Marcin Kacprzak Marcin Kacprzak
1852
BLOG

Lewica czy prawica? – odwieczne pytanie na śniadanie

Marcin Kacprzak Marcin Kacprzak Polityka Obserwuj notkę 80

Przebywając niedawno w bibliotece, stwierdziłem, że mam ochotę przeczytać jakiś głupi, odmóżdżający kryminał. Już miałem chwytać z półki pewne „dzieło” literatury, kiedy zorientowałem się, że w wyniku pomyłki, tuż obok „dzieła”, stoją sobie „Myśli nowoczesnego endeka” autorstwa red. Ziemkiewicza. Tak wskazał los – pomyślałem i zaciągnąłem te „Myśli” do domu. W czasie lektury jedna ciekawa rzecz zwróciła moją uwagę.

Dyskusja na temat: „lewica czy prawica, i czy są one, te określenia, jeszcze nam w ogóle potrzebne”, to żelazny punkt wszelkich polityczno-internetowych potyczek. Wydawałoby się, że ten temat już został przerobiony od każdej możliwej strony, obiecywałem sobie, że nie będę go już więcej poruszał, ale, tak jak wspomniałem na wstępie, książka Ziemkiewicza na nowo obudziła we mnie związane z tym wszystkim refleksje. Zresztą nie chodzi tak naprawdę o całą książkę i jej ogólny sens, ale po prostu o pewien, bardzo charakterystyczny, jej fragment.

Otóż Rafał Ziemkiewicz dokonuje w „Myślach nowoczesnego endeka” bardzo ciekawego, nie wiem czy świadomego, wygibasa. Wychodzi bowiem w pewnym momencie od tezy, iż podział lewica-prawica w Europie już się wyczerpał, dominuje post-polityka i narodowe interesy, a poszczególne partie różnią się, jak to ujął RAZ, jedynie kolorami krawatów. Czytając te słowa pomyślałem, że ma ich autor sporo racji i że moje odczucia są w tej kwestii bardzo podobne. No tak, ale chwilę później, red. Ziemkiewicz przeładowuje broń, zapomina o tym co chwilę wcześniej napisał i przez dalsze kilkadziesiąt stron zaciekle udowadnia nam przewagę myśli prawicowej nad tą lewicową. Oczywiście nie ma w opinii Ziemkiewicza takiej przewiny na tym łez padole, której nie dałoby się wepchnąć lewicy za pazuchę. Oprócz obwinienia jej za wszelkie światowe nieszczęścia, nie mogło zabraknąć rytualnego oskarżenia lewicy za to, iż ta wydała na świat, a jakże, III Rzeszę i samego diabła wcielonego Hitlera. Na razie jednak to zostawmy.

Ważniejsze od znęcania się RAZ-a nad lewicowością, jest fakt iż empirycznie, na własnej osobie, pokazał nam Ziemkiewicz jak bardzo podział lewica-prawica jest ludzkości potrzebny do mniej lub bardziej prostackiego opisu świata, a jednocześnie też jak bardzo tejże ludzkości ów podział ciąży i jak bardzo wciąga ją na bagniska. Do Ziemkiewicza można mieć z pewnością wiele uwag, nie trzeba go wcale lubić, czy darzyć respektem jego poglądów, ale nie można mu odmówić ponadprzeciętnej inteligencji. A jednak i on ulega przemożnej chęci zidentyfikowania się w wersji „hard” z jedną z domniemanych połówek na jakie dzieli się podobno każdy pojedynczy atom i cały świat – i wszystko to pomimo świadomości, iż tego typu podział owego świata doskonale nie opisuje, to jest po prostu coś silniejszego nawet od samego RAZ-a . No i wraz z tą identyfikacją formatuje się mu cały „aparat pojęciowy”. Prawica „good”, lewica „bad”. Od tej pory nie można już liczyć na żaden obiektywizm. Skoro kanapki upadają dżemem do podłogi, to wiadomo, że te kanapki są lewicowe. Brzydkie kobiety są lewicowe, terroryści są lewicowi i szarobure poniedziałki także są lewicowe. Wszyscy źli i występni politycy to oczywiście, nie ma tu żadnego zaskoczenia, są w oczywisty sposób lewicowi. Można tak wyliczać dalej, ale po co.

Zanim napadną na mnie „prawicowcy” (wszak sam RAZ wstawia te określenia w cudzysłowie, bo, jak już ustaliliśmy, tli się w nim intuicja, że nie opisują one świata w skali 1:1) od razu wyjaśnię: „lewicowcy” nie są wcale lepsi. Wystarczy prześledzić fora internetowe, czy dyskusje na portalach społecznościowych. Dla tych, którzy mianują się lewicą, wszystko co spotyka nas złego musi mieć jakiś prawicowy posmak. Nie ma tu rzecz jasna prostej symetrii, obie grupy przypisują sobie inne okropności, ale jedno jest pewnikiem, że punktów wspólnych nie ma między nimi prawie żadnych.

To niedobrze, bo sytuacja naszego kraju zmusza nas do konstruowania niemalże od podstaw naszego bytu państwowego. A to z kolei oznacza, że ta konstrukcja musi być wielowymiarowa. Tutaj przydałoby się więcej lewicy, tam więcej prawicy. Tu trochę myślenia pro-społecznego, tam z kolei cenne mogą być wskazówki liberalne. Nie wiem, może nie mam racji, ale zdaje mi się, że jednej gotowej recepty, prawicowej czy lewicowej na powszechną szczęśliwość nie ma. Może jednak ktoś taką zna?

Nie poruszałbym tego tematu ponownie, nawet książka Ziemkiewicza by mnie do tego nie zmusiła, gdyby nie to, że ten polski podział, nazwijmy go umownie, prawica-lewica jest aż tak bardzo merytorycznie powierzchowny, a jednocześnie tak bardzo plemiennie głęboki. Taki podział nie zniknie nigdy, nie łudźmy się. Jednak w naszej swojskiej wersji nie generuje on już niczego konstruktywnego, napędza jedynie wszystkie atawistyczne odruchy i odbiera rodzącemu się społeczeństwu zdolność do podwyższonej koncentracji oraz do właściwego określenia kierunku w jakim powinno podążać. Pro-państwowy pragmatyzm jeszcze się nie narodził, nawet nie ma kandydatów na rodziców. Pozostaje nam jedynie czekać na to, aż albo lewica albo prawica wymyśli jakiś pomysł-cud, który zamknie wszystkim niedowiarkom usta z podziwu.

 

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (80)

Inne tematy w dziale Polityka