W czasach PRL-u, partyjni kacykowie często padali ofiarą tak zwanego "kopa w górę". Działo się tak, kiedy dany kacyk tracił wpływy lub wypadał z łask wyżej postawionego partyjniaka. "Kop w górę" był pozornym awansem. Jegomość dostawał jakąś placówkę w Mozambiku gdzie mógł nic nie robić tylko zarabiać kaskę na handelku z miejscowymi i mógł tam cieszyć się całkowitym świętym spokojem. Jednak każdy kto mógł, pilnował się mocno, aby nie paść ofiarą takiego "awansu". "Właśnie dlatego myszka musi zostać tutaj, żeby myszce ktoś nie załatwił pracy w ciepłym kraju" - tak mówił swojej eksluzywnej kochance tow. Winnicki w "Alternatywach 4". Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że Euro 2012 było takim właśnie "kopem w górę" zafundowanym społeczeństwu przez układ polityczno-medialny jaki sprawuje nad nami, niepodzielną już w zasadzie, wladzę. Tyle że kop ten, jest też nie tylko kopem w górę, ale też kopem cywilizacyjnym. Tak jest on nazywany powszechnie w mediach.
Euro uświadomiło mi jedno bardzo mocno. To mianowicie, jak bardzo nasza tzw. przestrzeń publiczna nie ma już żadnego, najmniejszego nawet styku z rzeczywistością. Kiedy tylko ktokolwiek, jakaś mądra głowa, otwierała usta, wylewać się poczynał z jej ust kompletny bełkot. Narodowa radość, święto entuzjazmu, pozytywne wibracje, eksplozje radości, patriotyzmu pozytywnego i cud wie jakiego jeszcze. Taka oto egzaltowana wata słowna lała się z ust zarówno coraz bardziej głupiejących rok po roku celebrytów, jak i profesorów wyższych uczelni. Choć klęska sportowa wyłaziła spod tego pacykowania trupa to oni nadal parli do przodu w tej gonitwie po dobre samopoczucie narodowe i kładli kolejne warstwy pudru.
Język jakim posługują się ludzie mający być naszą elitą (z pewnością za nią się oni uważają, bez dwóch zdań) odkleił się od rzeczywistości już tak bardzo, że stał się przerażająco groteskowy. Ten język nie opisuje już w żaden sposób rzeczywistości. On tworzy rzeczywistość niemalże alternatywną. Bo przecież przeciętny człowiek próbujący dowiedzieć się czegoś z mediów nie dostaje stamtąd nawet grama prawdy. Nie dostaje jej ani od dziennikarzy goniących za newsami, ani od publicystów którzy zjadają już własny ogon, ani tym bardziej od polityków będących w tym sztucznym second-life głównymi aktorami. Te nieliczne media które próbują z tym walczyć niestety nie do końca spełniają swoje zadania. One tworzą podobne uniwersum tyle że arebuła – tak samo odległe od tego „przeciętnego obywatela” oraz jego codziennych spraw.
Ludzie których widzę w telewizorze nie mówią językiem choć trochę zbliżonym do tego którym rozmawiają „przeciętni ludzie”. Oni posługują się czymś w rodzaju nowomowy, jakiegoś specyficznego slangu, który krok po kroku wchodzi w mowę potoczną niczym trucizna w żyłę.
Kulminacją tych mechanizmów jest ten tytułowy cywilizacyjny kop, jakiego wg mediów i mądrych głów właśnie doznaliśmy. Ludzie którzy siedzą na rozmaitych ważnych stołkach, i którzy mają dostęp do mediów mają z pewnością szeroką wiedzę na temat realnych faktów ale mimo to nie mogą wyjść ze swoich ról. Odprawiają więc te medialne czarne msze. Muszą to robić bo inaczej ich nie będzie. Ani w mediach ani nigdzie. Dlatego fałszują rzeczywistość i podają ją nam poprzez celebrytów, pogodynki, głupawe darmowe gazetki oraz przez internetowe portale, którymi ludzie do szczętu przesiąkają, a wraz z tym zaczynają myśleć podobnymi kategoriami.
Efekty widać na Salonie. Są i tutaj ludzie, którzy w to wszystko wierzą. Naprawdę. Wierzą w to, że kilkaset kilometrów autostrady zbudowane przez 5 lat oznacza sukces i potwierdza to, że jesteśmy coraz lepsi. Wierzą w to, że zbudowanie kilku stadionów, odpacykowanie kilku dworców oraz powieszenie kilku chorągiewek na latarniach to cywilizacyjny kop.
To nie chodzi o to czy media te wspierają polityka "mojego" czy "ich". To nie ma znaczenia. Bo tak naprawdę tu nie chodzi o politykę partyjną. Ta posplatana z różnych elementów medialna Al-Kaida zalewająca nas wszystkich tym napalmem poprawności politycznej, jest ponadpartyjna. Ona wcale nie działa na rzecz powiedzmy PO, nie. Takie są aktualnie potrzeby, ale nic nie będzie stało na przeszkodzie, by ten cały kombinat nie mógł kiedyś wspierać kogoś zupełnie innego. Udowodnił to już nie raz – choćby wtedy gdy z dnia nadzień odmienił Wałęsę jednym pocałunkiem z oszołomskiej żaby w postępowego księcia.
Inne tematy w dziale Polityka