Pierwsza w nowotestamentowych dziejach pielgrzymka to pielgrzymka Trzech Króli - Kacpra, Melchiora i Baltazara do Betlejem. Znalezienie maleńkiej miejscowości na pustynnym obszarze było prawdziwym cudem, nawet, gdy Gwiazda wskazywała drogę.
Wiele jest miejsc, do których pielgrzymują chrześcijanie. Dla nas najważniejszym celem pielgrzymek jest od stuleci - podobnie jak dla Trzech Króli - Matka z Dzieciątkiem - Czarna Madonna w Częstochowie.
Jak wyglądały pielgrzymki w PRL - pamięta i wie jeszcze wiele osób, które je przeżyły. Tymczasem niewiele wiedzieli i nic dziś nie wiedzą ci, którzy tego nie przeżyli na własnej skórze oraz następne pokolenia. "Sławny" kapitan Czechowicz, koń trojański polsko-sowieckiej bezpieki w Radio Wolna Europa wśród skradzionych materiałów przywiózł z Monachium do Warszawy również opis pielgrzymki do Częstochowy z roku 1966 i 1963. Jest to zapis wypowiedzi dla Radia Wolna Europa anonimowego uczestnika tych pielgrzymek zawarty w dokumentach zgromadzonych przez IPN. Niech ten opis stanie się dzisiaj własnością publiczną i świadczy o tym, czym było w PRL-u pielgrzymowanie. W dwa tysiące dziewiątą rocznicę pielgrzymki Trzech Króli do Betlejem, która przypadnie za dwa tygodnie, a która równiez była aktem politycznym.
Wesołych Świąt!
" Tak się złożyło, że tegoroczna (1966 r.!) pielgrzymka do Częstochowy była jubileuszowa w podwójnym znaczeniu: miała kolejny numer 250 i łączyła się z polskim Millenium.Pielgrzymki nie uległy przerwie w czasie okupacji.
W Polsce Ludowej na odbycie pielgrzymki potrzebne jest zezwolenie rządu. Co roku księża Paulini składają przez Episkopat do rządu podanie i za zezwolenie muszą płacić znaczne sumy, co roku inne, ale zawsze przewyższające sumę 100 tysięcy złotych. Formalnie tłumaczy się to w ten sposób, że rząd ponosi wydatki dla zabezpieczenia porządku na trasie itp. W rzeczywistości pielgrzymki są tak zorganizowane, że żadna pomoc nie jest potrzebna. Prowadzą one przeważnie przez pola i lasy i nie zakłócają ruchu na drogach.
Piesze pielgrzymki do Częstochowy odbywają się z różnych punktów w kraju. Najliczniejsza jest zawsze pielgrzymka z Warszawy, która w tym roku (1966!) zgromadziła 17 tys. osób, a nigdy nie była mniejsza niż 5000 osób. Ma ona stałą niezmienną trasęi obliczoną na godziny tak, że zjawia się niemal z dokładnością zegarka corocznie o tej samej porze w określonych miejscach. Pielgrzymi wędrują bez względu na pogodę. Prowadzi ona dziennymi etapami przez Tarczyn, Mogielnicę, potem kilka kilometrów szosą przez Nowe Miasto do miejscowości Studzianna, dalej Janków koło Tomaszowa, Skórkowice, Wielgomłyny, Sw. Anna (przez Cielętniki), Mstów i Częstochowa.
Po warszawskiej najliczniejsza bywa pielgrzymka z Kalisza. Zapisujący się na pielgrzymkę wykupują kartę uczestnictwa składając na nią dobrowolne datki, zazwyczaj co najmniej 20 złotych. W roku 1963 władze zakazały pielgrzymki uzasadniając to tym, że w Częstochowie rzekomo miał panować tyfus. Było to kłamstwo, w Częstochowie nie było ani jednego wypadku choroby, ani nawet podejrzenia o nią, nie było też ich na trasie pielgrzymki. Mimo zakazu, brutalnych szykan milicji, kar i grzywien pielgrzymka ta jednak dotarła do celu. W ogóle nie ma siły – twierdzi rozmówca – która mogłaby taką pielgrzymkę powstrzymać. Uczestnicy ożywieni są wolą oporu aż do męczeństwa, prześladowanie opór ten tylko wzmaga i w rzeczywistości nie było tak wspaniałej pielgrzymki, jak właśnie ta w roku 1963, którą ludność Częstochowy nazwała „pielgrzymką cierpienia”. Skutek zakazu był wręcz odwrotny.
