Przyznam szczerze, że już dawno nie odczuwałem takiego niesmaku obserwując SG Salonu 24 jak dzisiejszego przedpołudnia. Na samej górze schizoidalny teatrzyk Marka Migalskiego a na dole wyziew niejakiego Józefa Monety. Te dwa "teksty" spięły dzisiejszą SG bardzo symptomatyczną klamrą. Nie wiem tylko czego spodziewać się w takim razie dalej?
Pisanie o tym kto jest na SG a kto nie jest, i kto powinien tam być, śmiertelnie mnie nudzi. Nie wiem kto za tym wszystkim stoi i nie specjalnie mnie to interesuje. Jednak dzieje się coś niedobrego. Można to owszem zrzucić na karb sezonu ogórkowego i szukania jakiegoś nośnego szlagwortu na letnią niedzielę. Tyle czy nie za wysoką cenę za to wszystko musimy zapłacić? Naprawdę pamiętam dawne czasy Salonu i w nawet ich najgorszych momentach wpisy na poziomie Monety nie miały prawa się pojawić na SG.
Jednak ma to swoje walory edukacyjne. Pod owym schizoidalnym wpisem Migalskiego podpisał się w komentarzu nie kto inny, jak sam drugi bohater dnia, rzeczony Moneta. Wiecie co ten Moneta zarzucił Migalskiemu? Ano to, że jego zdaniem Migalski jest obrzydliwy. W tym momencie zalałem się kawą. Moneta ów, czyli jednostka, która zamieszcza "śmieszne" rysunki obrazkowe w których przedmiotem żartów jest Katyń, stała się tego samego dnia po napisaniu kolejnego debilizmu nikim innym a "sumieniem moralnym".
Europoseł Migalski pisze swoje wpisy pod ewidentnym wpływem alkoholu. Jestem tego prawie pewien - moja licząca już kilka lat teoria iż "Salon24+alkohol=ogień" uwidacznia się w panu-Markowych wpisach idealnie. Częstokroć wpisy tworzone nad ranem, najprawdopodobniej mają za zadanie pana Marka uwolnić. Wtedy o świcie - wiem bo sam różne rzeczy sobie pisuję - głowa się otwiera, umysł doznaje iluminacji i wena spływa niczym comiesięczne rachunki.
Poważnie jednak rzecz ujmując. Nie wiem jak bardzo jeszcze może skompromitować się polski polityk. Jest to problem szerszy, bo za Migalskim stojmą następne asy, które co prawda Migalskiemu do pięt w politycznym blogowaniu nie dorastają ale są w niedalekim peletonie. Drugi ancymon Libicki, a za nim Kuźmiuk i Wojciechowski. Reszta jakoś ostatnio zamilkła, ale ci "zieloni" są najbardziej wzmożeni i coraz bardziej realne staje się to, że jest to ich po prostu zadana odgórnie praca. To byłaby lepsza wiadomość dla nich, bo wtedy mógłbym zakładać, że jednak nie są tak mało błyskotliwi jak wynika to z ich pisaniny.
Pytanie na koniec jest takie. Czym zajmują się polscy politycy i jaki jest ich aktualny stan psychiczny. Co oni potrafią i jak to jest możliwe, że utrzymywany z naszych pieniędzy poseł czy europoseł nie jest w stanie napisać nic lepszego niż niejaki Moneta?
Inne tematy w dziale Polityka