Początek roku jest, to i nowa rządowa ramówka musi się pojawić, żeby tak nie zostawiać ludzi bez żadnego zapychacza na czas kryzysu. Przygrywka ze związkami partnerskimi udała się wcale nieźle, więc czas na jakieś prawdziwe, dobre kino. Uruchamia się więc zespół pod przewodnictwem Macieja Laska, który będzie nam teraz umilał coraz krótsze, ale jednak wciąż dosyć długie zimowe wieczory. Kto będzie miał czas dyskutować o bezrobociu, czy funduszach europejskich, skoro TVN 24 będzie przeprowadzała live relacje z przeczołgiwania taliba Macierewicza. Mnie w tym wszystkim interesuje kwestia: kto tak naprawdę tę zabawę wymyślił.
Ledwie cała ta inicjatywa opuściła salę porodów, a już budzi szereg kontrowersji. Co będzie wtedy, gdy komisja nabierze w żagle medialnego wiatru? - można sobie jedynie spróbować wyobrazić... Mnie zaintrygowało najbardziej w tej sprawie to, kto wpadł na ten tak genialny w swej prostocie pomysł. Przekopałem połowę internetu, żeby dowiedzieć się czegokolwiek na ten temat, tymczasem odpowiedzią jest jedynie internetowa głusza. Nagle bęc, i jest komisja. O jej umocowaniu prawnym, o jakimś konkretnym prawnym mechaniźmie, który mógłby spowodować powstanie takiego ciała też niewiele - w zasadzie nic - można się dowiedzieć. Jednym słowem mam pytanie: kto to wszystko wymyślił i jakie ma na to uzasadnienie.
Niestety, komisja wygląda mi na cynicznie skonstruowany medialny think-thank, mający ostatecznie zdruzgotać wszystko to, co jeszcze nie zdołało zrozumieć, że wersja śledztwa a'la Anodina jest obowiązującą wykładnią. Think-tank, dodajmy, wyposażony we wsparcie piechoty "zaprzyjaźnionych mediów" i we wszelkie plenipotencje wynikające z usadowienia w instytucjach państwa. Nie bardzo wiem, kto mógłby z takim kolosem iść na zwarcie. Oczami duszy widzę Michała Laska siedzącego za ogromnym dębowym stołem, który z wysokości swojego urzędu patrzy na tych małych, siedzących na składanych, wędkarskich krzesełkach dziennikarzy-oszołomów. Kamery będą to wszystko pilnie rejestrować, te wszystkie spocone i zaaferowane twarze dziwaków, wciąż doszukujących się czegoś w zamkniętej i jasnej jak słońce sprawie. Wszyscy oni będą wyglądać jak folwarczni, którzy przyszli do pałacu pana domagać się rekompensaty za zawaloną stodołę. Czyż nie o to chodzi?
Bo o co więcej może chodzić? Przecież śledztwo de facto wciąż trwa - pracują Rosjanie i pracuje nasza prokuratura. Z drugiej strony, wielu dziennikarzy i autorytetów zapewnia nas, że "wszystko już wyjaśnione". Sam szef komisji z dezynwolturą oświadcza, że nie zna całego materiału prac komisji Millera. Na drugim wdechu oznajmia jeszcze, że nie zamierza dyskutować z posłem Macierewiczem, choć wiadomo, że nowopowstała komisja ma walczyć głownie z jego tezami. Groch z kapustą.
Po raz kolejny PO zdaje się wykorzystywać instytucje państwa, do prowadzenia własnej polityki partyjnej. Sądzę jednak, że ten cały marketingowy plan spełznie na niczym. Może tu bowiem nastapić efekt, tak zwanego przedobrzenia - całosć może okazać się po prostu przeciwskuteczna. Jeszcze się dobrze nie zaczęło, a już jest bardzo niepoważnie.
Kto wymyślił więc komisję Laska? Sam Lasek? Ktoś z głównodowodzących Platformy? A może sam Donald Tusk? Tego nie wiadomo, a co ciekawsze, żadna odpowiedź - nawet gdyby padła - nie będzie tu dobra, bo zwyczajnie dobrej odpowiedzi na to pytanie nie ma.
P.S. Postaram się sam zadać to pytanie Maciejowi Laskowi w czasie środowej konferencji, na którą razem z Czarkiem Krysztopą. się wybieramy.
Inne tematy w dziale Polityka