Moim zdaniem pod pewnymi względami Komorowski prezentował się korzystniej - nie był zbyt spięty, gadał potoczyściej, zastosował kilka sztuczek erystycznych, które publika może "kupić". Ale był agresywny, wymachiwał jakimiś świstkami sprzed lat, odpowiadał nie na temat i - o zgrozo! - przerywał red. mjr Olejnik! Poza tym popełnił błąd z Petelickim, bo 99% publiczności nie uwierzy, że generał _nie_ jest żołnierzem i pomysli, że Bronek oszalał.
Kaczyński niestety wyglądał gorzej niż konkurent - był bardziej zdenerwowany, choć trzymał nerwy na wodzy. Ma niezbyt przyjemne tiki (oblizywanie warg), tylko raz się uśmiechnął. Dawał się trochę wciągać w pyskówki. Powtarzał się czasem, co sprawiało wrażenie, że jest gorzej przygotowany - Komor sprawiał wrażenie lepiej obkutego, choć ewidentnie miejscami gadał bzdury, zwłaszcza o 1,95% PKB, Smoleńsku i Białorusi.
No właśnie - merytroryka. Kaczyński wyłożył się na emeryturach mundurowych i nic nie wspomniał o służbie zdrowia (może celowo). Nic nie powiedział o klęsce w dyplomacji, za mało mówił o powodzi - odpuścił ten temat, ale może nadrobi następnym razem. Poza tym mówił kompetentnie i widać, że ma swój program.
Komorowski w paru miejscach dał ciała, w paru innych pływał i kluczył, widać, że niewiele ma od siebie do powiedzenia - ot, wygadany czynownik z partyjnej wierchuszki, skierowany przez towarzysza sekretarza na kolejny odcinek budowy lepszego jutra. Wczoraj marszałek, dziś kandydat na prezydenta, jutro ambasador w Moskwie.
Posumowując - Kaczyński przegrał u ludzi, którzy formę wypowiedzi cenią bardziej niż jej treść. A także u niepisolubnych prawicowców, którzy nie darują mu wojskowych emerytur. I u takich, którzy nie mogą nań patrzeć. Wygrał zaś u tych, którzy czekali na konkretną wizję prezydentury i konkretne odpowiedzi na trudne pytania.
Których będzie więcej?
Inne tematy w dziale Polityka