Boję się własnego dotyku. Jak asceta muszę ważyć każdy swój gest, ważyć każdą swoją myśl.
(a przecież są tak ciężkie, że głowa opada na chwiejnym kiju moralnego kręgosłupa)
Boję się swojej winy. Która nie jest moją winą, a jego winą, choć jest i moją winą, bowiem jestem z jego krwi.
(a krew jak wino)
Boję się, że nareszcie nadszedł koniec. Którego bym chciała i nie chciała, tak jak chcę być posłuszna i nie do zdarcia.
(tak jak chcę żyć i umrzeć)
Boję się powiedzieć tak i nie wypowiadam nie. Które jest czarne, choć bywa białe, podobnie jak tamto białe bywa czarne.
(podobnie jak odpowiedzialność bywa nieodpowiedzialna)
Boję się spotkań z przeszłością i że nie spotkam przyszłości.
Boję się życiowych zakrętów i monotonnych linii prostych.
Boję się. Że jestem zła i dobra, dobra i zła. Naprzemiennie. Równocześnie.
... moich słów Nasiona spadły na suchą Glebę i nie wyrosły. To moja wina. E.M.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości