W cieniu niezwykle ważnych wydarzeń, takich jak decyzje polityków związanych z wyborami prezydenckimi, które odbędą się za sto lat, czy też kolejnej fali polskiego entuzjazmu związanego z Euro, dzieją się rzeczy znacznie mniej ciekawe. Oczywiście ironizuję, bo owe sprawy, które nikogo w naszym kraju nie obchodzą czasami mają charakter bardzo wymierny. Ot, takie tam moje oszołomskie jojczenie i kwękolenie, które tu uprawiam zamiast cieszyć tym że jest tak dobrze. W sumie sprawa mało ważna. Np. taka, że nie wiem czy wiecie, ale polskie miasta są już tak wspaniale pourządzane i takie mają wypasione budżety, że postanowiły bawić się w Abramowicza czy też szejków z Manchester City. Zdziwione macie minki? Zaraz będą zdziwione bardziej. Np. gdy usłyszycie, że niektóre z tych wspaniale urządzonych polskich miast potrafią przelać na konta klubów piłkarskich nawet kilka milionów złotych rocznie. Wszystko oczywiście z naszych podatków.
Sprawy te odbywają się w całkowitej ciszy medialnej. Nikt się nie sprzeciwia ani nie wzbudza to niczyich wątpliwości. Nie dziwi nikogo, że polskie miasta mają pod swoją opieką – niczym za najlepszych czasów realnego socjalizmu – kluby piłkarskie. Są one formalnie klubami miejskimi a często w ich zarządach siedzą po prostu szefowie tychże miast. Jak np. w Zabrzu. W ogóle śląskie miasta wyjątkowo upodobały sobie wlewanie gotówki podatników w piłkarski ściek. Zabrze, Chorzów, Gliwice a i chyba też Katowice. Nie sposób tutaj wymienić wszystkich polskich klubów, które mają miejskich hojnych mecenasów. Spróbujmy chociaż wymienić te z Ekstraklasy. Górnik Zabrze, mistrz polski Śląsk Wrocław, Korona Kielce, Ruch Chorzów (tu miasto jest chyba tylko współudziałowcem), Piast Gliwice – to tylko te, które na szybko przyszły mi do głowy. Kilka następnych jest w niższej lidze. Jest jeszcze Zagłębie Lubin sponsorowane przez spółkę skarbu państwa, KGHM. W innych miastach, w których gra „Ekstraklapa” takich jak Białystok, Warszawa, znów Zabrze, Bielsko-Biała, Kraków, Gdańsk, Poznań i chyba w kilku jeszcze, miasta pobudowały, budują lub będą wkrótce budować efektowne stadiony warte po kilkaset baniek i więcej.
Pytania o zasadność takich operacji wydawają się czymś naturalnym. Jak to się dzieje, że biedne śląskie miasta - gdzie pewnie potrzeb publicznych jest multum - stać na lanie milionów złotych w schorowany i niewydolny, żeby nie napisać dosadniej, bezsensowny w praktyce polski futbol?
To finansowanie tak oburza z jeszcze innego powodu. Bowiem te pieniądze z kas miejskich nie idą choćby na jakiekolwiek szkolenie młodzieży czy ich rekreację, bo polskie kluby takim czymś nie zawracają sobie w ogóle głowy. Te pieniądze przeznaczane są na opłacanie żenujących piłkarskich repów, którzy kopią w lidze piłkę na poziomie niesmacznym. Piłkarze zarabiają po kilkaset tysięcy rocznie za kopanie się w czoło i smarowanie swoich drogocennych głów żelem. Inne pieniądze, nierzadko jeszcze pokaźniejsze trafiają do menedżerów żyjących na tym futbolowym truchle niczym glonojady na wielorybie.
Co za to dostają miasta? Promocję? Jaką promocję, polskiej piłki niemalże nie da się przepchnąć przez percepcję średnio zaawansowanego kibica. Za to co jakiś czas, miasta muszą organizować konferencje, na które przychodzi kilku niewyspanych dziennikarzyn i tam muszą się owi włodarze tłumaczyć z tego, dlaczego znowu utrzymywali z naszych podatków kogoś kto właśnie dostał wyrok za korupcję w sporcie. Piękna promocja, nie ma dwóch zdań.
Dochodziło już w pewnym momencie do takich kuriozów, iż w Bytomiu, prezes tamtejszej Polonii walczył o fotel prezydenta miasta. Po co? Ano pewnie po to żeby móc legalnie, samemu bez niczyjej łaski podłączyć staczający się klub pod miejską kroplówkę. Niestety. Zaradnemu prezesowi wyborcy nie dali glejtu ( ale minimalnie tylko, kibice jednak tłumnie ruszyli do punktów wyborczych ratować klub) i Polonia Bytom kona w II (dawniej w III) lidze.
Tu chyba dochodzimy do sedna całej sprawy jak sadzę. Dlaczego miasta tak chętnie się w to angażują? Miasto to samorząd, jednostka administracji. Wybieralna w wyborach. Gdzie najłatwiej walczyć o punkty wyborcze? Dla wielu mieszkańców kluby to relikwie patriotyzmu lokalnego i taki pan czy pani, która pokazuje wszystkim jak to nie daje umrzeć legendzie może liczyć na ludzki odruch serca przy urnach wyborczych. Innymi słowy za miejską kasę można sobie kupić permanentną – z małą przerwą na okres zimy gdy liga nie gra – kampanię wyborczą.
Nie będę ukrywał że podczas pisania tego teksu ręce drżą mi ze złości. Nie wpadajmy jednak w panikę i nie dajmy się wciągnąć w uproszczenie sprawy pt. „To piłkarska Platforma O. musi mieć gdzie haratać w gałę i gdzie robić wałki”, bo sprawa jest głębsza i poważniejsza. W sponsoring miejski bawią się samorządowcy z różnych opcji i jest to zjawisko ponadpartyjne. Robią to zresztą od wielu lat - podczas gdy my zajmujemy się sprawami czysto egzystencjonalnymi, oni nie tracą czasu i działają. Biorąc pod uwagę, iż proceder ten trwa już od owych lat w najlepsze, i sumując do tego wszystkie pieniądze podarowane przez miasta klubom w postaci dofinansowań oraz stadionów, to najprawdopodobniej wyjdzie na to, że co rok organizujemy sobie takie małe Euro.
No dobrze. Teraz już można mi znów zacząć tłumaczyć że wszystko w naszym kraju jest cudownie, sprawy mają się świetnie i to nie jest nasze ostatnie słowo. Egzorcyści. Wyjmujcie kadzidełka i dalej mnie oczadzać. Nie zapomnijcie wspomnieć o A2.
Inne tematy w dziale Polityka