Już niedługo ruszą prace nad 11. sezonem “Rancza”. Wojciech Adamczyk wyjawił, dlaczego przez wiele lat nie udało mu się dojść do porozumienia z TVP w kwestii kontynuacji kultowego serialu: problemem miały być wątki polityczne. - Nie chcieliśmy być tubą propagandową - wyjaśnia reżyser.
"Ranczo" wróci do TVP
Po niemal 9-letniej przerwie "Ranczo" ma w końcu wrócić na antenę TVP. Przez długi czas kontynuacja kultowego serialu stała pod znakiem zapytania, a do mediów przebijały się informacje i plotki o potencjalnym filmie lub słuchowisku mającym stanowić ciąg dalszy przygód mieszkańców fikcyjnej wsi Wilkowyje. Wojciech Adamczyk, twórca serii, przez wiele lat nie mógł jednak dojść do porozumienia z Telewizją Polską, a śmierć scenarzysty Andrzeja Grembowicza oraz Pawła Królikowskiego sprawiła, że niemal porzucono prace nad kolejną odsłoną “Rancza”.
Przed kilkoma dniami Adamczyk ogłosił jednak, że po długich negocjacjach z nowym zarządem stacji udało mu się otrzymać zielone światło na produkcję 11. sezonu. W niedawnej rozmowie z “Plejadą” wyjawił, że jednym z powodów dla którego widzowie musieli tak długo czekać na nowe odcinki serialu, były kwestie polityczne.
Przerwa od 2016 roku
Adamczyk wyjaśnił, że sytuacja polityczna w Polsce po 2016 r. nie pozwalała jemu oraz scenarzystom na swobodne tworzenie kolejnych epizodów “Rancza”. Z uwagi na fakt, że w 10. sezonie Paweł Kozioł został prezydentem, a Piotr Kozioł biskupem, zarząd Telewizji Polskiej miał obawiać się zbyt dosadnej parodii polskiej polityki w potencjalnym 11. sezonie.
– To był główny powód tego, że przez kilka lat nie mogliśmy zachęcić telewizji do realizacji 11. sezonu "Rancza", tego ostatniego, który napisał Andrzej Grembowicz. (...) W pewnym momencie po raz pierwszy nie było wójta, Czerepacha i księdza, tylko był prezydent, premier i biskup. Przestaliśmy być anonimowi. Zaczęto chyba uważać, że to jest za dużo o prawdziwej polityce – powiedział Adamczyk.
Reżyser powiedział również, że sam nie chciał, aby "Ranczo" stało się narzędziem do chwalenia lub krytykowania danej opcji politycznej, więc na długi czas zrezygnował z prac nad serialem. Jak wyjaśnił, występujący w nim bohaterowie mieli parodiować polską politykę jako ogół, a nie konkretne postacie z rządu czy opozycji.
– My cały czas uciekaliśmy od tego, żeby nas łączyć z jakąkolwiek partią, ponieważ nie chcieliśmy być ani tubą propagandową, ani krytykiem poczynań. To, co nas interesowało, to krytyka działań niektórych polityków czy mechanizmów politycznych, które są pozbawione sztandaru partyjnego. Właściwie każda partia ma coś takiego, różnego rodzaju grzechy na sumieniu i my staraliśmy się to przedstawić – wyjaśnił reżyser.
Zbieżność nazwisk przed wyborami
Adamczyk dodał, że jeszcze przed czasami rządów PiS serial był na celowniku władzy. Wspomniał choćby odcinki z 2015 r., w których w wyborach na wójta startował niezdarny sekretarz gminy Fabian Duda. Chociaż postać ta nie miała nic wspólnego z ówczesnym kandydatem na prezydenta i została wymyślona na wiele lat przed pojawieniem się Andrzeja Dudy na polskiej scenie politycznej, zarząd TVP utrudniał emisję odcinków, w których ten występował.
– Zatrzymano nam emisję jednego odcinka serialu związanego z wyborami wójta, dlatego, że w Polsce też były wybory. Startował Bronisław Komorowski i Andrzej Duda, a nasz Fabian Duda nie miał nic wspólnego przecież z żadnym politykiem. I w dodatku były to wybory wójta. Co więcej, on to przegrał! A mimo to telewizja wstrzymała emisję, żeby się to jakoś nie kojarzyło, że bierzemy udział w kampanii wyborczej – opowiadał twórcza "Rancza".
Fot. Screen TVP/kadr z "Rancza"
Salonik24
Inne tematy w dziale Kultura