Każdy kto przynajmniej stara się zachować choćby minimalny dystans do tego co wyczytać można z Salonu 24, wie że stworzony został tu pewien świat wirtualny, że siedzimy w pewnej kapsule w której panują warunki nietypowe. Sprawy bowiem mają się tak, że role w polskiej polityce zostały już dawno rozdane, a wszystkie karty, całkowicie jawnie leżą na stole. Jakieś 70% zapotrzebowania politycznego zostało w Polsce zagospodarowane już dawno temu, bo jeszcze na początku lat 90-tych i nie widzę specjalnych szans na to, aby coś miało się w tej kwestii drastycznie zmienić. Te 70% biorą zawsze ci sami, rotujący się tylko między sobą aktualną najfajnością, ale nie wypuszczają oni lejców niemalże ani na moment. Kto tworzy ową kastę „70%”? Ci co zawsze. Kiedy w Polsce była jedna telewizja to oni ją mieli. Kiedy w Polsce zrobiło się pięćdziesiąt telewizji to one i tak są ich. Kasta 70% dostosowuje się bardzo sprytnie do rozwoju cywilizacji – można powiedzieć, że do nich należą też niemal wszystkie możliwe gazety a nawet cały internet. Ba do nich należy cała Europa a może nawet i świat.
Oszalałem? Nie. Kiedy spojrzy się na układ naszej pożal się Boże sceny politycznej to nie trzeba wiele przenikliwości żeby to dostrzec. PO, PSL, SLD (Palikota nie liczę bo to przecież PO) tworzą pewnego rodzaju „koalicję słuszności”, która wymienia się władzą w różnych momentach, ale przecież każda z tych partii prze do tego samego celu. Tym celem jest pewnego rodzaju consensus wokół oczywistych spraw podstawowych – choć dopuszczalne są taktyczne niuanse.
Ta kamaryla stworzyła coś na kształt politycznej autarkii, z własnymi sądami, telewizjami i zakładami zdrowia, w której wszystko co obce i co chce zakłócić jej działanie momentalnie spala się w pierwszych warstwach stratosfery. W zasadzie można spokojnie przyjąć, że w Polsce, słowo „polityka”, oznacza już w zasadzie tylko i wyłącznie ten pewien specyficzny sposób sprawowania władzy w jej najrozmaitszych obszarach, który owa kamaryla dawno temu wymyśliła, opatentowała i wprowadziła nieodwracalnie w krwioobieg polskiej przestrzeni publicznej. Jeśli coś wygląda tak, że można mieć podejrzenia, iż nie pochodzi to coś z właściwego miotu, natychmiast polityką przestaje być i służy kamaryli jedynie jako straszak dla nowych generacji wyborców.
Jak wygląda struktura tej naszej kamarylki? W skrócie. Jest to w zasadzie kilku smutnych panów, z których niemal każdy był już premierem i którzy najprawdopodobniej to panowie w odpowiedniej chwili wykazali się w swoich szeregach, w czasie gdy polska scena polityczna została obwołana demokratyczną, najsilniejszymi łokciami i największą kolekcją haków wymierzonych w ziomków swoich i nie swoich. Nie sposób dotrzeć do hiper-pierwotnego źródła tego procesu, odnalezienie kokonu matki jest w tym przypadku niemożliwe. Można przypuszczać z dużą dozą w tym pewności, iż szybko, znów na początku lat 90-tych, dokonał się wewnętrzny casting na tych, którzy chcą bruździć i na tych, którzy „pragną ładu i consensusu”. Casting ten okazał się przysłowiowym strzałem w dychę, bo do dziś wtedy w nim wybrani, trzymają się mocno siodła i wręcz zamiast starzeć się i gnuśnieć oni zdają się nabierać wigoru, dosłownie młodnieją w oczach.
