałem zaproszenie, by ubiegać się o Katedrę Historii Europy Wschodniej na Uniwersytecie Stanforda. Prawie dwa lata trwał proces aplikacyjny. Zostałem wybrany jednogłośnie przez  komisję kwalifikacyjną. I zaczęło się coś, co trudno zrozumieć. Było jak u Kafki. Po raz pierwszy opisałem to wszystko, w zasadzie dzień po dniu, w autobiografii. […] Kiedy w zasadzie wszystkie formalności zostały załatwione, kupowaliśmy już dom w kampusie, zadzwonił telefon. Pełniący obowiązki przewodniczącego Wydziału Historii w Stanfordzie powiedział grobowym głosem: "Pojawił się pewien problem. Na pana miejscu wróciłbym do Londynu i zapomniał o wszystkim. Nie dostanie pan tej posady". Kiedy zapytałem, o co chodzi, usłyszałem tylko: "Przepraszam, nie wolno mi więcej powiedzieć. Do widzenia". […] Dowiedziałem się po kilku tygodniach, że moja sprawa powiązana jest z kwestiami żydowskimi, a zasadzie z opisywanymi przeze mnie stosunkami polsko-żydowskimi.

Chodziło o to, że pan się przeciwstawił temu obowiązującemu schematowi dotyczącemu Holokaustu?

Tak jest. O to chodziło. Jestem przekonany, że mój grzech w ich oczach był taki, iż nie pisałem, że Polacy są antysemitami. Wszyscy Polacy. Bo w tym schemacie jest jeszcze antysemityzm Polaków. On ma być kolektywny, nie ma wyjątków. Polacy kolaborowali, Polacy są antysemitami, a więc popierali Hitlera. Owszem, walczyli przez miesiąc na początku, ale potem w zasadzie zgodzili się z polityką Hitlera. Oczywiście to jest strasznie niesprawiedliwe, ale jeśli jest milion razy powtarzane, to wiemy, jakie przynosi efekty.

Jeśli ten schemat ciągle obowiązuje, to pan się stawia w pozycji wroga.

Naturalnie. I zastanawiałem się, czy powinienem o tym mówić, czy nie. Doszedłem jednak do wniosku, że mam już tyle lat, iż czas to powiedzieć wprost. […]

Przez jakiś czas o sprawie pisała prasa. Wiedziałem, że tabloidy są okrutne i lepiej nie być na pierw-szych stronach tych szmatławców. Wytrzymałem, nie zmieniłem zdania, nie poddałem się presji.

Jak mówić o historii, uczyć jej, kiedy ma się do czynienia z takimi schematami?

Nie jestem sam. Są inni koledzy. Ostatnio bardzo dzielnie walczy prof. Timothy Snyder. Byłem egzaminatorem jego doktoratu, więc w pewnym sensie on jest...

Kontynuatorem pana pracy?

Ma podobne do mnie poglądy na II wojnę światową, […]

W tym miejscu warto przypomnieć, co napisał Timothy Snyder w książce „Czarna ziemia. Holokaust jako ostrzeżenie”.

Na podstawie ogromnej kwerendy (bibliografia jego pracy liczy kilkanaście stron) Snyder zweryfikował wiele upowszechnionych w obiegu medialnym tez i stereotypów na temat Holokaustu. Zdaniem Snydera zasadnicze znaczenie dla możliwości przeprowadzenia przez III Rzeszę planu „ostatecznego rozwiązania” kwestii żydowskiej miało zniszczenie przez sojusz Stalina z Hitlerem przestrzeni suwerennych państw między Związkiem Sowieckim a Niemcami. Ludobójstwo mogło się wydarzyć jedynie w przestrzeni podwójnej destrukcji państwowości, zniszczonej najpierw przez Stalina, a później przez Hitlera. Dopiero na tak przygotowanym gruncie, gdzie przestały obowiązywać wszelkie prawa i zasady, Żydzi, podobnie jak Słowianie, zostali obdarci ze wszystkich cech ludzkich i mogli być skazani na całkowite wytępienie.

Snyder zwraca uwagę, że to nie ciemny motłoch, najczęściej chrześcijański i obskurancki, jak  często się mówi, wydał z siebie długi szereg zbrodniarzy. Snyder udowadnia, że architektami Zagłady oraz jej wykonawcami nie byli ludzie z marginesu, wykluczeni, ale elita niemieckiego społeczeństwa. Przytacza biografie wielu liderów III Rzeszy, odpowiedzialnych za przygotowanie planu, czy dowódców Einzastzgruppen, formacji specjalnych działających na tyłach frontu, których zadaniem była likwidacja elit podbijanych narodów, a także wzniecanie antyżydowskich tumultów oraz masowe zabijanie Żydów. W tych formacjach i środowiskach dominowali prawnicy, nieraz z tytułami naukowymi. Snyder przypomina, że nie tylko Żydzi byli ofiarami polityki III Rzeszy. Do 1941 r. Polaków zabijano częściej aniżeli Żydów i dopiero atak na Związek Sowiecki zmienił te proporcje.

„To właśnie zniszczenie konwencjonalnych struktur władzy umożliwiło uruchomienie antysemickich zachowań. Polska została zniszczona znacznie bardziej niż Czechosłowacja czy Austria, bo Niemcy musieli walczyć. Gdy Hitler zaatakował Polskę w 1939 r., to wyjaśnił wojskowym, że to nie jest normalna wojna; że nie chodzi o pokonanie armii i zdobycie terytorium, ale o kompletne zniszczenie polskiego państwa i wymordowanie klasy politycznej. To nie była normalna okupacja. Niemcy utrzymywali, że Polska nie tylko przestała istnieć, ale że w ogóle nigdy nie istniała. Traktowali Polskę tak, jak europejskie mocarstwa traktowały kraje kolonizowane poza Europą: miejsce, gdzie nie obowiązuje żadne prawo. Chociaż w Polsce przed wojną antysemityzm istniał w praktycznie każdej dziedzinie życia, to Żydzi byli obywatelami Polski objętymi podstawowymi prawami obywatelskimi, w tym prawem do własności. W momencie, gdy przyszli Niemcy i powiedzieli, że nie obowiązuje żadnego prawo, możliwe było utworzenie gett. Wówczas doszło też do interakcji między niemiecką polityką a lokalnym antysemityzmem.”

Niestety, komentujący pod dzisiejszą notką 1maud absolutnie nie są w stanie zaakceptować tez książki Snydera. Zresztą prawdopodobnie w ogóle o nich nie słyszeli.

***

Przy pisaniu notki autorka korzystała z publikacji:

„Holokaust, polski antysemityzm... Rewelacje prof. Daviesa o zamkniętym spotkaniu w ambasadzie Izraela”, https://wiadomosci.dziennik.pl/opinie/artykuly/609563,norman-davies-historia-holokaust-zydzi-polacy-ii-wojna-swiatowa-niemcy-hitlerowcy.html

• Tymothy Snyder, „Czarna ziemia. Holokaust jako ostrzeżenie”, Wydawnictwo Znak, Kraków 2015

• https://www.salon24.pl/u/1maud/999797,paliwo-dla-roszczen-z-act-447


wiesława
O mnie wiesława

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura