Marcin Kacprzak Marcin Kacprzak
3296
BLOG

Obywatelu. Głosuj i spadaj.

Marcin Kacprzak Marcin Kacprzak Polityka Obserwuj notkę 61

Mustafa Kemal Ataturk, dowódca tureckiej 19 dywizji, podczas pamiętnej bitwy o Gallipoli, zwrócił się do swoich podwładnych, kiedy ci cofali się przed napierającymi Australijczykami i Nowozelandczykami, takimi oto słowami: „Nie rozkazuję wam atakować, lecz umrzeć”. Była to, przyznacie, osobliwa forma motywacji. Jak się okazuje, podobne techniki są na porządku dziennym u nas w Polsce, zaś wyjątkowo chętnie stosują je politycy, zwłaszcza gdy akurat mają miejsce jakiekolwiek wybory.

Referendum w sprawie odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz nie przyniosło ze sobą nic nowego, nic czego byśmy o sobie nie wiedzieli. Krzykliwa, niemal zupełnie pozbawiona merytoryki kampania prowadzona przez obie strony, a jako wisienka na torcie żenująca frekwencja. Tak wyglądają niemal wszystkie wybory w Polsce. Potem przez media przewala się korowód „mądrych głów” analizujących wydarzenie od strony tzw. polityczno-społecznej. Efektem są wysublimowane teorie. Np. że tak mało ludzi poszło głosować na referendum bo im Miller, albo jakiś inny Halicki kazał nie iść.

Tymczasem wiemy jedno. Nadal Polacy nie mają zamiaru ani na krztynę zaufać polityce jaka toczy się nad ich głowami. Nie chcą głosować, nie chcą słuchać polityków raz na ruski rok przypominających sobie o obywatelach i chcą by im dać święty spokój. Czy to ich wina? Nie. Bo obywatele za nic w świecie nie czują się podmiotem polskiej polityki. Żadne bicie w bębny tu nie pomoże. Kto wygrał? Nikt, wszyscy przegraliśmy.

Głęboka nieufność Polaka do polskiego polityka szybko nie zniknie, ba, raczej będzie się jedynie potęgować. Bo Polak czuje, że rola jaką mu polscy politycy wyznaczyli, ogranicza się jedynie do wrzucenia kartki z zaznaczonym „odpowiednim” kandydatem. Potem obywatel zaczyna przeszkadzać, a nawet może stać się dla danego polityka śmiertelnym wrogiem, bo jest ten obywatel przecież potencjalnym wyborcą przeciwnika. Polak więc nie chce się w to mieszać. Nie ma czasu. Musi zarobić na ZUS, na wywóz śmieci, a potem jeszcze pojechać na upokarzające saksy żeby sobie chociaż jakąś meblościankę w chałupie postawić. Za rok, dwa czy trzy, obywatel znów stanie się potrzebny i znów na te polityczne zaloty się wypnie. A politycy i politolodzy dalej będą się zastanawiać, który parteitag był fajniejszy, a którzy spin doktorzy dali ciała.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (61)

Inne tematy w dziale Polityka