"Nigdy nie zapomnę. Była kobieta w mojej grupie [tzw. ambasadorów politycznych, jak Mozbacher], nie w mojej grupie, ale w tym czasie, która miała zostać ambasadorem i powiedziała do kogoś z prasy:
- Wezmę jakąkolwiek wyspę. Dajcie mi po prostu wyspę".
- Andrew Rey, reprezentował w Polsce, schodzące - jak widać - imperium w latach 1993-1997. "Moja droga do ambasadorstwa jest inna niż przez sam fakt, że całe życie należałem do partii demokratycznej, jest mniej związana z polityką a więcej z moim biznesowym backgroundem, z moim polskim pochodzeniem, które jest następnym punktem w agendzie ["moi polscy przodkowie bla bla bla"]".
Inne tematy w dziale Kultura