Ich polityka rodziła się w czasie, była dynamiczna i dziś stanowi niemalże koraniczny żelazo-beton, pełen prawd oczywistych i kierunków nie do podważenia. To oczywiście tylko obudowa, bo ta kaczuszka na powierzchni prezentuje się spokojnie i wręcz dystyngowanie ale pod wodą nóżki jej pracują na turbo-obrotach. W formalnych lub nieformalnych (to kaczuszka lubi najbardziej) układach należy do kaczuszki niemal cała Polska, od kopalń aż po upadłe stocznie. W tzw środku jest mityczne „wszystko”. Urzędy, z którymi nic nie da się zrobić jak tylko dalej je rozbudowywać i dezinformatyzować, służby takie, śmakie i owakie, kluby sportowe, spółdzielnie mieszkaniowe i cały ten pozostały szajs. To czego nie daje się w prostych ruchach połknąć i wziąć za uzdę po prostu się likwiduje – vide armia. Kamaryla sama tworzy swoje kłopoty i sama decyduje czy one dadzą się rozwiązać lub nie. Czasami coś naprawia, w tym czasie bardziej psując inne rzeczy i tak w ten sposób wszyscy siedzimy na tej samej śnieżnej kuli niemożności. Tu nie można niczym szarpać bo się może obalić całość. Tutaj każdy niczym w wojsku musi wiedzieć gdzie jego miejsce. Odważne decyzje można wykonywać tylko w czasie zakupów, w pracy trzeba ostrożnie trzymać za stery.
A nad tym wszystkim bezkresne niebo niebieskie. 70% Polaków którzy na ten consensus przystali , czerpią z niego profity bądź nawet w jakim sensie są tegoż conensusu ofiarami (co często się zdarza, mam wrażenie że im mocniej ktoś przez kamarylę na pewnym etapie odrzucany i poniewierany tym mocniej stara się o jej ponowne łaski, chwaląc ją bez końca i snując peany na cześć jej osiągnięć) bowiem nie wyprowadzi się nagle na Madagaskar. Bo cóż może być dla tego uniwersum jakąś alternatywą? Być może Polak zdecydowałby się na kogoś spoza „kasty 70%” gdyby nastąpił jakiś ciężki zawał i trzeba by było powrócić do czegoś na kształt cywilizacji post-feudalnej czy też post-plemiennej, w której nasze wybory ograniczałyby się do stylu zabijania zwierzyny w lasach czy też sposobu wypiekania kołaczy. A i wtedy nie wiem czy nie zobaczylibyśmy we władzach naszego plemienia kogoś kto przybył do nas wprost z UD.
Opozycja w takim ugruntowanym już systemie nie ma znaczenia. Może być taka, lub może być inna. Nieistotne. Ma ona, ta opozycja przed sobą takiego kolosa, że nie jest w stanie zrobić nic więcej ponad bycie swoistą zabawką kamaryli służącą do stymulowania ewentualnych nie do końca pewnych słuszności głównej linii. Opozycja ta, taka czy inna w tym układzie, powolnie sama ulega czemuś w rodzaju mimikry i by chronić siebie samą w pewnym sensie zaczyna grać, chce tego czy nie, na zasadach narzuconych przez kamaryle. Jej dojście do władzy nie wiele zmieni. Rzeczywistość jest bowiem kamarylą i teraz ewentualny śmiałek musiałby poświęcić kilkanaście lat na rozsupłanie choćby części węzłów i węzełków, i przekopanie się przez podstawowe choćby chodniki, poziomy i pół-poziomy. Musiałby się bardzo śpieszyć bo działałby w trudnych warunkach a procesy trawienne kamaryli w takim wypadku z pewnością uległyby potężnemu przyśpieszeniu.
Obraz to niezbyt wesoły, ale po co kogo oszukiwać? „Kasta 70%” zdefiniowała nasze środowisko naturalne na tyle, że nie bardzo widzę możliwość aby to kiedykolwiek miało się zmienić. Ona niespecjalnie musi się wysilać bo lata pracy zrobiły swoje i całość wydaje się już być bardzo stabilna. Bo ten styl , ten sznyt i ten vibe będzie się z biegiem lat tylko mocniej zakorzeniał, tężał w sobie i obrastał nowymi warstwami, aż w końcu już całkowicie zastąpi on jakikolwiek zdrowy rozsądek a my wszyscy po prostu nim sami się staniemy. Już teraz trochę tak jest, że wszyscy jesteśmy kamaryli zakładnikami – jeśli ona się przewróci, jeśli jej się coś stanie, to wszystko i tak poleci w pierwszej kolejności na nasze głowy.
Nie ma się co dziwić, że powoli nam samym trudno jest sobie wyobrazić inną jakość polityki prowadzonej przez „kastę 70%”, a nawet przez ich ewentualnych zastępców. Jak to śpiewał klasyk "nie uwierzy w słońce kto wychowany w mroku".
Inne tematy w dziale Polityka