
Rozpoczynam serię felietonów o kandydatach na prezydenta w wyborach w 2010 roku. Dziś napiszę o Jerzym Szmajdzińskim.
Jerzy Szmajdziński ukończył Akademię Ekonomiczną we Wrocławiu, następnie został członkiem PZPR. Był posłem na Sejm w końcowych czasach istnienia PRL-u i od 1991 roku do dziś. W latach 90. przystąpił do SdRP, a potem do SLD. Zajmował stanowisko ministra obrony narodowej za rządów SLD. Jest oficjalnym kandydatem Sojuszu w wyborach prezydenckich w 2010 roku.
Jego niewątpliwą zaletą jest to, że jako nieliczny polityk zna się na wojsku. Może jako prezydent zająłby się unowocześnieniem naszej armii, bo aktualnie przegralibyśmy wojnę z Niemcami albo Rosjanami w góra tydzień. Większość uzbrojenia pochodzi z czasów bratniej przyjaźni z ZSRR, a MON tnie budżet ile tylko może. Szmajdziński jest magistrem ekonomii, to bardzo dobrze, szkoda tylko że ekonomii socjalistycznej. W przeciwieństwie do większości polskich polityków potrafi czasem powiedzieć coś mądrego.Jednak członkostwo w PZPR wyklucza jego kandydaturę w moich oczach. Nie po to walczyliśmy z komunistami żeby teraz dopuszczać ich do najwyższych urzędów państwowych. Po za tym wszyscy pamiętamy rządy SLD i chyba nikt nie chce powtórki z rozrywki.
Jestem mieszkańcem Krakowa, konkretnie Nowej Huty. Interesuję się ekonomią, polityką, sportem, kinematografią. Mam prawicowe, liberalne poglądy polityczne. Jestem kibicem Wisły Kraków.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka