Jedną z wielu świeckich tradycji wypracowanych przez lata działalności Salonu 24 jest wytrysk notek około-powstańczych. O ile na początku były to głównie martyrologiczne i pretensjonalne w formie i treści epiki, tak z roku na rok coraz więcej pojawia się notek tzw. racjonalnych. Zimni racjonaliści wyposażeni w Facebook'a i laptopy z lodowatą jak Szpicbergen logiką dokonują wiwisekcji przodków-szaleńców, którzy blisko 70 lat temu popędzili niczym rozpędzone barany na teutoński mur.
Podobno stajemy się coraz bardziej pragmatyczni i racjonalni. Nie rani już nas tak bardzo, kiedy cenieni i uważani za "naszych" blogerzy i publicyści stawiają kontrowersyjne tezy. Nic przecież się nie stanie, jeśli pozastanawiamy się nad tym, czy w 1944 roku lepiej było nie urządzać "warszawskiej awantury". Też tak uważam. Jako społeczeństwo cieszące się urokami względnej wolności słowa mamy do tego prawo - sam wsłuchuję się w te głosy z ciekawością, bo przecież po to m.in. wywołana była owa "awantura" abyśmy mogli mówić to co każdy uważa za słuszne.
Jedna jednak kwestia nie daje mi w tym przypadku spokoju. Nie wiem skąd bierze się tak silne żądanie, by również zimnymi racjonalistami byli ludzie, którzy żyli 70 lat temu w państwie brutalnie najechanym ze wszystkich niemal stron. Czy można stać się zimnym pragmatykiem w sytuacji, w której jedna armia zdemolowała nasz kraj, a druga właśnie szykuje się do tego samego? Czy można podejmować chłodno wykalkulowane decyzje kiedy każde wyjście z domu może skończyć się śmiercią albo łapanką?
Myślę, że ci, którzy mają pretensje do tych osób, które podjęły w sierpniu 1944 roku walkę, powinni skierować je pod inny adres. Bo przecież gdyby Niemcy 5 lat wcześniej nie rozpętały orgii przemocy to być może nikt z nas nie musiałby się zastanawiać nad tym, czy trzeba się było bronić czy też może lepiej schować się w lepiankach. Niemcy nas napadli, zaatakowali, zniszczyli co tylko mogli, zabili miliony (miliony!) naszych rodaków - jak w tej sytuacji podejmować racjonalne decyzje, skoro sytuacja która otacza człowieka jest straszniejsza niż dzisiejsze holyłódzkie thrillery? Tak, wiem. Obłęd tych, którzy w tej sytuacji nie widzieli innego rozwiązania niż tylko walka, zaczął się właśnie w 1939. Wtedy też można było zachować się racjonalnie czy też może po prostu jedynie bardziej racjonalnie. Racjonalnie wobec potężnego wroga, który "proponuje" nam "pokojowe" rozwiązanie sporu w postaci zaboru połowy kraju i uczynienia z niego lotniskowca do ataku na inny kraj. Z pewnością mogli zachować się bardziej racjonalnie ci ludzie, którzy 20 lat wcześniej wyszarpywali swój kraj spomiędzy wyszczerzonych bagnetów...
Nasza historia pełna jest przykładów na brak racjonalności. Bo czy nie tak samo mało racjonalne były działania powstańców wielkopolskich, śląskich czy też legionistów Piłsudskiego? Wątpię też by racjonalnością kierowali się solidarnościowi opozycjoniści. Przecież chwila nieuwagi, jeden nieroztropny krok, i wszystko mogło skończyć się tak samo jak "awantura warszawska". Co za ryzykanci... W ogóle nie liczyli się z konsekwencjami swojej brawury.
Wojna jest sytuacją kiedy racjonalność zostaje odwieszona na kołek. Trudno wyobrazić sobie co czuć muszą ludzie, kiedy wokół nich świstają kule, umierają ich dzieci, a dobrze znane ulice zamieniają się w sterty gruzu. Być może powinniśmy tym ludziom dać już święty spokój. Pamiętać o nich i robić wszystko byśmy w przyszłości nie musieli rozstawać się z naszą własną racjonalnością.
Inne tematy w dziale Polityka