Marcin Kacprzak Marcin Kacprzak
413
BLOG

To nie jest kraj dla futbolistów

Marcin Kacprzak Marcin Kacprzak Polityka Obserwuj notkę 20

 

Mała Chorwacja. W tej małej Chorwacji małe - liczące niespełna 200 tys. - miasto o nazwie Split. W tymże Splicie mały klub o nazwie Hajduk. Mały Hajduk Split gra na Wielkim San Siro przeciwko napakowanemu milionami Euro niczym kabanos Internazzionale, czyli w naszej swojskiej wersji po prostu przeciwko  Interowi Mediolan. Co tam. Mały Hajduk pokonuje wielki Inter na ich własnym Wielkim San Siro w stosunku 2:0, i o mały włos  nie wyrzuca miliarderów poza burtę europejskich pucharów. W tym samym niemal czasie, wicemistrz Polski Ruch Chorzów, daje się sponiewierać 5:0 w prowincjonalnym nawet jak na małe w końcu Czechy Pilźnie.

Nie wiem jak Wy, ale ja mam dość. Nie umiem już odnaleźć dla naszych piłkarzy ani grama zrozumienia. W końcu, po latach klęsk i seryjnych upokorzeń należy sobie powiedzieć wprost: Polacy nie potrafią grać w piłkę. Po prostu. Wydaje nam się inaczej, ale tak naprawdę to wina pewnych drobnych anomalii, które miały miejsce na przełomie lat 70-tych i 80-tych. Kilka znaczących futbolowych sukcesów dziś jawi nam się jako obowiązujący kierunek do którego powinniśmy dążyć. Tymczasem jak spojrzeć całościowo na historię polskiej piłki to niestety, ale okazuje się, że mieliśmy do czynienia wówczas z najzwyczajniejszym wyjątkiem potwierdzającym  regułę.

Polacy przegrywają w piłkę od zawsze. Już w roku 1938 zaczęliśmy kłaść podwaliny pod tą epopeję klęski. Dla niewtajemniczonych. W roku 1938 Polska zadebiutowała na Mundialu. Tak, tak. Zagrała wtedy przepiękny mecz z Brazylią, który do dziś krąży po światowych annałach futbolu. Zagraliśmy podobno cudownie, momentami ośmieszając Brazylijczyków. No i oczywiście przegraliśmy. Bohatersko. 5:6. Potem kolebaliśmy się od klęski do porażki, przetykając do od czasu do czasu jakimś drobnym sukcesem. Potem przyszedł Górski wraz ze wspomnianą wyżej anomalią.

"Polacy męczą się swoją własną grą". To zdanie komentatora wypowiedziane w czasie jednego z międzynarodowych meczów - bodajże na Euro 2008 - zapadło mi głęboko w pamięć. Dziś kiedy mistrz Polski przegrywa dwumecz z przeciętnym straszliwie anonimowym zespołem ze Szwecji, tracąc przy okazji 6 bramek i strzelając jedną, tamto zdanie wraca do mnie z podwójną mocą.

Powiedzmy sobie to w końcu szczerze i otwarcie. NIE POTRAFIMY GRAĆ W PIŁKĘ. Po prostu. Nie mamy ku temu żadnych predyspozycji, ani mentalnych, ani fizycznych ani żadnych innych. Dziesiątki lat lania w ten futbol pięniedzy nic nie daje i nic nie da. Nie dadzą też nic te mityczne systemy szkolenia, które w końcu zamienią nas w Hiszpanów. Bullshit. Chorwaci wbrew krążącym wyobrażeniom wcale nie mają szkolenia młodzieży. Mały Hajduk nie musi mieć szkolenia. Wychodzi i spycha Inter do defensywy na ich własnym Wielkim San Siro. Robi to, ponieważ Chorwaci - tak samo jak np. Czesi - kiedy wchodzą na boisko zmieniają się w bestie. "Miałeś grać jak tygrys, a ty grałeś jak dyrektor cyrku" - tak skwitował jeden z "asów" polskiej myśli szkoleniowej, niejaki Łazarek, grę swojego podopiecznego.

A my? My przegrywamy już sami ze sobą w szatni, przed meczem. Przed meczem musimy wysłuchiwać tych wszystkich idiotycznych w swojej buńczuczności zapowiedzi trenerów, że "dziś to my już ich na pewno..". Nie umiemy grać w środku pola. Nie współpracujemy na boisku. Nie mamy sił ani dynamiki w bieganiu. Nie POTRAFIMY ZROBIĆ NA BOISKU NIC ZASKAKUJĄCEGO. Wszystko wymęczone, wyrwane spod żołądka. Bezmyślność, powolniactwo i oczekiwanie na gwizdek sędziego oznaczający wypłatę.

Nic nie pomaga. Ani budowanie tym panom ekskluzywnych stadionów, wielotysięczna publika ani pensje w wysokości kilkudziesięciu tysięcy złotych miesięcznie conajmniej. Porażka goni porażkę a wstyd goni wstyd. Porażka na Euro ostatecznie wyleczyła mnie z jakiejkolwiek wiary w polską piłkę. Jeśli ktoś jest naiwny to niech wierzy w zapowiedzi naszych asów, że oni teraz pokonają Anglię w eliminacjach Mundialu. Proszę bardzo. Ja cieszę się tylko tym, że Arsenal pięknie się wzmocnił i czekam na start Premiership.

Aby nie sprawić wrażenia malkontenctwa jedynie, mam propozycję konstruktywną. Spójrzmy na Kanadę. Oni są tak samo drewniani w futbolu jak i my, albo - w co trudno już uwierzyć - jeszcze bardziej. Wymyślili sobie więc sport narodowy. Tarcie mopem po lodzie w pogoni za uciekającym czajnikiem. No i są w tym mistrzami. Może i my spróbujmy iść tą drogą?

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (20)

Inne tematy w dziale Polityka