Podczas jednego z redakcyjnych spotkań, ktoś zapytał – czy może być osobiście? Dużo trudniej pisało mi się kolejny tekst. Poczułam ciężar, którego wcześniej nie znałam. Dlaczego pojawił się właśnie teraz, nie wiem, zwłaszcza, że zawsze było od siebie… bo czy można pisać inaczej?
Mam 25 lat i jeden dzień. Niewiele starsza, dziś jestem dużo mądrzejsza niż wczoraj. Wczoraj byłam trochę pośmiewiskiem, zresztą na własne życzenie. [Ale w otoczeniu przyjaciół człowiek nie boi się śmieszności i to w przyjaźni jest chyba najpiękniejsze.] Towarzystwo rozbawiła moja opowieść o pierwszej pracy. Spotkania ludzi pracujących różnią się od spotkań studentów. O wielu sprawach nie wie się na bieżąco, bo czasem, zwyczajnie, nie ma czasu. Na poranną lub popołudniową kawę, na telefon w środku dnia, nawet na szybkiego sms’a. Treści spotkań ludzi „dorosłych” niezwykle rzadko dotyczą spraw poziomu meta. Więcej między nimi/nami konkretów. Kredyty mieszkaniowe, praca, nawet II filar nagle wydają się ważniejsze i to one teraz mają spędzać nam sen z powiek, i to na długie lata. Nowość. Zmienia się również czasowa rama, kiedyś balowaliśmy do rana, dziś… rano trzeba wstawać. Cóż proza życia, praca.
Byłam śmieszna, bo w swojej pierwszej robotniczej ramie przepracowała ledwie 7 dni. Na tę wiadomość w pokoju zapanowało zdumienie. Poczułam się, jakbym po raz czwarty składała wymówienia. Wszystko w ciągu jednego tygodnia. Kolejna trudna rozmowa.
Poniedziałek. Godzina 8 rano. Czy mogę zrobić sobie kawę? Czy mam takie prawo, skoro za kilka minut powiem przełożonemu, że bardzo mi przykro, ale podpisaną w piątek umowę, chciałabym rozwiązać? Z pełnym przekonaniem powiem, że będzie to z korzyścią nie tylko dla mnie, ale i dla firmy. Wreszcie zdobędę się na odwagę i wyrzucę z siebie te nonszalanckie, bezwzględne, ale szczere słowa, że nie mogę pozostać, bo to nie dla mnie, bo się duszę, bo w życiu chcę czego innego, bo wciąż, mimo iż mam prawie 25 lat, marzę… Trudna rozmowa. Ja, owszem, może i byłam śmieszna, ale cała sytuacja wcale nie była zabawna. Potem rozmawiałam jeszcze z przełożoną przełożonego, na koniec z całym zespołem działu, w którym zostałam zatrudniona. Nigdy wcześniej niczego tak głośno i wyraźnie nie musiałam oznajmiać i powtarzać. Przede wszystkim jednak, nigdy wcześniej nie potrafiłam być tak stanowcza i tak jednoznacznie powiedzieć „nie”. Byłam z siebie dumna! Namacalnie odczułam ulgę odejścia. Pomogła odwaga, ale i los, który stawia na mojej drodze wspaniałych ludzi. W byłej już pracy, spotkałam się z wyrozumiałością i zrozumieniem. Ze zdumieniem przyjęłam na siebie rolę bohaterki dnia, kogoś, kto podejmuje ryzykowne (podobne) decyzje, a potem przemawia używając wielkich słów…
Inaczej było w gronie przyjaciół. Przez śmiech i komentarz, że cała historia nadawałaby się na filmowy scenariusz, przezierało zaniepokojenie. Dopiero wtedy poczułam, że coś, co uważałam za słuszne, dobre i jedynie możliwe, inni odebrać mogą jako zbytnią lekkomyślność i może niedojrzałość. I znowu nie było zabawnie…
28 stycznia 2006 roku byłam dużo mądrzejsza niż dzień wcześniej. W tym dniu przeczytałam Objazd Błagi Dimitrowej. I zrozumiałam, że niektórzy ludzie mogą mieć cały świat, mogą mieć szerokie drogi, mieć wszystko, lecz nie mają prawa powrotu do miłości. [Czy może być osobiście?]
19 lutego 2007 roku. Mam 25 lat i jeden dzień. Niewiele starsza, dziś jestem dużo mądrzejsza niż wczoraj. Znów dzięki Dimitrowej i jej Podróży do siebie samej.Może nie zajdziesz daleko, może padniesz, może złamią cię pośród drogi, lecz już to, że wyruszyłeś w najprawdziwszym własnym kierunku oznacza, że dokądś dotarłeś. (…) Niech gromy biją nad twoją głową. Nie masz dokąd uciec od swojej drogi i od samego siebie.
... moich słów Nasiona spadły na suchą Glebę i nie wyrosły. To moja wina. E.M.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka