Neda Neda
119
BLOG

Dziecko jako dodatek

Neda Neda Rozmaitości Obserwuj notkę 9

Do dnia ósmego sierpnia dwa tysiące ósmego roku miałam pewien plan na życie. Podróże, ciekawa praca, wreszcie rodzina – mąż i dzieci, najlepiej trójka.

Podróżowałam, a i owszem, znalazłam też pracę – ci, co bardziej zafascynowani filmami sensacyjnymi produkcji amerykańskiej powiedzą, że ciekawa (może i „wyznawcy” brytyjskiej szkoły kryminalnej nie pogardziliby taką „fuchą”).
Najtrudniej było z mężem, ale ponieważ najcenniejsze jest to, co wymaga czasu i wysiłku, jest i mąż, dobry mąż.
Dzieci. Tak, zawsze chciałam je mieć. Najlepiej trójkę.
 
Dnia ósmego sierpnia dwa tysiące ósmego roku na świat przyszedł Jerzy (nie żaden Alanek i nie kolejny Kubuś, tylko Jerzy). Mały Jerzy, co to ma walczyć ze smokiem, a póki co walczy… ze mną! Uparta bestia, zbój. Mały, tak absorbujący sobą człowiek, że czasem nie sposób zająć głowy ani ciała czym innym. Niemal obezwładniający… a może, może zwyczajnie, w mojej głowie, nim jeszcze powstał w łonie, nim zaczął się rozpychać i narodził z krzykiem na ustach, nim pierwszy raz się uśmiechnął, usiadł, przewrócił, powiedział „mama”, może nim to wszystko, w planach był tylko… dodatkiem? Dodatkiem do bajki zatytułowanej „moje życie”.
 
Jerzy skończył dziś dziesięć miesięcy i siedemnaście dni. Rano obudził mnie delikatnym pocałunkiem w usta (mimo że w ciągu dnia nie daje buziaków, a zamiast tego kąsa niczym krwiożercza amazońska jaszczurka).
Jerzy nie jest już dodatkiem, tak jak praca nie jest już życiem. Swoje plany piszę na nowo, jak książkę, każdy rozdział poświęcam temu, co dobre – nadal podróżuję i spełniam swoje marzenia, jednak każdy też dedukuję swojemu synowi: to dla Ciebie Jerzy; kochająca mama.   
Neda
O mnie Neda

... moich słów Nasiona spadły na suchą Glebę i nie wyrosły. To moja wina. E.M.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (9)

Inne tematy w dziale Rozmaitości