Jeśli prawdą jest doniesienie, jakoby Radosław Sikorski sprzeciwił się planom odwiedzin Wawelu i złożenia kwiatów na grobie małżonków Kaczyńskich przez Hilary Clinton, to zaczynam odzyskiwać szacunek do Sikorskiego, jako do zwierza politycznego. Bo ostatnimi miesiącami były powody, by całkowicie w to zwątpić.
To jedno posunięcie jest jak wbicie czekana w głowę Komorowskiego - a zarazem ostrzeżenie względem Tuska, że Sikorski jeszcze nie wypadł z gry i może napsuć wiele krwi rządowi Platformy.
Oto bowiem polityk wyraźnie ostatnimi czasy "rokityzowany" zdobywa się na gest, dzięki któremu piecze nie jedną, ale kilka gęsi na jednym ogniu:
- przekreśla zapewnienia Tuska o szacunku dla zmarłych, niegraniu trupami, spoistości wewnętrznej obozu rządzącego
- podważa jego wiarygodność jako szefa rządu, podejmując poważną decyzję wbrew jego najoczywistszym interesom - wiarygodność i przed Polakami i przed innymi politykami
- pokazuje prawdę o talentach przywódczych Donalda
- odbiera Komorowskiemu nadzieje na poprawę wyniku głosowania Polonii w USA, a może i krajach Unii
- daje do ręki obozowi Kaczyńskiego wspaniały argument w debacie z Komorowskim
- wzmacnia wątpliwości w to, że jedynowładza PO może oznaczać koniec konfliktów na polskiej scenie politycznej
No i zniesmacza do reszty wielu z tych wyborców, którzy cierpliwie znoszą rynsztokowy "pijar" PO budowany zacięcie przez różnych takich z gumowymi penisami, świńskimi ryjami i szambem we łbie.
Nade wszystko zaś odziera PO i jej rząd z resztek naprędce skleconego wizerunku "Zgoda buduje". Teraz slogan ten można rozwinąć w "Zgoda na wszystko, co buduje dyktaturę Platformy"
Inne tematy w dziale Polityka