Rzadko zdarza się okazja, by pisać o miłości. Bez zbędnego sentymantelizmu, po brzegi wypełnionego niesmaczną czulością; bez miłosnej ekstazy - wyszukanej erotki czy wylgarnej pornografii. Rzadko mówi się bowiem o miłości jako pewnej idei, idei pierwornej i czystej. Czymś danym człowiekowi, ale jeszcze ręką człowieka nie skażonym. Taką miłość właśnie przywołuje, w słowach Platona, prof. Legutko (Dziennik, 14.02.2007), miłość czyli "piękno samo w sobie, ono samo w swojej istocie".
Kolejny powód, dla którego, według Legutki, platońskiej miłości wciąż tak mało, jest taki mianowicie, iż współcześnie przyzwyczailiśmy się najlepie rozumieć i nagłaśniać wyłącznie miłość jakiegoś ja do jakiegoś ty, której źródło i esencja to potrzeba bliskiego związku dwojga ludzi, najczęściej przeciwnych płci, którzy łączą się w jedną miłosną całość. Miłość na poziomie meta jakgdyby nie istnieje. Trudno znaleźć teksty czy słowne deklaracje, w których ktoś przyznaje, że kocha prawdę, ojczyznę, mistrza, Boga itd. Dlaczego? Na czym polega paradoks miłości, której każdy (podobno) pragnie, do której świat (podobno) wzywa, a której zwyczajnie nie ma? Nie wiem.
Przy okazji dzisiajeszego święta zakochanych zastanawia mnie jednak inna sprawa. Może i jest mi łatwiej mówić o miłości, bo długo już nie jestem zakochana. I nie pamiętam ani uczucia radości, ani żalu po miłosnej stracie. Może dzięki temu widzę lepiej i komentuję odważniej. Niepokoi mnie zjawisko, którego niesustannie doświadczam nie na sobie samej, ale na osobach mi bliskich. Nie rozumiem dlaczego młode kobiety przestają odróżniać miłość od cierpienia, dlaczego między szczęściem i rozpaczą stawiają znak równości, nie mam pojęcia skąd u nich przekonanie, iż to, że rani oznacz, że na pewno kocha.
Teraz nie rozumiem, ale zdaje się, że był taki czas kiedy sama przez to przechodziłam. Koleżanka podrzuciła mi wtedy książkę o tzw. mądrych kobietach. Już po kilku pierwszych zdaniach wiedziałam, że nie jestem mądra. Dawniej nie sięgnęłabym po tak infantylną i momentami głupawą isntrukcję z rodzaju "jak żyć", a jednak całość okazała się odkryciem. Zrozumiałam, że lęk który pcha mądre, atrakcyjne, wspaniałe młode kobiety w ramiona głupców, nie jest żadnym wyjściem. Że wtedy lepsza jest spokojna samotność.
Na początku przestałam się bać zmian. "Zawsze kiedy telefon nie dzwoni wiem, że to ty" - jak mantrę powtarzałam wcześniej. Teraz nowocześnie postarałam się o telefon z identyfikacją numeru i wreszcie sama mogę decydować z kim chcę, a z kim nie chcę rozmawiać, nayczyłam się także nie czekać. Wreszcie, jak się okazuje za Platonem, odkryłam, iż kochać można, a nawet trzeba wiele - ludzi, wartości, pojęć. Że można się rozkochać w całym świecie. I że miłości człowiek uczy się całe życie, a zacząć powinien od miłości i szacunku wobec samego siebie.
... moich słów Nasiona spadły na suchą Glebę i nie wyrosły. To moja wina. E.M.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka