Joanna Mieszko-Wiórkiewicz Joanna Mieszko-Wiórkiewicz
277
BLOG

Uskrzydlona postać dynamicznego młodzieńca z post scriptum

Joanna Mieszko-Wiórkiewicz Joanna Mieszko-Wiórkiewicz Polityka Obserwuj notkę 18

 

Ze wszystkich uciech laickiej liturgii najbardziej podobają mi się ćwiczenia długich kroków i piruety o medale, ordery, nagrody, puchary i inne oscary. Przemówienia, ukłony, podziękowania, kamery, flesze, bukiety kwiatów, dzieweczki w strojach krakowskich, albo dziewczyny na dwudziestocentrymetrowych obcasach, kanapki, kanapeczki, kieliszek wina i piwko – pełna celebra!  

Monopolistą w tym względzie były do niedawna instytucje rządowe w Warszawie, ambasady (ach, ta ambarasująca Polonia!) i ZBOWiD. Na szczęście monopol ten bywa przerywany.  

Zachciało się zatem słusznie samozwańczemu Kongresowi Polonii Niemieckiej (kto tych panów w ogóle kiedykolwiek wybierał?) własnego Oscara, żeby się nawzajem nagradzać oraz stawać w światłach rampy.  I mają. Mocne brawo za udaną inicjatywę  w procesie decentralizacji i działalność antymonopolową!

 Tym razem doszło do niej w Akwizgranie, małym miasteczku na granicy z Holandią i Belgią, godzinę drogi autem z Kolonii, lecz to była tylko sceneria i scenografia. Chodziło bowiem o imprezę rdzennie polską.  Akwizgran (Aachen) był w tym roku przez trzy dni miejscem obchodów „Europejskiego Dnia Polonii”. Otwarto wystawę zdjęć upamiętniających działalność polskich grup wspierających „Solidarność” w stanie wojennym, co stanowić będzie właściwą oprawę na przyjęcie polskiego premiera 13 maja,  oraz w Sali Koronacyjnej ratusza wręczono ustanowione w ubiegłym roku nagrody Polonicus. Komu? O tym doniosły media, ale na nikim takie doniesienia nie robią już wrażenia.

A na mnie robią, choćby z przyczyn społeczno-towarzyskich (patrz pierwsze zdanie).

 Szczególnie szczerze rozwesela mnie każdy publiczny występ w Niemczech Władysława „Profesora“ Bartoszewskiego. Czy będzie to przemówienie w Bundestagu, odebranie takiej czy innej nagrody, wystąpienie opisujące grozę "rządu Strasznych Bliźniaków” (cytat) czy choćby tylko laudacja na cześć kogoś o wiele mniej zasłużonego- wszystko są to tylko drobne preteksty do niezmordowanego zachwalania własnej osoby i osobistych przymiotów, co nieubłaganie niesie ze sobą efekt humorystyczny. Publiczność się ożywia, jedni klaszczą i kiwają z aprobatą głowami, inni chcieliby gwizdać albo wyliczać niezałatwione problemy między Niemcami i Polakami i trzeba ich wyprowadzać z sali. Tak, czy siak – jest to zawsze wydarzenie, które zapada w pamięci. 

Nie wiadomo właściwie, jakie konkretnie zadania ma do spełnienia „Wunderwaffe” Donalda Tuska czyli minister do spraw polsko-niemieckich i czym się zajmuje na codzień, jednak – jak mogłam sama wielokrotnie zaobserwować – jedno jest pewne- Władysław Bartoszewski łączy Niemców z prawa i z lewa we wspólnej ksenofobicznej niechęci do Polski i Polaków. 

 

I za to należą mu się dzięki! Wszystko, co służy pojednaniu niemiecko-niemieckiemu przyjmowane jest w Niemczech zasłużenie z głęboką wdzięcznością. Dlatego na głowę i ramiona Władysława Bartoszewskiego spada tu taki deszcz nagród, tytułów, medali i innych wyróżnień (patrz tutaj).  A podobno spotkał go przed laty zaszczyt największy – Władysław Bartoszewski, jak mogłam wyczytać kiedyś w wywiadzie zamieszczonym w dzienniku „Bild”, został nawet sąsiadem samego Helmuta Kohla na jeziorem Wolfgangsee. To mu się naprawdę należało.

Dlatego, jak wspomniałam wyżej, nie zrobiła na nikim większego wrażenia informacja , że Władysław Bartoszewski znowu odebrał w Akwizgranie (Aachen) jakąś nagrodę, tym bardziej, że to tylko niewielka statuetka i to w dodatku bez domieszki metali szlachetnych. Czy dochodzi do tego jakiś czek – tego nie wiadomo i – przyznajmy- nie ma to przy osobie tego formatu żadnego znaczenia. Nagroda nazywa się Polonicus. Jest to odlew z brązu o wysokości 36 cm i przedstawia "uskrzydloną postać odważnego i dynamicznego młodzieńca". Po raz pierwszy została wręczona w ubiegłym roku, a jej laureatem został m.in. kabarecista Steffen Möller. Władysław Bartoszewski, który jest obok pewnego nadredaktora równie zagorzałym kolekcjonerem wszelkich nagród,  otrzymał ją w tym roku za utwór pod tytułem: dialog polsko-niemiecki.

