Jeśli ktoś mnie czasem czytuje, to wie dobrze, że nic mnie tak nie fascynuje jak Europa i jej niezmierzalna niczym złożoność. Gdzie nie spojrzeć to jakieś dziwy i cuda. Najciekawsze w Europie jest to, że na tym maleńkim cypelku mieści się kilkadziesiąt mniejszych lub większych państewek, a każde z nich ma ego wielkie jak dwie Ameryki i Antarktyda razem wzięte. Pośród tych europejskich państewek znaleźć można kilka wyjątkowo przedziwnych, których na codzień nie zauważamy - bardzo zresztą niesłusznie. Jednym z nich jest Austria.
W Europie państwa konkurują ze sobą od setek lat na wielu polach, przy okazji skutecznie osłabiając moc i potencjał tego uroczego kontynentu. Jedną z ulubionych dyscyplin europejskich jest konkurs na najbardziej cierpiące państwo. My, Polacy, jesteśmy w tym nieźli i każdy Polak od małego dziecka uczony jest, że nikt nie wycierpiał tyle co Polska. Na potwierdzenie tej teorii każdy z nas z łatwością sypnie serią historycznych faktów. Tymczasem w tej naszej całej martyrologii nie zauważamy tych, którzy nie dość że wycierpieli całkiem dużo w czasie przeszłym, to na dodatek cierpią dalej do dnia dzisiejszego. Choćby właśnie Austria.
Kiedy patrzę na mapę Europy i widzę to skarłowaciałe państwo wciśnięte pomiędzy Lichtenstein a Szwajcarię zastanwiam się "o co kaman". Zapoznanie się z historią Austrii tylko wzmacnia szczere współczucie dla kraju, którego sensu istnienia nie tłumaczy absolutnie nic. Poza oczywiście trasami narciarskimi.
Na samym wstępie należałoby zapytać skąd się ta Austria w ogóle wzięła. Najpierw Duża Francja podzieliła się na dwie mniejsze - jedna z nich nazywa się dziś RFN. Potem ta niemiecka ex-połówka Dużej Francji wydaliła z siebie Austrię. To tak w telegraficznym skrócie. A potem? Potem to było podobnie jak z Polską. Austria również urosła za duża i pękła pod swoim ciężarem. Austria, podobnie jak Polska, była niegdyś dużym mocarstwem, które zgubiło to, że próbowało nie wiedzieć czemu zostać protoplastą Unii Europejskiej. Austria, tu znów podobieństwo do naszych losów, srogo zapłaciła za sąsiedztwo z dużym agresywnym państwem, które w imię "uszczęśliwienia" krewnego kilkukrotnie go napadało, zabierało mu ziemię, a na koniec po prostu je połknęło. Tu właśnie zaczyna się początek nieszczęść Austrii. Nieszczęść trwających do dziś. Bo największym problemem Austrii były, są i będa Niemcy. Niemcy to odwieczny kompleks Austrii i niezbywalny składnik jej historii z którym, jak mniemam, wciąż Austriacy sobie nie mogą poradzić. Nie wiedzą czy mają być jak Niemcy, czy mają się od nich odróżniać. Mają być z Niemcami, czy przeciwko nim - tak czy siak, zawsze ci Niemcy są w tle Austrii.
Było mocarstwo Austro-Węgierskie. No było, ale nawet jak było to tak trochę komiczne dziś się wydaje. Rozkręciło Wojnę Światową, a potem, jak wszystko nie szło jak trzeba, po prostu się rozsypało na kawałki. Z dużego mocarstwa po pierwszej wojnie światowej został jedynie alpejski kadłubek, którego później nie chciał nawet Stalin. No bo co zrobić z Austrią? Czy Austria to Niemcy? Niby tak, ale jacyś inni. To w końcu Niemcy czy nie Niemcy? Chyba jednak nie Niemcy. Czy Hitler był Niemcem czy Austriakiem? Na początku był Austriakiem, ale chyba do końca dobrze się z tym nie czuł (a jednak), bo uciekł do "braci starszych" i potem wrócił z kolegami i czołgami. Tak czy siak Austriacy stracili mocarstwo, wyhodowali Hitlera, który ich potem z wdzięczności napadł i jeszcze do dziś z tym Hitlerem zostali i muszą się z niego tłumaczyć. Jak pech to pech.
Wikipedia nie pozostawia żadnego złudzenia. "W wyniku postanowień Traktatu z Wersalu, Austria stała się państwem nieliczącym na arenie europejskiej". Koniec kropka. Auć.
Historia Austrii to jedno wielkie cierpienie, które - jak już wspomniałem - trwa do dziś. Bo Polacy koniec końców wyszli z historycznych zawieruch wcale nieźle, już się nawet zdołali wyrwać z jarzma komuny, jakoś tam się odbudowują i coraz lepiej się o nich mówi. A Austria? Kobiety w "dobrej" niemieckiej średniej. Wiedeń to punkt zbiórkowy wszelkiej maści agentury światowej. Pamiętacie w ogóle, że Austria organizowała EURO? Kiedy nadchodziło wielkimi krokami, w prasie austriackiej na poważnie zastanawiano się nad złożeniem petycji w sprawie wycofania z mistrzostw własnej kadry. Powód? Fatalna i toporna gra, w której sympatyczni Austriacy powoli prześcigają i nas samych. Brzydziej niż Austria w piłkę grać się już po prostu nie da.
Byłem raz w swoim życiu w Austrii i wyjechałem stamtąd wstrząśnięty. Czysto, schludnie i ogólnie można tam toczyć spokojny żywot w cieniu Alp. Tyle, że jakoś tak jednocześnie tam martwo. Dlatego Austriacy z tych zgryzot wymyślili Red Bulla. Siedzi taki smutny Austriak, myśli o historii, o utracie Imperium, o przechodzących kobietach, o Fritzlu, o Adolfie i dopada go depresja wielka jak Grossglockner. Łapie szklanicę Red Bulla, doczepia sobie narty i leci potem daleko, daleko. Chce lecieć jak najdłużej, bo wie dobrze co go czeka kiedy znów dotknie ojczystej ziemii.
Czeka go tam między innymi Barbara Rosenkranz...
Doprawdy, ta niedoszła pani Prezydent Austrii może przyprawić o mróz w kościach. Matka dziesięciorga dzieci, która w rubryce zawód wpisała "gospodyni domowa". Pani Babara nienawidzi Unii Europejskiej i strefy Shengen. Emigrantów nawiedzających Austrię nazywa "importem przestępczości". Lek na całe zło? Zlikwidowanie przepisów zabraniających głoszenia nazistowskiej propagandy. Proszę sobie wyguglować panią Barbarę Rosenkranz - jest to sprawa dla ludzi o mocnych nerwach. W ostatnich wyborach prezydenckich uciułała prawie 20% głosów, ale można sądzić, że nie jest to jej ostatnie słowo. Na austriackiej goryczy można bardzo daleko popłynąć...
Czy w świetle tych wszystkich faktów aberracją byłoby stwierdzenie, że ktoś tam na górze nie lubi Austrii? Nie wiem do końca czemu tak jest i sądzę, że Austriacy nie zasłużyli na swój los. Ja będę dalej trzymał za nich kciuki i wierzę mocno w to, że w końcu zły los Marchii Wschodniej się kiedyś odwróci. Niech Bóg ma ich w swojej opiece.
Inne tematy w dziale Polityka