Od tego czasu, to znaczy od roku 1963 obowiązuje jednak zakaz niesienia w pielgrzymce chorągwi i występowania młodzieży i dzieci w bieli. Młodzież i dzieci idą nadal, jak dawniej, na czele pielgrzymki, ale ubrani zwyczajnie. Pielgrzymi unikają, jak dalece to tylko możliwe, sprzeciwiania się zakazom władz, dopóki nie naruszają one samego istotnego prawa do pielgrzymki. W tym roku (1966!) pielgrzymi wchodzący do Częstochowy przez szpaler milicji wręczali milicjantom kwiaty, które otrzymali przez tym od mieszkańców przed miastem, a niektórzy nawet specjalnie kupowali je w tym celu na przedmieściach. Milicjanci przyjmowali je na ogół ze wzruszeniem i radością.
Jeżeli władze i milicja stosują jakieś szykany, w czasie pielgrzymki odprawia się na ich intencję msze i modlitwy. "
Rozmówca, stały uczestnik wszystkich pielgrzymek, był zdziwiony wiadomościami zachodniej prasy, jakoby rząd w tym roku (1966 r.!)organizował jakąś pomoc dla pielgrzymów w formie kuchen polowych, namiotów itp. Brał on, jak corocznie, udział w pielgrzymce i twierdzi kategorycznie, że takiej pomocy absolutnie nie było.
"Pielgrzymka była dobrze zorganizowana i zaopatrzona, było więcej niż kiedykolwiek samochodów, a więc i z zaopatrzeniem w żywność było lepiej, sporo pielgrzymów gotowało sobie posiłki na sportowych kuchenkach spirytusowych, ale nie było jakichś kuchni polowych. Na samochodach przewieziono też sporo małych kilkuosobowych namiotów, które rozbito również w samej Częstochowie, choć było ich kilka czy kilkanaście najwyżej, przed samym wzgórzem Jasnej Góry. Faktem jest natomiast, że nie było w tym roku jakichś przeszkód ani szykan ze strony władz. Pielgrzymki miały też w tym roku doskonale zorganizowaną pomoc lekarską, ale to tylko dzięki temu, że w wędrówce uczestniczyli liczni lekarze.
Legendy o pomocy państwa były chyba wynikiem często, niestety, powtarzającego się złego poinformowania zachodnich korespondentów.
Sposobność do szykan zdarza się przede wszystkim na trasie pielgrzymki, w samej Częstochowie władze ich raczej unikają.
Na trasie pielgrzymi muszą gdzieś jeść i spać. Na miejsca posiłków i noclegu wybiera się duże wioski, względnie miasteczka mogące pomieścić tłumy pielgrzymów.Ponieważ pielgrzymka zjawia się co roku dokładnie na miejscu o tej samej porze, ludność wie dokładnie, kiedy jej oczekiwać. W dniu tym cała okoliczna ludność przerywa pracę, przygotowuje posiłki dla pielgrzymów, względnie noclegi. Niektórzy pobierają za posiłki skromne opłaty, inni nie chcą przyjmować zapłaty i wtedy pielgrzymi zamiast tego składają datki na tacę dla Kościoła. Podobnie bywa z noclegami. Starzy doświadczeni uczestnicy pielgrzymek rozprowadzają nowych często na punkty odległe od miejsca postoju o szereg kilometrów.
Próby zastraszenia mieszkańców, aby nie udzielali pielgrzymom pomocy, nie powiodły się.
Na ogół bywały toraczej dyskretnepróbypośrednichnacisków . Do bezpośredniego terroru uciekły się władze w roku 1963, kiedy pielgrzymka ruszyła z Warszawy (podobnie, jak z Kalisza) „nielegalnie”. Wtedy milicja rozwalała stoły przed restauracjami, na których ustawiano posiłki dla pielgrzymów, wylewała wodę, herbatę, wywierała nacisk na chłopów, aby odmawiali pomocy pielgrzymom. Były wypadki bicia pielgrzymów, niektórzy z nich musieli uciekać przez okna. Szykany były ostre w stosunku do księży przyjmujących pielgrzymkę po drodze, lżejsze w stosunku do ludności.
