Święta były niedawno to i nie dziwota, że wszyscy się chwalą prezentami od Mikołaja, Gwiazdora, czy też od Dziadka Mroza w najbardziej ekstremalnym przypadku. Prezenty, jak widać, są rozmaite. Grecy dostali w styczniu 14 miliardków ojro. To znaczy grecki rząd dostał, bo już greckie społeczeństwo dostało podwyżki stawek podatkowych i 15%-ową podwyżkę prądu. No ale Grecy to Grecy. Taka marszałkini Kopacz już nie może narzekać. Na koniec uroczego 2012 roku dostała 45 tysięcy premii. "Sejm to też zakład pracy" - tak nam rezolutnie całą sprawę marszałkini wyłuszczyła.
Żeby nie było. Wraz z Panią Kopacz nagrodami cieszyli się wicemarszałkowie. Wprawdzie to tylko 40 tysięcy, ale co tam. Darowanej premii w gardziel nie wypada zaglądać. Tutaj zresztą cały ten premiowy dramat nabierać zaczyna cech ekumenicznych, bo po te 40 tysi w kolejce do kasy ustawili się przedstawiciele wszystkich bez wyjątku partii.
Nie wiem jak wy, ale ja się nie oburzam. Choćbym bardzo chciał, to złościć się na panią Marszałek nie umiem i nie chcę. Przecież należy jej się. Choćby za to niedawne trzymanie kciuków za Bartosza Arłukowicza, który musi się zmagać z nieokiełznywalną materią służby zdrowia. A przecież pani Marszałek wie, że "w służbie zdrowia kolejka zawsze musi być". Tak więc pani Marszałek trzyma te kciuki wytrwale, równie wytrwale jak przekopywała czas jakiś temu grunt w Smoleńsku.
Podobno jest jakiś kryzys. Tak się często słyszy, ale przyjemnie jest widzieć, że chyba nie jest jednak tak źle, skoro rządzący tyle jedzą. Na pewno gdyby było bardzo, bardzo groźnie to oni by oszczędzali, prawda? Powiedzcie, że mam rację...
Inne tematy w dziale Polityka