 W tym miejscu trzeba wyrozumiale przymknąć oko. Jak wiadomo, specjalnością laureata nie są dialogi, a definitywnie sceniczne monologi, ale niech mu tam! Grunt, że jest zabawnie! Inaczej  Kongres i Konwent Polonii Niemieckiej z panami Lewickim i Zającem na czele nie wiedziałby, co z tym fantem, czyli Polonicusem   w tym roku, roku okrągłej rocznicy Sierpnia 80, zrobić. Wypadałoby może nawet przyznać ją Annie Walentynowicz, bohaterce nie tylko Sierpnia 80, ale i niemieckiego filmu o niej samej, ale ona przecież taka niesceniczna! I nie zna niemieckiego. I film ją oburzył! . Faktem jest, że ze świecą można szukać w Polsce i wśród Polonii kandydata lepszego od „Profesora”. I nie znajdzie się!

 Inna rzecz, że problem odrodzi się na nowo w perspektywie roku 2011 i być może jeszcze roku 2012, więc może Władysław Bartoszewski znowu się załapie, tyle że w innej kategorii, i w innym towarzystwie niż nieco mniej nagradzany marszałek Parlamentu Europejskiego Buzek (daj Im Boże zdrowie!) ale potem to już Indianie Hopi i Aztekowie przewidzieli koniec świata, więc pewnie czeka nas albo potop, albo chmura z kolejnego islandzkiego wulkanu. Martwić się o laureata dla Polonicusa nie będzie już trzeba.  Martwić się o zapewnienie laureatowi kolejnej nagrody – tym bardziej.

Fot.:Rafał Guz/Fotorzepa

www.rp.pl/artykul/469722.html

 

 

POST SCRIPTUM

Przed chwilą usunęłam chamski komentarz niejakiego Justerna (patrz pierwszy komentarz), który w niewybrednych słowach oburzał się, że ośmieliłam się przywołać w moim felietonie osobę pani Ani Walentynowicz. Bo skoro Jej już nie ma, więc nazwiska wymieniać nie wolno.

 

Otóż wolno i trzeba, panowie Justernowie!  

 

Ludzie różnią się między sobą poziomem (bez)kultury, inteligencji i wrażliwości. Odkąd nie ma "Trybuny Ludu" nie wszyscy potrafią czytać ze zrozumieniem. 

 

Dla wszelkich Justernów małe wyjaśnienie, inni bowiem rozumieją moją intencję sami z siebie:

 

Otóż przywołując osobę pani Ani chciałam uzmysłowić skandal związany z owym"uroczystym wręczeniem nagrody Polonikus 2010" i to w tak nobliwym miejscu i w tak ważnym roku. Uważam, że przyznanie w tym roku nagrody Bartoszewskiemu i Buzkowi to hańba dla organizatorów i siarczysty policzek wymierzony przez nich i przez laureatów zarówno Polakom na emigracji, którzy 30 lat temu przez wiele lat z poświęceniem starali się podtrzymać i objaśniać na obojętnym Zachodzie ideę "Solidarności", pomagać latami  z całym poświęceniem tam, gdzie można i nie można było, jak i Polakom w kraju, którzy i dziś oczekują od swoich rodaków na emigracji decyzji rozważnych i ważnych, nie związanych z tymczasowymi układami politycznymi i korupcyjno-towarzyskimi geszeftami. Laureatów wymieniam w tym szeregu jako współwinowajców, bo ich pazerność na zaszczyty, luksusy i akceptowanie traktowania jako półbogów jest zwyczajnym występkiem. Wstyd, że uczestniczył w tym polski ambasador wspierając ten teatr dla ubogich autorytetem Rzeczypospolitej. Wohl bemerkt: Trzeciej Rzeczypospolitej. 

 

Są, lub niestety BYLI jeszcze przed chwilą ludzie, którzy na nagrody Polaków na emigracji (bo PRL-owskie określenie "Polonia" możecie sobie w buciki włożyć) o wiele bardziej zasłużyli niż obdarowywani od dziesiątków lat Dwaj Panowie B. i im podobni. Używanie dzisiaj Polaków na emigracji do tworzenia trójwymiarowego DECORUM (czytaj - mięsa armatniego) dla pseudo-politycznych celebracyjnych celów jest dla mnie obrzydliwe do najwyższych granic!

 

 

Komentarze niemerytoryczne są usuwane. Autorzy komentarzy obraźliwych są blokowani.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (18)

Inne tematy w dziale Polityka