W Nowym Mieście jako represję za przyjęcie pielgrzymów posiłkiem z kuchni polowej odebrano wtedy (częściowo w roku 1963, częściowo w 1964) zakonowi księży Kapucynów część klasztoru i przekazano ja na... szkołę milicji, którą ulokowano w tym samym budynku, tak, aby zakonnicy mieli codziennie pod oknami strzelaninę, krzyki itp.
Proboszczowie, którzy przyjmowali pielgrzymkę z orkiestrą, dostali wysokie grzywny, np. prosboszcz w Skórkowicach 5 tys. złotych. Zakaz przyjmowania przybywających z orkiestrą utrzymano nadal i dlatego też od 1963 r. orkiestr nie ma.
Za Mogielnicą na Górze Sw. Małgorzaty jest kaplica, ale noszono się z zamiarem zbudowania tam kościoła i kościelny zbierał tam corocznie datki od pielgrzymów. W roku 1963 milicja odebrała mu pieniądze.
Pierwsza szykana nastąpiła w czasie postoju obiadowego w Sękocinie. Pod pielgrzymkę podjechały „Nysy” z głośnikami, przez które miliicjanci i przedstawiciele rad narodowych wzywali pielgrzymów do zawrócenia z drogi groząc, że i tak nigdy nie dojdą do Częstochowy, bo idą bez zezwolenia i władze nie przepuszczą pochoduw zrozumiałej trosce o ich własne dobro, bo w Czestochowie panuje ospa. Pielgrzymów było 5 tys.. Wezwania milicji odniosły wręcz odwrotny skutek: do pielgrzymki dołączyło sporo osób z grupy odprowadzających zwyczajowo z Sękocina pielgrzymki ludzi.
Przed dojściem do Tarczyna i w samyn Tarczynie otwarto wtedy punkty przymusowego szczepienia przeciw ospie właściwie tylko po to, aby w ten sposób zdobyc nazwiska pielgrzymów.Kiedy nie dało to efektu, w nocy milicja podpaliła na miejscu spoczynku pustą szopę po to, aby straż pożarna syrenami mogła przeszkadzać pielgrzymom w spoczynku. Później tłumaczono się, że szopę podpalili pielgrzymi, ale nikogo nie oskarżono o to i nie prowadzono jakichś dochodzeń. Dalej zatrzymano w Tarczynie wszystkie pojazdy konne i samochody wiozące bagaz pielgrzymów, a więc bieliznę, koce, obuwie, przybory toaletowe itd. wymierzając jednocześnie właścicielom pojazdów grzywny po 4 tys. zlotych. Pielgrzymi nie dali się zastraszyc, wzięli bagaż i nieśli sami. Mezczyzni brali bagaż kobiet i starców niosąc często pakunki kilku osób. Gdy pochód ruszył w drogę, milicja zatrzymała go znowu i legitymowała indywidualnie wszystkich uczestników. Był to dla pielgrzymów punkt zwrotny. Po wylegitymowaniu odrzucili oni wszelkie obawy i względy ostrożności. Skoro i tak byli już zapisani, uważali więc, że kary nie unikną, więc „niech się dzieje, co chce”
Nawiasem mówiąc nie mylili się. Po zakończeniu pielgrzymki wytoczono uczestnikom sprawy w kolegiach orzekających rad narodowych nakładając uczestnikom kary grzywny od 500 do 4 tys. zlotych. Bywały w związku z tym ciekawe wypadki. Tak np. jeden z księży, którego skazano na 800 zl grzywny oswiadczył, że na ten cel nie ma pieniędzy i zapytał, czy może grzywnę odsiedzieć. Otrzymał kwaśną odpowiedz:”Męczenników nie potrzebujemy”.
Na tym legitymowaniu nie skończyło się. Aż do samych Skórkowic legitymowano pielgrzymów wielokrotnie, z początku – do Nowego Mista co kilka kilometrów, następnbie już rzadziej. W Nowym Mieście czekała na pielgrzymkę milicja w hełmach i z gumowymi pałkami w ręce. Wielokrotnie też milicjanci szarpali pielgrzymów idących na końcu. W Nowym Mieście milicjant uderzył jedną z kobiet, ale dostał z miejsca w pysk i ustąpił przezd wzburzoną postawą tłumu. W Wielognałykach milicja próbowała grupowego ataku na pielgrzymkę, ale skończyło się tak, że musiała uciekać.
Ostatnia próba szarpania pielgrzymów nastąpiła w Skórkowicach. Znowu czepiono się idących na końcu, milicja bała się atakować innych. Wtedy czoło pochodu było kilka kilometrów na przodzie i weszło już w las. Od tyłu padło jednak hasło: „ Podac dalej – zawracamy, milicja szarpie” i kiedy rozwścieczeni pielgrzymi zawrócili, milicja uciekła.
Po wsiach na trasie pielgrzymki chodzili milicjanci i agenci i tłumaczyli chłopom, że nie powinni dawac pielgrzymom wody rzekomo dlatego, aby się nie zaziębili, aby ich nie nocowali „bo to naród zawszony i pełen brudu”.
Kiedy pielgrzymka zbliżała się już do Częstochowy, rozwieszono tam afisze, że ludności wolno przyjmowac pielgrzymów, ale pod warunkiem, że kwatery bądą zatwierdzone przez komisję sanitarną. Ponieważ afisze rozwieszono w piątek, a pielgrzymka przybyła w sobotę przed południem, nie było nawet mowy o tym, aby ktoś takie zatwierdzenie uzyskał.
Pilegrzymka wchodziła do miasta pod okiem milicji, na czele nie pozwolono nieść krzyża, wiec pielgrzymi sklecili krzyż z patyków, niosła go młodzież, na górze krzyża umieszczono koronę cierniową. Dalej niesiono drugą dużą koronę z cierni, ludzie byli wyczerpani, brudni, bo często pozbawieni bagażu, obszarpani, a skutek był taki, że w mieście podniosło się powszechne oburzenie na postępowanie władz, zatem pielgrzymkę nazwano „Pielgrzymką cierpienia” i nawet niektorzy milicjanci nie mogli powstarzymac sie od odruchów wspólczuucia w stosunku do przybywających.
Na trasie pielgrzymki nasyłano na nią szpiegów wyszukujących „przywódców”, a więc przede wszystkim zakonników, zakonnice, księży i lekarzy. Pielgrzymi rozróżniali na ogół wprawmnym okiem „kapusiów”. Odprawiano cały czas za nich modły i skutek był taki, że wielu z nich wycofało sią, niektórzy sami się przyznali, a jeden z nich od tego czasu z pełną żarliwością co roku uczestniczy w pielgrzymkach, ale już bez zlecen z UB."
Kto bierze udział w pielgrzymkach?
Władze próbują wszelkimi siłami stwarzać pozory, że są to przeważnie stare baby, dewotki, „resztki reakcji”. W rzeczywistości co najmniej jedna trzecia pieklgrzymów, to młodzież poniżej lat 20. Spory procent to inteligencja z uniwersyteckim wykształceniem, ludzie w pełni sił umysłowych i fizycznych, nie jacyś nieprzytomni fanatycy religijni, tylko ludzie widzący w kościele alternatywę moralną i polityczną, świadomi dokładnie swoich celów, idący często dla dania innym przykładu i wykazania, że można sprzeciwić się władzom i zaprzeczyć partii tytułu do „rządu dusz” (Do takich zalicza się rozmówca)
Oczywiście władze bezpieczeństwa próbują mieszac do tego szumowiny, ale to szybko się wykrywa. Nieco trudniej wykryć zwyczajnych złodziejaszków, ale i tych spławia się na ogół bez trudności.
„Pielgrzymki to akt patriotyczno-moralny takiej siły, że władze nie portrafią sobie z nim poradzić”- mówi rozmówca „Trzeba być na miejscu, odczuc tę wszystkich przenikającą wolę poświęcenia i ofiary, aby zrozumieć, jaka w tym kryje się sila”.
(zrodlo: IPN BU 0639/56
Kserokopie raportow RWE
uzyskanych przez kpt.Czechowicza w spr. koscioła)
Komentarze niemerytoryczne są usuwane. Autorzy komentarzy obraźliwych są blokowani.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura